FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie Najlepsze forum o Galactik Football 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
3. Seria Galactik Football - Bazgroły by jula

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Najlepsze forum o Galactik Football Strona Główna -> Wasza twórczość / Opowiadania / III Seria GF - Wasze Opowiadania

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Wto 15:11, 13 Paź 2009    Temat postu: 3. Seria Galactik Football - Bazgroły by jula
 
Tak, tak. Wzrok Was nie myli. Zakładam własne opowiadanie. Jeszcze do końca nie mogę uwierzyć w to, że uległam tym namowom, ale powoli się otrząsam z szoku. Nie wiem, czy wytrwam do końca, za to mam szczerą nadzieję, że mi się to uda. Tak więc zapraszam do czytania.

Ostatnio zmieniony przez jula836 dnia Pią 21:14, 30 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Wto 15:15, 13 Paź 2009    Temat postu:
 
Ambitny tytuł, nie ma co... Pierwszy odcinek już gotowy. Jest kompletnie bez ładu i składu, ale może znajdzie się ktoś, kto doceni moje wysiłki *wzdycha*. Jeśli chcecie, możecie się śmiać. Przynajmniej będę wiedziała, że jesteście szczerzy.

***

Odcinek pierwszy: Po finale


Był ranek. D’Jok właśnie próbował wstać, ale nie mógł, ponieważ jak zwykle poszedł spać zbyt późno. Wiedział, że może spóźnić się na trening, a Aarch ostatnio był dla nich jeszcze bardziej wymagający niż zwykle. Zawodnicy go nie rozumieli i wymagali od niego chociaż dwumiesięcznej przerwy. Po wygranej w pucharze zasługiwali na trochę odpoczynku.
Napastnik w końcu wygramolił się z łóżka z niezbyt wesołą myślą, że jeśli będzie tragicznie, to zawsze może być gorzej.
Zszedł na dół po schodach i spodziewał się zobaczyć Mayę, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć. „Trudno…” pomyślał „chyba powinna wiedzieć, gdzie będę, nic tu po mnie…”.
Wyszedł z domu na mróz, ale był już do tego przyzwyczajony, więc nawet się nie wzdrygnął.
Idąc tak rozmyślał o swojej przeszłości. Zastanawiał się, czy gdyby jego ojciec nie wynalazł wtedy Metafluxa, to czy byłby w chwili obecnej najbardziej poszukiwanym człowiekiem we wszechświecie…
Co za pytanie! Wtedy takie coś nie miałoby nigdy miejsca! Ale co by było z nim? Czy jego matka by przeżyła? Sonny wielokrotnie obwiniał się o śmierć żony, ale to naprawdę nie była jego wina. Nie mógł przewidzieć obrotu wydarzeń, jakie przyniosły konsekwencje wynalezienia czegoś, czego Bleylock niby nie miał wykorzystać w celach militarnych. To wszystko była ewidentnie wina poległego już generała oraz korporacji, która zrujnowała życie całej jego rodzinie, i której nienawidził zarówno Sonny, jak i D’Jok – Technoidu.
Nagle przystanął. Zauważył znajomoą sobie aż za bardzo postać. Sinedd właśnie wszedł do jakiegoś tajemniczego zaułku. Ten to ma dobrze… mógł trenować bez żadnego przymusu. Artegor chyba postanowił dać Shadowsom trochę odpoczynku, chociaż to do niego zupełnie nie pasowało.
W każdym razie D’Jok nie miał czasu, żeby sprawdzić, co tam robi Sinedd.
Wizja tego, jaka by była reakcja Aarcha gdyby się spóźnił coraz bardziej odciągała go od jego pomysłu. Oddziaływała na niego tak mocno, że postanowił sprawdzić to miejsce po treningu.


Cała drużyna już zebrała się Akademii. No. Był jeden wyjątek… brakowało Micro’Ice’a. Reszta na pewno nie zazdrościła mu sytuacji, w jakiej się znajdował, a było już dokładnie sześć i pół minuty po czasie. Trener jednak nie zdawał się tym przejmować. Był trochę zamyślony. W tej właśnie chwili, gdy minęło już siedem minut od wyznaczonej pory spotkania do Sali wbiegł nie kto inny, jak…
- Micro-Ice – powiedział spokojnie Aarch. – Miło, że wreszcie zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Usiądź, proszę.
- Trenerze, ja naprawdę przepraszam za spóźnienie, ale po drodze… - do Micro-Ice’a dopiero po kilkunastu sekundach dotarł sens słów, wypowiedzianych przez Aarcha. Nic nie powiedział, tylko spojrzał się dziwnie na trenera i posłusznie usiadł na kanapie między Yuki., a Thranem.
- No dobrze. Nie będę owijał w bawełnę – zaczął Aarch. – Zapewne macie mi za złe, że nie dałem Wam ani trochę odpoczynku, jak poprzednim razem zaraz po tym jak wygraliście puchar. Na dodatek drugi raz z rzędu. Nie ukrywam, że jestem z was niezmiernie dumny, ale to wciąż za mało. Doskonale wiecie, jak blisko byliśmy przegranej i tym razem nie możemy pozwolić sobie na leniuchowanie. Chociaż w najbliższym czasie nie mamy w planach żadnych ważniejszych meczy, to od samego początku musimy zabrać się ostro do pracy.
- A miał nie owijać w bawełnę… - szepnął Micro-Ice do Thrana, ale na jego nieszczęście trener nie miał jeszcze takiego kiepskiego słuchu i po chwili napastnik poczuł, jak coś twardego uderza w jego głowę.
- Ałł! – krzyknął Micro-Ice. – Co za…?
Micro-Ice skojarzył szybko fakty i powoli wyszczerzył się do Aarcha.
- Natychmiast wchodźcie do holotrenera – zarządził. – Mark. Ty zostajesz.
Snow Kids wykonali polecenie, po czym Aarch zwrócił się do Clampa:
- Włącz im Lightningsów.
Clamp chwilę postukał po klawiaturze i po chwili drużyna już znajdowała się na boisku. Pojawili się także Lightningsi.
D’Jok i Warren ustawili się na środku boiska obok siebie. Piłka wybiła się w górę. Warren ją przejął i podał do jednego ze swoich zawodników. A ten z powrotem do kapitana, gdy ten już wylądował. Biegł w kierunku bramki przeciwników. Thran spróbował przejąć piłkę, ale nie zdołał, ponieważ Warren podał do jednego ze swoich. Niespodziewanie piłkę odebrała mu Mei. Wybiła piłkę do góry, po czym sama wyskoczyła. Podała do niekrytej Tii. Dziewczyna przyjęła piłkę. Przebiegła się z nią kawałek. Nagle drogę zagrodziło jej dwóch zawodników z Lightnings. Nie pozwoliła, by jej odebrali piłkę. Zaczęła się rozglądać dookoła. Rocket był kryty. Drogę do D’Joka zasłaniał Warren… Przeskoczyła więc z piłką nad przeciwnikami, używając Oddechu i podała do Micro-Ice’a. Ten, mając czystą pozycję strzelił z daleka w kierunku bramki przeciwników, ale piłkę bez problemu wybił bramkarz. Zrezygnowany Micro-Ice odwrócił się w przeciwnym kierunku, kiedy nagle usłyszał głos dochodzący z góry:
- Świetnie, D’Jok. Tak trzymać.
Głos należał do Aarcha. Zdziwiony Micro-ice spojrzał w kierunku bramki przeciwników i zobaczył piłkę, która była w bramce oraz D’Joka leżącego na murawie. Zapewne napastnik zdążył jeszcze odbić piłkę w stronę bramki, zanim przejął ją któryś z zawodników Lightnings. Reszta meczu wyglądała podobnie, tyle że czasami też przeciwnicy Snow Kids strzelili jakąś bramkę. Yuki nie mogła na to nic poradzić. Jednak popisała się ona kilkoma popisowymi obronami.
Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 5:3 dla Snow Kids po jeszcze jednym golu ich kapitana, dwa zdobył Micro-Ice, a ostatniego zdążyła wywalczyć jeszcze Tia. Trzy pozostałe dla przeciwników zdobył oczywiście Warren.
- Zagraliście dobry mecz, ale wiadomo, że stać was na więcej – na wstępie ocenił ich grę Aarch. – Na dzisiaj już wam odpuszczę. Możecie wracać do swoich domów.
Trener wyszedł z pomieszczenia, a drużyna udała się do swoich szatni.
- Hej, co powiecie na to, żeby pójść obejrzeć dzisiaj mecz do restauracji? – zaproponował Micro – Ice.
- Ja mogę iść – powiedział Mark.
- Ja też – zgłosił się Thran.
- W końcu i tak nie mam nic lepszego do roboty - powiedział D’Jok.
W szatni nikt nic już nie powiedział. Micro-Ice wyszedł i poczekał chwilę pod szatnią dziewczyn. Nagle wyszła z niej Yuki, a że napastnik wcześniej opierał się o drzwi wspomnianego wcześniej pomieszczenia, przewrócił się i upadł na dziewczynę, która runęła jak długa. Przez to w chwili obecnej Micro-Ice leżał na Yuki, ale szybko się podniósł i pomógł wstać dziewczynie.
Przebrane już Mei i Tia przyglądały się tej scenie z trudnymi do określenia wyrazami twarzy.
- Przepraszam… - bąknął zaczerwieniony.
- Nic się nie stało – dziewczyna była wyraźnie rozbawiona.
Yuki skierowała się w stronę wyjścia, ale Micro-Ice ją zatrzymał.
- Czy nie chciałabyś może wybrać się z nami dzisiaj na mecz?
- Bardzo chętnie – uśmiechnęła się jeszcze do niego i wyszła.
- Rozumiem, że my też jesteśmy zaproszone? – chciała się upewnić Tia.
- Tak, tak. Jasne.
Cały czas patrzył na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała Yuki.
- W takim razie bawcie się dobrze – powiedziała Mei.
- Nie idziesz?
- Nie mam czasu.
Mei wyszła z szatni.


- Sinedd? Dobrze wiesz, że musimy to zrobić.
- Jakoś nie mam nic przeciwko – uśmiechnął się chłopak.
Po chwili pomieszczenie wypełniło się złowrogim śmiechem, a po kilkunastu sekundach było już puste.


Mecz towarzyski między Piratsami, a Wambas nie należał do najciekawszych, ale ludziom już wyraźnie brakowało footballu. Druga połowa już dobiegała końca, a Wambas prowadzili 4:2. Stevens właśnie bez większych problemów mijał linię obrony drużyny przeciwnej. Strzelił w stronę bramki i… 4:3 dla Wambas. Piętnaście sekund do końca meczu. Pitratsi właśnie stali się niewidzialni. Kto by się spodziewał, że Piratsom uda się strzeliś aż trzy gole drużynie, która była jedną z najlepszych w rozgrywkach Pucharu Galactik Football. Możliwe, że nie przyłożyli się oni tak bardzo do tego meczu, ponieważ nie był on aż tak bardzo znaczący albo nie postarali się, bo wiedzieli, że z drużyną, która nie ma Fluxa na pewno wygrają. Mecz dobiegł końca. Zaczęły się reklamy. Atmosfera w restauracji była wyraźnie luźna, do czasu, kiedy pojawiła się informacja przypominająca o tym, że nagroda za głowę Sonny’ego Blackbonesa wynosi teraz siedem milionów kredytów. Cena wzrosła już o dwa miliony. Co będzie dalej? Niewielu było ludzi, którzy wierzyli w to, że Przywódca Piratów długo pobędzie na wolności. Każdemu przydałoby się tyle pieniędzy.
Drużyna w tym samym momencie spojrzała na D’Joka. Ten tylko zacisnął pięści ze złości, wstał, powiedział niewyraźnie coś w stylu „na razie” i wyszedł.

***

Czy wy w ogóle coś zrozumieliście? Jak już wcześniej wspominałam, możecie się pobawić w krytyków . Nie wiem, kiedy pojawi się następny odcinek, ale już coś powstaje.


Ostatnio zmieniony przez jula836 dnia Czw 16:52, 22 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Śro 18:25, 14 Paź 2009    Temat postu:
 
Rozdział pojawił się dzisiaj tylko dlatego, że ktoś ma tutaj urodziny Uśmiechnięty. Nie wiem, czy tytuł pasuje do odcinka, ale żaden inny pomysł mi do głowy nie przyszedł.

***


Odcinek drugi: Pech



Rudowłosy nastolatek właśnie przemierzał ciemne i pokryte grubym śniegiem ulice Akillianu. Był zły za to, że świat jest taki niesprawiedliwy. We wszechświecie było tak dużo złych ludzi, bandytów i nie wiadomo, kogo jeszcze. Akurat pech chciał, że zdecydowanie większość z nich to bardzo szanowani ludzie i niewielu albo też nikt nie wiedział o ich przestępczej działalności. A ten sprawiedliwy człowiek był akurat najbardziej poszukiwany w całym wszechświecie za coś, czego nawet nie zrobił. D’Jok miał ochotę coś skopać, ale na drodze było tylko pełno śniegu. Z racji braku lepszego pomysłu kopnął śnieg, ale pod nim znajdowało się coś twardego i ciężkiego, co sprawiło, że runął jak długi na ziemię. Pozbierał się szybko i zamierzał sprawdzić, co tam leży, ale nic nie znalazł. Zrezygnowany poszedł w kierunku centrum. Biło tu pustką, ponieważ godzina nie była szczególnie wczesna. Skierował się w stronę uliczki, w którą wcześniej wszedł Sinedd. Na pierwszy rzut oka nie było tu nic zbytnio podejrzanego. Lecz jakby się dłużej przyjrzeć, to wszystko było tu podejrzane. Uwagę D’Joka najbardziej skupiły metalowe drzwi. Niewątpliwie prowadziły do jakiegoś pomieszczenia, ale chłopak miał wątpliwości. Nie wiadomo, co lub kto tam był. Gdyby wszedł coś mogłoby mu się stać, ale za to gdyby nie wszedł, obwiniałby się później za to, że tego nie sprawdził. Już postanowił…


Thran musiał już iść, żeby sprawdzić, jak dziś się czuje Ahito. Na szczęście ostatnio stan bramkarza się zdecydowanie poprawił.
Obecnie Micro-Ice i Yuki siedzieli sami przy stoliku na jednej kanapie, a Mark Poszedł do toalety, a była tam strasznie długa kolejka. Napastnik co chwilę zadręczał dziewczynę pytaniami.
- Ekhm… Yuki, przynieść ci coś? Jesteś głodna? A może coś do picia?
- Nie, dziękuję. Już się najadłam.
Znowu zapadła niezręczna cisza.
- A może… ?
- Micro-Ice! Powiesz mi wreszcie, o co ci chodzi?
- Ale o co ci chodzi?
Yuki już chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała, ponieważ wiedziała, jak dalej może wyglądać ta rozmowa. W zamian powiedziała coś innego:
- Dziwnie się zachowujesz.
- Ja? Ja zawsze tak się zachowuję, więc o co ci chodzi?
Właśnie takiego przebiegu rozmowy się obawiała.
- Możesz przestać?
- O co ci znowu chodzi?
- Micro-Ice! Myślisz, że ja nie widzę, co się z tobą dzieje? Jak chcesz, to możesz mi powiedzieć. Jeśli nie chcesz, to trudno. Obiecuję, że nie będę się z ciebie śmiać, ani nic w tym stylu.
Micro-Ice wahał się chwilę, po czym powiedział:
- … bo ja… ty… jesteś bardzo ładna – w tym momencie nie myślał o tym, co mówi. Strach całkowicie go sparaliżował. Co prawda już wcześniej niby byli parą, ale to tak nieoficjalnie. Poza tym Yuki już raz go pocałowała, a potem powiedziała mu, że to był taki mały żarcik. Jak będzie tym razem?
- Dziękuję. Ale… czy to wszystko? – dziewczyna cały czas naciskała. Nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak Micro-Ice ma kłopoty z wysłowieniem się. Wyraźnie widziała, że chciał powiedzieć coś więcej.
Chłopak się do niej przysunął, spojrzał jej głęboko w oczy i…
- Czołem, gołąbeczki. Wróciłem! – Rozległ się z tyłu czyjś głos.
To był Mark. Napastnik spojrzał wilkiem na pomocnika, ale ten tego nie zauważył, tylko usiadł na krześle, przeciwlegle stojącym do kanapy.
- No co? W czymś przeszkodziłem? – zauważył spojrzenie Micro-Ice’a.
„Nie. Skąd?” chciał powiedzieć głosem pełnym sarkazmu, ale się powstrzymał.
- Dobra, chłopaki – Yuki zaczęła się zbierać w stronę wyjścia. - Ja muszę już iść. Bawcie się dobrze.
Micro-Ice załamany uderzył głową w stół.


Nie wiedział, jak w ogóle udało mu się tutaj dostać. Znajdował się w przyciemnionym, dość obszernym pomieszczeniu. Można by je nazwać opuszczonym, ale z pewnością opuszczone nie było. Świadczyły o tym nie takie stare maszyny w pomieszczeniu, czy też mnóstwo jakichś papierów porozrzucanych po całym pomieszczeniu. Były wyraźnie białe, a nie żółte. D’Jok podszedł do jednego z biurek, z zamiarem sprawdznia pewnej teczki, ale w tym momencie otworzyły się jakieś inne drzwi. D’Jok odruchowo schował się pod biurkiem. Jakiś mężczyzna w pośpiechu wziął kilka papierów z tego biurka i wrócił tam, skąd przyszedł. Chłopak wstał, ale zapomniał, że nad nim znajduje się deska i przez to właśnie poczuł ból na całym ciele, który po chwili odszedł. Jednak wywołało to niezły hałas. Poczekał chwilkę, żeby sprawdzić, czy nikt nie nadchodzi. Kiedy już był pewien ponownie wstał, tym razem pamiętając o biurku. Podszedł do jednej z maszyn, ale znowu jego zajęcie zostało przerwane. Tym razem usłyszał pustą puszkę, toczącą się po pokoju. Przestraszył się, ponieważ pomyślał, że to znowu on albo co gorsza – nieprzyjaciel. Odwrócił się i…


Micro-Ice był zły na cały świat. Właśnie wracał do domu. Bardzo chciał się zobaczyć z Yuki, ale nawet nie wiedział, gdzie ona mieszka. Pluł sobie w brodę za to, że się wcześniej tego nie dowiedział. Mógł w sumie iść do Thrana i się dowiedzieć, ale nie chciał przeszkadzać. Ahito pewnie już śpi, a teraz jak najbardziej jest mu potrzebny wypoczynek. Dom pojawił się na horyzoncie. Przyspieszył. Miał już dzisiaj dość wrażeń jak na jeden dzień. Mama jeszcze nie wróciła do domu. Wszedł po schodach, a następnie skierował kroki do swojego pokoju. Zwalił się na łóżko i ukrył twarz w dłoniach. Nie płakał. Był po prostu załamany. Nagle poczuł chęć, żeby z kimś porozmawiać. Włączył swój komunikator i zadzwonił do D’Joka. Czekał, aż jego przyjaciel odbierze, ale nic takiego się nie wydarzyło. No tak. Cały świat przeciwko niemu… Zaraz! Już wiedział, z kim mógłby porozmawiać, a to wcale nie był chłopak.


… zobaczył znajomą twarz.
-Mei? Co ty tutaj robisz?
Dziewczyna przez chwilę milczała.
- Ja… zobaczyłam, jak ty wchodzisz tutaj. Bałam się, że coś może ci się stać i poszłam za tobą.
- Niepotrzebnie. I tak za chwilę wychodzę – D’Jok nie był zadowolony całą tą sytuacją, ale poza tym czuł też, że jego dziewczyna nie do końca mówi prawdę. Jednak nie wnikał.
- A ty? Co ty sobie wyobrażasz? Czy ty wiesz w ogóle, która jest godzina? Jak ja mam się później o ciebie nie martwić?
D’Jok już w ogóle jej nie słuchał. Jego wzrok padł na jakieś papiery. Wydawało mu się, że znajduje się na nich coś podejrzanego.
- D’Jok… - w jej głosie była wyczuwalna panika.
Nie zwrócił jednak na nią uwagi, tylko wyciągnął swoją rękę w kierunku interesujących go papierów. Ktoś ją mocno chwycił w połowie drogi. D’Jok dopiero teraz oprzytomniał. Musiał być zbyt zamyślony, żeby cokolwiek usłyszeć.
- Co tu robicie? – zapytał jakiś mężczyzna.
- My… - zaczął D’Jok, ale ten człowiek najwyraźniej nie czekał na odpowiedź.
- Lepiej stąd idźcie. Nie chcielibyśmy niepotrzebnie wzywać ochrony.
Wypchnęli ich z powrotem na zewnątrz.
- D’Jok, ja…
- Lepiej nic nie mów Mei. To wszystko moja wina.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwało bicie zegara w centrum. Właśnie wybiła dwunasta.
- Mei, lepiej będzie, jeśli odprowadzę cię do domu – powiedział D’Jok.
- Skoro nalegasz – nie protestowała.
Przez całą drogę milczeli. Nie chcieli rozmawiać o tym, co się przed chwilą stało. Zatrzymali się dopiero pod domem Mei.
- No to... dobranoc – pożegnał się D’Jok.
Mei nic nie odpowiedziała. Spuściła głowę. Jej chłopak się odwrócił i powoli odszedł.
- D’Jok?
Napastnik się odwrócił.
- Tak?
Podeszła do niego.
- Dobranoc – objęła go i pocałowała delikatnie w usta.
Chłopak był lekko zdziwiony, ale odwzajemnił pocałunek. Stali tak przez kilka sekund, aż w końcu się od siebie oderwali.
- Śpij dobrze, Mei.
D’Jok poszedł w kierunku swojego domu, a Mei z ciężkim sercem otworzyła drzwi do własnego.

***

Ostatnia scena trochę przesłodzona, ale nie wymagajcie za dużo od takiego beztalencia. Odcinek króciutki, a na dodatek na następny trzeba czekać dłużej, bo jeszcze się waham, co też mam tam napisać, ale kiedyś na pewno się pojawi, możecie być pewni Uśmiechnięty.


Ostatnio zmieniony przez jula836 dnia Śro 18:26, 14 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Sob 13:31, 17 Paź 2009    Temat postu:
 
Ok. Długo mnie nie było, ale jakoś nasz kochany przyjaciel Wen nie chciał do mnie przyjść. Coś jednak udało mi się naskrobać. Sami to możecie ocenić… Oczywiście nie zwracajcie uwagi na tytuł, bo jeśli o mnie chodzi, to tytułowanie czegokolwiek jest dla mnie… no, nawet nie wiem, jakie.

***

Odcinek trzeci: Niepewność


- Wróciłem! - rozległo się w hallu.
Maya nie skarżyła się o to, że D’Jok tak późno wraca do domu. Za każdym razem jednak się o niego martwiła. Usłyszała trzask drzwi na górze. To zapewne chłopak już zdążył wbiec po schodach i zamknąć się w swoim pokoju.
Tymczasem ów chłopak rozejrzał się po swoim pokoju. Pierwsze, co od razu zobaczył to jego komunikator. Sprawdził, czy nikt nie dzwonił. Jedno nieodebrane połączenie od Micro-Ice’a. Trudno… rano powinien się dowiedzieć, o co mu chodziło. Teraz miał inny problem.
Co mogło się znajdować w tych papierach? Instynkt podpowiadał mu, że to miało coś wspólnego z Piratami, ale były to tylko domysły. Niczego nie był pewien, a żeby się dowiedzieć, musiał tam wrócić. Jednak biorąc pod uwagę jego poprzednie „śledztwo” wolał już nie ryzykować. Właściwie to był nawet zdziwiony, że ci mężczyźni tak szybko ich wypuścili. Normalnie to szpiegów przyprowadza się do jakiegoś szefa albo coś w tym stylu. Miał po prostu szczęście, że udało mu się jakoś z tego wywinąć.


Harris uderzył zaciśniętą pięścią w biurko tak mocno, że przewrócił się stojący na nim kieliszek z niedopitym winem.
- Dlaczego muszę pracować z takimi niekompetentnymi półgłówkami?! Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę, kogo wypuściliście z pomieszczenia, w którym znajdowały się nasze najtajniejsze dane?! To był syn Lidera Piratów! – mężczyźni spojrzeli po sobie. – Tak, dobrze myślicie. Liderem Piratów jest Sonny Blackbones. Jak mogliście do tego dopuścić? Jeżeli udało mu się zdobyć jakieś informacje, to na pewno zawiadomi o tym swojego ojca.
Spojrzał na nich znacząco.
- Lepiej by dla was było, gdyby chłopak niczego stamtąd nie wyniósł.
Wyszedł. Dwaj mężczyźni, o których wcześniej była mowa podrapali się w tym samym momencie po głowach. Ich myśli też z pewnością były takie same.


Micro-Ice wiedział, że od momentu, kiedy porozmawia z tą osobą o której teraz myślał jego życie diametralnie się zmieni. Biegł najszybciej jak tylko mógł, zostawiając za sobą odciśnięte w śniegu ślady butów. Był tak pochłonięty swoimi myślami, że nie zauważył kogoś stojącego sobie spokojnie na drodze. On się przewrócił, ale ta osoba tylko się zachwiała. Podniósł swój wzrok. Micro-Ice nie posiadał się z radości. To była właśnie ona.
- Tia! Jak dobrze, że cię widzę. Właśnie cię szukałem. Widzisz, jest taka sprawa…
- Tak, wiem. Chodzi o Yuki, mam rację? Powiedz jej, co czujesz i tyle. Ona bardzo ceni sobie szczerość, a dla ciebie obojętna nie jest. Powinna cię wysłuchać.
Cały czas gdy mówiła patrzyła w niebo. Można było nawet pomyśleć, że czekała tu bardzo długo, żeby mu tylko to przekazać. Micro-Ice nawet nie wiedział kiedy jego szczęka mu opadła.
- Skąd ty… ?
Tia przeniosła swój wzrok na niego i szeroko się uśmiechnęła.
- Kobieca intuicja.


Mei płakała. Nie wiedziała, co ma zrobić w tej sytuacji. Bała się o całą drużynę. O jej przyjaciół. O D’Joka. Kochała go. Ale jeśli naprawdę jej na nim wszystkim zależało, to dlaczego się na to wszystko godziła?


Harris odetchnął z ulgą. Wszystko na swoim miejscu. Zastanawiało go tylko jedno. Jak ten dzieciak odnalazł to miejsce? Przecież nikt z jego podwładnych nie mógł go zdradzić. Zaraz… przecież on sam zdradził Bleylocka, doprowadzając do jego śmierci. Ale to było co innego! Generał mógł wtedy zniszczyć Genesis, a to miejsce było Harrisowi naprawdę cały czas bardzo potrzebne do dalszego realizowania swoich planów. On nie zamierzał niczego (przynajmniej w tej chwili) niszczyć. Istniała jeszcze możliwość, że komuś nie podobała się jego działalność…
Dlaczego on myślał w tej chwili o takich rzeczach?! Zajmowały tylko jego cenny czas. A czy to nie oczywiste, że skoro chłopak jest synem Lidera Piratów, to z łatwością mógł kogoś z jego wyśledzić? Tym bardziej jeśli ten ktoś niczego nie zauważył. Wydał już Sineddowi polecenie w tej sprawie, więc w tej chwili nie musiał się niczym martwić. Wiedział przynajmniej, że ktoś tu węszy. A skoro już był przy Piratach, to warto by było, chociaż przez szacunek, kontynuować plan Bleylocka. Harris miał wyrzuty sumienia, że generał odszedł, nie realizując swojego największego planu - zemsty na Blackbonesie. Harris nie mógł się powstrzymać od chytrego uśmieszku.
- Nie martw się, generale. Wkrótce będziesz miał to, czego najbardziej do tej pory pragnąłeś – powiedział na głos swoim skrzeczącym głosem.


Micro-Ice myślał w tej chwili o Tii, jak o kosmitce, przybyszu z bardzo odległej galaktyki albo po prostu zwyczajnej, niczym nie różniącej się od swoich rówieśniczek dziewczynie. Czy to był mógł być zbieg okoliczności? Szczerze w to wątpił… Ale co ona u diabła robiła na środku głównej ulicy pięćdziesiąt trzy minuty po północy. Hmm… On też tam był, ale po co, to wiedziała nawet Tia. Przestał się nad tym zastanawiać, ponieważ poczuł, jak ogarnia go coraz większe zmęczenie. Doszedł do domu tylko podtrzymywany myślą, że poważnie porozmawia jutro z Yuki. O ile tylko prawdziwe znaczenie słowa POWAŻNIE nie było jak dla niego zbyt wielkim brzemieniem do udźwignięcia.


Jakaś postać podeszła do dziewczyny. W ciemności nie można było dostrzec, kto to, jednak ona od razu się domyśliła.
- Tia?
- Dlaczego musiałam czekać tak długo?
- Nie spóźniłem się.
- Wiem. Mogłeś jednak wpaść na to, że nie mogę się już doczekać.
- O co Ci chodzi? Przecież specjalnie przyszedłem wcześniej…
- No dobrze. Chodźmy już
- Gdzie ty chcesz iść o tej porze?
- Zobaczysz…


Sonny Blackbones myślał. Musiał coś zrobić. Cena za jego głowę wynosiła już siedem milionów kredytów. Ktoś na pewno będzie chciał go złapać. Na świecie jest wielu ludzi, którzy potrzebują takiej sumy do różnych celów. A te różne cele były naprawdę różne. Sposobów złapania Sonny’ego było też wiele. Chyba nawet więcej od tych różnych celów. Jednak Lider Piratów nie dałby się tak szybko złapać, o nie. Sonny tak właściwie miał tylko jeden słaby punkt. Tylko jeden, ale jak istotny… Otrząsnął się szybko z tych myśli. Nie można jednak tego tak zostawić.
Nie miał najmniejszych wątpliwości. Musiał wysłać kogoś na Akillian. Tutaj nie chodziło o niego i jego własne bezpieczeństwo. Ale D’Jok… On potrafił o siebie zadbać, ale gdy ma się do czynienia z potężnym wrogiem i jest się samemu, to niewiele można zdziałać. Za to Sonny to Sonny. Miał odpowiednich ludzi do ochrony, wiedział jak się posługiwać bronią i przede wszystkim miał broń.
W pierwszej chwili wpadł na pomysł, żeby to on poleciał na Akillian, ale gdyby to zrobił, mógłby zwrócić na siebie czyjąś uwagę, a do tego dopuścić nie mógł. Miał kilku zaufanych ludzi, ale jego trio musiało zostać z nim. Chyba już wiedział, komu może powierzyć to zadanie…


Rocket i Tia stali gdzieś na środku jakiegoś pola. Niedaleko znajdowały góry, jaskinie, zamarznięte jeziora i rzeki. Rocket był trochę zaniepokojony. Dlaczego Tia wyprowadziła go tak daleko od centrum o tej porze i jeszcze do tego nie wiadomo gdzie.
- Eee… Tia? Możesz mi wyjaśnić, po co tutaj przyszliśmy?
Dziewczyna milczała przez chwilę. Nie chciała się zdradzać. Miło by było, gdyby Rocket sam się domyślił.
- Pomyśl trochę, a może zgadniesz – Tia wyraźnie zachęcała go słownie i duchowo.
Rocket podrapał się chwilę po głowie. Myślał przez dobrą chwilę. Gdy już miał się poddać, zauważył coś, co przykuło jego uwagę. Oczywiście! Jak mógł się wcześniej nie połapać?!
- Tam jest moja jaskinia! – krzyknął zadowolony. Nadal jednak nie rozumiał, dlaczego został tutaj przyprowadzony. Znowu zrzedła mu mina. Natomiast Tia miała wielką ochotę zdzielić go po głowie, jednak z ogromnym trudem się powstrzymała. Postanowiła mu powiedzieć.
- Tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy – powiedziała powoli.
Chłopak spojrzał na nią. Nic nie powiedział.
- Wtedy po raz pierwszy uratowałeś mi życie – ciągnęła dalej dziewczyna. – Dowiedziałam się wtedy o tobie dosyć dużo jak na pierwsze spotkanie. Wyglądałeś wtedy na takiego, który prawie w ogólnie nie ma zmartwień… Twoim jedynym problemem było to, że ojciec zabronił ci grał w piłkę nożną. Za to miałeś wiele wolnego czasu. Co się teraz stało? Prawie wcale się nie widujemy. Tylko raz dziennie na treningach. Rocket, ja nie mogę dłużej ukrywać, że brakuje mi ciebie, tęsknię… Jeśli to tylko z mojego powodu, to powiedz mi o tym. Ja zrozumiem…
Nie płakała. Czuła się tylko zraniona. Ponownie to zrobił… Ale gdyby nie on, to jej w ogóle by tutaj nie było. Dzięki niemu żyje, dobrze dogaduje się z rodzicami i może grać w jej ukochany sport. To były dowody na to, że zależy mu na jego dziewczynie.
- Ty głuptasie – odezwał się nagle Rocket. – Naprawdę już myślałaś, że cię nie kocham? Nie mogłaś tego powiedzieć w innym miejscu. Cały czas darzę cię tym samym uczuciem i szczerze wątpię, żeby to się kiedyś zmieniło.


***

Nie muszę chyba opisywać tego, co nastąpiło później. Nie chcę wszystkiego za bardzo przesładzać, chociaż przydałoby się to, bo później na pewno może nie będzie tak różowo.


Ostatnio zmieniony przez jula836 dnia Sob 13:31, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Wto 21:24, 20 Paź 2009    Temat postu:
 
Nie wiem, jak mi się udało zdążyć napisać ten odcinek. W tym tygodni nie oszczędzają nas. Mimo jakoś udało mi się znaleźć czas i coś napisać. Tak więc zapraszam do czytania.

***

Odcinek czwarty: Niespodzianka


Sinedd miał ochotę się śmiać. Jednak wśród ludzi w centrum miasta to nie wypadało. Uśmiechnął się tylko chytrze. Musiał przyznać że Harris wpadł na niezły pomysł. Co z tego, że poprzednim razem go oszukał, jeśli teraz dzięki niemu otworzyła się przed nim szansa. Szansa na to, że Snow Kids mogą przestać istnieć. Technoid miał władzę. A Harris był tam szanowany, więc jego zdanie było bardzo istotne. Wystarczyło tylko wytoczyć parę argumentów i… konkurencja przestaje istnieć. Przed tym jednak można się było trochę pobawić. Zarówno Sinedd, jak i Harris wiedzieli doskonale, kto był największym zagrożeniem dla tego planu. Była też druga osoba, prawie tak ważna, jak ta pierwsza. A najbliżej tej drugiej osoby była trzecia osoba i to tą trzecią osobę można było wykorzystać do podłego planu pod tytułem…
O nie, to zbyt piękne. Nie mógł nawet zdobyć się na to, żeby wypowiedzieć go w myślach.


- Rocket, podaj do Thrana!
Nie było to proste, ponieważ ze wszystkich stron otaczali go przeciwnicy. Wykonał jednak polecenie. Thran przyjął piłkę. Wolna była tylko Tia, więc do niej podał. Ta wzbiła się w powietrze i posłała piłkę w kierunku D’Joka. Bez problemu minął on jednego z obrońców, ale drogę zagrodził mu nagle drugi. Zdążył jeszcze kopnąć piłkę w kierunku Micro-Ice’a, a ten pięknie wbił ją do bramki. Bramkarz nawet nie miał okazj, by zareagować. Snow Kids już prowadzili 2:1. Nie radzili sobie najlepiej, ale po dwudziestu Tii udało się strzelić następnego gola. A po następnych sześciu Mei także strzeliła do bramki… szkoda tylko, że nie do tej, co trzeba. Trener nie był zadowolony całą tą sytuacją. Kazał Clampowi wypuścić zawodników. Drużyna padnięta rozwaliła się na tym, co tylko było w zasięgu wzroku. Wiedzieli, że to, co za chwilę usłyszą nie będzie zbyt miłe. Jednak przez bardzo długi czas nikt się nie odezwał. Micro-Ice zaniepokojony otworzył oczy i podniósł głowę. Aarch cały czas był w pomieszczeniu. Wpatrywał się tylko w swoich zawodników zamyślony. Od czasu do czasu można było dostrzec, że próbuje coś powiedzieć, jednak z ogromnym trudem powstrzymywał się, by tego nie zrobić. Po chwili wyszedł. Nie wiedział, co ma zrobić w obecnej sytuacji. Snow Kids grali coraz gorzej z dnia na dzień. Co się z nimi działo? A przede wszystkim co się działo z Mei? Z nią było coraz gorzej. Cały czas chodziła rozkojarzona, nie odzywała się do nikogo. Nawet na boisku nie mogła znaleźć spokoju. Dzisiaj jedna samobójcza bramka, ale co będzie następnym razem, na prawdziwym meczu?
Tymczasem Micro-Ice już ósmy dzień zbierał się, żeby podejść do Yuki. Dziewczyna stała sobie spokojnie i śmiała się razem z Markiem. Gdyby jednak uważnie się przyjrzał, zauważyłby, że jest ona lekko spięta.
Micro-Ice zebrał w końcu wszystkie swoje siły i powolnym krokiem ruszył w jej kierunku. Stwierdził, że strach za bardzo go sparaliżował, więc zamknął oczy. Szedł tak przez dłuższą chwilę, dopóki się z kimś nie zderzył. Oczywiście po sekundzie już leżał na plecach. Dlaczego to właśnie on musi się co chwilę przewracać? Zaczynał już podejrzewać, kto tam stał. Nie mylił się. Mei nawet się nie przewróciła. Ba… nawet nie zwróciła na niego uwagi. Cały czas była zamyślona. Widać było, że nie spała. Miała strasznie podkrążone oczy. Jakby się czymś martwiła…
Chłopak nagle się otrząsnął. Spojrzał w tę stronę, gdzie powinna stać Yuki. Nie było tam jednak ani jej, ani Marka. Micro-Ice zaczął panicznie rozglądać się po całym pomieszczeniu. Nigdzie ich nie znalazł. Jego uwagę przykuło spojrzenie Tii. Tak jakby chciała mu coś powiedzieć. Przyglądał się jej dłużej, a ona dyskretnie poruszyła głową, wskazując na drzwi. Chłopak zastanawiał się chwilę, co też miał znaczyć ten gest. Szybko zrozumiał i zaraz wybiegł na korytarz. Nie było tam nikogo. Skierował więc swe kroki w kierunku wyjścia z Akademii.


Armen był jednym z jego najbardziej zaufanych ludzi. Mógł wysłać kogoś innego, ale reszta nie nadawała się tak dobrze do tego zadania, jak on. Był sprawny, inteligentny…
Jednak miał jedną poważną wadę. Kochał władzę. Wielokrotnie spoglądał na Sonny’ego z zazdrością, ale nie odważył się niczego przy nim powiedzieć. Przy nikim innym zresztą też. Wszyscy piraci stanęliby murem za swoim przywódcą. Blackbones mógł tylko mieć co do tego podejrzenia. Nigdy nie znalazł dowodów na to, żeby Armen planował się go pozbyć. Później jednak uratował go z poważnych tarapatów przed Technoidem. Wtedy Sonny zapomniał już o tych wszystkich podejrzeniach.
Pozostawało tylko mieć nadzieję, że sobie poradzi.


Szedł spokojnie, ale na pewno spokojny nie był. Nie był pewien, czy na pewno chce to zrobić. Musiał to zrobić. „Ale po co?” prowadził swój monolog w myślach. „Jeżeli jej też na mnie zależy, to dlaczego mi tego nie powie? Dziewczyny nie mają takich problemów z okazywaniem uczuć, jak my. Może jej na mnie nie zależy? Albo jest nieśmiała? Micro! Jesteś facetem, zachowaj trochę męskiej godności! Dlaczego ona ma się męczyć?”
Uniósł wysoko głowę i z tzw. męską godnością ruszył dumnie do przodu. Przyspieszył. Teraz prawie biegł. Nagle, tak jakby o czymś sobie właśnie przypomniał, gwałtownie się zatrzymał.
Nie wiedział, gdzie ona mieszka…


- I jak? Dowiedziałaś się czegoś?
Dziewczyna zatrzymała się jak na komendę. Już wcześniej nie przepadała za posiadaczem tego głosu, ale teraz po prostu go nie znosiła. Bezczelnie stał tam oparty o ścianę, a na jego twarzy widniał chytry półuśmieszek. Gdyby tylko mogła, to…
Lepiej by było nie opisywać w tej chwili jej myśli. Dla niektórych to mogłoby być zbyt brutalne.
- Jeszcze nie. Musisz dać mi trochę czasu. To wcale nie takie proste. Sam mógłbyś spróbować wyciągnąć od niego jakieś informacje.
- Nie, dziękuję. To twoje zadanie. Bez tego w końcu nie byłoby żadnej zabawy.
Przypatrywała się mu przez dłuższą chwilę.
- Dlaczego tak właściwie potrzebujesz tych informacji?
- To nie ja ich potrzebuję… Zresztą nie powinno cię to obchodzić. Radziłbym ci teraz skupić się na zadaniu. Lepiej się pospiesz. Nie mamy zamiaru czekać zbyt długo.
Wyszedł. Czuła się podle, ale co mogła jeszcze zrobić? No, w sumie to było inne wyjście, ale nie mogła sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby to wyjście wybrała. Naprawdę szczerze miała wielką ochotę coś skopać.


Akillian był na horyzoncie. Człowiek, który leciał tym statkiem miał do załatwienia misję. Nie skarżył się. Dzięki tej misji wiedział przynajmniej, że Lider mu ufa. Zaniepokoiły go tylko jego słowa „Jeżeli coś by się stało, poinformuj mnie o tym natychmiast”. Najbardziej zapadły mu w pamięci. Czyżby Bleckbones twierdził, że Armen nie jest w stanie samodzielnie wykonać tego zadania? Ale… tutaj pewnie chodziło o coś więcej. Komu Sonny Blackbones zaufałby w stu procentach, jeśli chodziłoby o obronę jego syna? Powinien się cieszyć, że zaufał mu aż tak. Nie mógł się rozkojarzyć. Miał do spełnienia misję i bardzo dużo zależało od jej powodzenia.


Znowu to samo. Jak zwykle musiał coś spaprać. Tak bardzo był pochłonięty myślą, by z nią porozmawiać, że zapomniał o prawie najważniejszej rzeczy. Odkładać to na następny dzień? Chyba nie miał wyboru… Ile dziewczyna może czekać? O! Ona nawet nie wie, na co i jak długo czeka. To chyba trochę ułatwiało zadanie. A może nie? Spoglądał obojętnie na przechodzących ludzi. Niektórzy biegli, niewiadomo dokąd się spiesząc. Inni stali pod budynkami lub na środku ulicy. Hmm… najwyraźniej nie obawiali się potrącenia i stwierdzili, że kierowcy wszelakich pojazdów będą na tyle uprzejmi, że ich nie potrącą. Większość z tych ludzi stanowiły dzieci. Nagle skarcił się w myślach za to, że o tym pomyślał. Jakiś pojazd skręcił zza rogu w akurat ulicę, na której było mnóstwo dzieci. Prawie wszystkie uciekły w bezpieczne miejsce. Prawie…
Micro-Ice rzucił się do biegu. Dwoje dzieci cały czas tam stało. Były nieświadome zagrożenia. Myślał. Nie zdążyłby uciec, gdyby wziął je na ręce… Doskoczył szybko do nich i po chwili cała trójka leżała plackiem na ziemi. Pojazd ten odjechał, a jego właściciel nawet nie raczył się zainteresować całym tym zajściem. Wokół nich zgromadziła się zainteresowana całym zajściem niewielka grupka ludzi.
Podnieśli się z ziemi .Dziewczynka dopiero po paru sekundach zdała sobie sprawę z tego, co się przed chwilą stało i wybuchła donośnym płaczem. Chłopiec zachował spokój i zwrócił się w kierunku Micro-Ice’a.
- Dziękuję – wydusił. Z trudem udało złapać mu się oddech. Był w szoku.
Podbiegła do nich jakaś kobieta. Zapewne matka któregoś z nich. Przytuliła szybko dzieci.
- Naprawdę nie wiem, jak panu dziękować. Gdyby nie pan, moje dzieci…
A więc uratował rodzeństwo. Uśmiechnął się. W końcu niecodziennie ratuje się rodzeństwo. Miał nawet dziwne przeczucie, że mogą to być bliźnięta…
Skierował swój wzrok w prawą stronę i zatkało go. Zobaczył… oczywiście nikogo innego, jak Yuki! Stała tam pod jakimś domem z… z kim ona stała? Nieważne, ale miał zamiar się przekonać. Już w ogóle nie słuchał, co mówiła do niego kobieta. Wstał i powiedział „Nie ma sprawy”. Ruszył wolnym krokiem w kierunku Yuki i tego kogoś, z kim tam stała. Nie chciał się spieszyć. Poczuł dokładnie to samo, co czuł przez te wszystkie osiem dni, kiedy próbował do niej podejść. Dziewczyna cały czas rozmawiała z tym kimś. Z każdym wymienionym zdaniem na jej twarzy gościł coraz szerszy uśmiech. Tym tajemniczym kimś okazał się być Mark. Micro-Ice przyspieszył. Im szybciej, tym lepiej. Nagle Yuki tak jakby krzyknęła z radości i rzuciła się Markowi na szyję, a po chwili… pocałowała go prosto w usta.

***

Och. Znęcam się nad tym biednym Micro-Icem… A najgorsze jest to, że biedak niczym nie zawinił… Następnym razem postaram się poznęcać nad kimś innym.


Ostatnio zmieniony przez jula836 dnia Nie 17:43, 25 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Pon 19:09, 26 Paź 2009    Temat postu:
 
Normalnie ktoś powinien mnie zabić, bo rozdział miał pojawić się wczoraj, a pojawił się dzisiaj. Na dodatek jestem z niego strasznie niezadowolona ): (ale czy ja kiedykolwiek byłam zadowolona z jakiegoś mojego dzieła?).


***


Odcinek piąty: Odnaleziony


Aarch o mało co nie przeżył załamania nerwowego po dzisiejszym treningu. Prawie cała drużyna wydawała się być skoncentrowana na wszystkim, tylko nie na grze. Jedynie Thran starał się normalnie grać. Reszta… szkoda w ogóle myśleć. Micro-Ice nie zauważał na boisku Marka, który był jakieś kilkanaście razy niekryty. Jednak mimo tego, że inni do niego podawali i tak nie trafiał w piłkę. Tia cały czas wymieniała spojrzenia z Rocketem i nawet nieszczególnie starali się to ukrywać. Yuki ciągle patrzyła gdzieś w dal, a skutkiem tego było dwukrotne zetknięcie się jej głowy z słupkiem. Mei chyba za bardzo wczuła się w rolę i kopnęła piłkę tak mocno, że hologram Sinedda się rozpadł. A D’Jok… Właśnie! Gdzie on był przez cały trening?


Nie mógł tak tego zostawić. Co zrobić z tymi papierami? Był pewien, że znajdowało się w nich coś ważnego, coś istotnego. Miał znowu przeszukać tamto miejsce? Chociaż mając na uwadze to, co się stało ostatnim razem, wolał jednak nie ryzykować. Poprzednio przeszkodziła mu Mei, ale chyba mimo wszystko jego misja i tak była skazana na niepowodzenie. Na chwilę przestał myśleć i nagle doznał olśnienia. Nie poszedł na trening! Jak mógł o tym zapomnieć? Przecież Aarch jutro go zamorduje i to wcale nie jest przesada… I w tym momencie zadzwonił jego komunikator.


Przyleciał wczoraj i jeszcze go nie znalazł. Szef ma zadzwonić za jakieś dwie godziny i zapytać o postępy. Raczej nie będzie zadowolony z ich małej ilości albo raczej braku. Armen jednak myślał o czymś innym. Wczoraj prawie potrącił dwoje małych dzieci i gdyby nie ten chłopak, który chyba też należał do Snow Kids, jego życie nie wyglądałoby w tej chwili za wesoło, pomijając już fakt, że jest Piratem. Odgonił szybko te myśli. Czekała na niego misja i nie miał największej ochoty narażać się na gniew Sonny’ego Blackbonesa. Denerwował się co prawda rzadko, ale jak już się zdenerwował, to sytuacja była nie do pozazdroszczenia.


No i co teraz? Może lepiej będzie, jeśli znajdzie sobie inną dziewczynę? A czemu nie? No i to jest prawdziwie pozytywne nastawienie! Na Akillianie jest mnóstwo ładnych dziewczyn, a on to ten słynny Micro-Ice. Miał tylko jedną wątpliwość. W czym on był gorszy od Marka?! No w czym?!


- Chciałaś się ze mną widzieć.
Już przyszedł. I co? Ma tak wprost się o to zapytać? Nie. Poczeka trochę i dopiero później to zrobi.
- Pomyślałam sobie, że coś się stało, skoro nie było cię na treningu.
Wydawał się być zmieszany.
- No tak. Zaspałem.
Kłamał. Dlaczego? Nie mógł jej po prostu powiedzieć, że ma tyle spraw na głowie i zwyczajnie zapomniał o treningu?
- Zauważyłeś, że ostatnio nie widujemy się zbyt często?
- Jak to? Przecież codziennie widzimy się na treningach. Raz mnie nie było, a ty już za mną tęsknisz?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
D’Jok musiał jej przyznać rację. Byli parą, a prawie w ogóle się nie widywali.
- I co masz zamiar z tym z tym zrobić? – odezwał się w końcu.
- No nie wiem. A co zwykle robią pary?
- Ekhm… - zamyślił się, a po kilku sekundach na jego twarzy zagościł uśmiech. - Wydaje mi się, że ze sobą chodzą.
- Brawo, geniuszu.
Usiadła na najbliżej stojącej ławce, a D’Jok poszedł w jej ślady.
- Nie wyglądasz na zadowoloną.
- A mam być? Wystarczy popatrzeć na to, jak gramy…
Chyba jednak nie o to jej chodziło, ale nie wnikał. Siedzieli tak w milczeniu jakieś dobre kilka minut, aż w końcu Mei odważyła się zapytać:
- Czy… kontaktowałeś się ostatnio… ze… swoim ojcem?
D’Jok spojrzał na nią zdziwiony. Takiego pytania z pewnością się nie spodziewał.
- Nie, ostatnio nie ma czasu. Cena za jego schwytanie rośnie i musi się ukrywać.
- Nawet ani razu do ciebie nie zadzwonił?
- Nie… Dlaczego o to pytasz? – D’Jok zaczynał robić się podejrzliwy.
- Tak… z ciekawości.
Do Mei przyszła wiadomość. Przeczytała ją. Można było szybko wywnioskować, że nie należała ona do tych najdłuższych. Gwałtownie wstała.
- Muszę lecieć.
Pocałowała go na pożegnanie i pobiegła w swoją stronę. D’Jok jeszcze chwilę siedział, a po chwili wstał i poszedł w stronę… Nieważne.


Kilkanaście metrów dalej pewien mężczyzna odetchnął z ulgą, ponieważ znalazł to, czego szukał.


- Żartujesz? – Micro-Ice po raz kolejny zadał to samo pytanie. Pomimo wydarzeń, które go spotkały w ciągu kilku ostatnich dni, nie wydawał się być przygnębiony. A nawet po tym, co usłyszał był wyraźnie ożywiony. – Kurczę, Stary. Ona tak po prostu umówiła się z tobą, po pięciu minutach zadała ci kilka nieistotnych pytań, dostała jakąś wiadomość i sobie poszła?
- Micro-Ice! Ile razy mam to powtarzać?
- No dobra, spokojnie. Ja się tylko pytam.
- Pytasz się o to już siódmy raz.
- A czy to moja wina, że nie jestem w stanie zrozumieć, jak działa umysł kobiety? Naprawdę ich nie rozumiem.
- To może żebyś już więcej takich pytań nie zadawał, odpowiem ci, że tak właśnie było. Zadowolony?
Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale nawet szybko się zorientował, że było to pytanie retoryczne. Znowu zapadła ta niezręczna chwila ciszy. Micro-Ice zastanawiał się, czy może powiedzieć D’Jokowi o Yuki, ale ostatecznie stwierdził, że powie mu o tym przy jakiejś innej okazji. Wreszcie ciszę przerwał rudowłosy:
- Dobra, Stary. Ja już muszę lecieć, bo Maya chyba ma już dość tego mojego wracania do domu po jedenastej. Nie chcę, żeby dostała wylewu, czy coś takiego…
Wyszedł z pokoju, spokojnie zszedł po schodach. Nie krzyknął „dobranoc”, ponieważ nikogo więcej nie było w domu. Mama Micro-Ice’a jeszcze nie wróciła z pracy.
W końcu znalazł się na zewnątrz. Nie było prawie nikogo. Na najbliższej ławeczce siedział tylko jakiś mężczyzna, którego chyba już kiedyś spotkał. Nie pamiętał tylko, gdzie… Nieważne. Po co miałby się tym przejmować? Ruszył przed siebie. Mężczyzna wstał z ławki. Wydawało mu się to trochę podejrzane, ale szedł dalej. Człowiek ów cały czas za nim podążał, ale skręcił w jakąś inną ulicę, tuż przed domem D’Joka. Cała ta sytuacja musiała wyglądać co najmniej dziwnie. Jednak chłopak nie zadręczał się już myślami i przekroczył próg swego mieszkania.


***


Kiedyś, pisząc wypracowanie z polskiego, myślałam, że wymięknę, ale dopiero pisząc dzisiejszy rozdział dowiedziałam się, co tak naprawdę znaczy brak weny. A o tytule już nie wspomnę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Pią 20:53, 30 Paź 2009    Temat postu:
 
Eee… W takim razie zapraszam na rozdział.

***


Odcinek szósty: Sen


Ten sam skład. Wszyscy umieli kopać piłkę. Dziewczyny też chciały, ale im nie pozwolili. Zresztą byli w takim wieku, kiedy myśleli jeszcze, że płeć przeciwna jest zupełnie niepotrzebna. Yuki była wyjątkiem, ponieważ ona miała znajomości. Wszyscy mieli dokładnie po sześć lat. Jak na tyle, to każdy potrafił całkiem nieźle. Ustawili się na tych samych pozycjach co zwykle. Ahito po pięciu minutach zdążył już zasnąć w bramce. Jego kuzynka na szczęście nie miała takich problemów i spokojnie stała na swoim miejscu. Była w drużynie z Micro-Icem i Kadem, D’Jok oraz jej dwaj kuzyni w przeciwnej. Mark siedział na ławce, ponieważ bolało go kolano, ale w razie jakichś poważniejszych kontuzji był w stanie wyjść na boisko za kogoś innego na jakąkolwiek pozycję. Nawet na bramkę. W tym czasie D’Jok pędził na bramkę. Zamachnął się, kopnął i… słupek. No nie! Naprawdę szczerze nie znosił, kiedy mu coś nie wychodziło. Tym bardziej jeśli dotyczyło to piłki nożnej. Piłkę przejął Micro-Ice, ale nie było mu dane się tym długo cieszyć, gdyż odebrał mu ją Thran, który podał do D’Joka. Tym razem rudowłosy naprawił swój błąd i strzelił gola dla swojej drużyny.
- No i znowu to samo! – krzyknął Micro-Ice. – Ile razy mam wam powtarzać, że dziewczyny nie powinny grać w nogę! One się na niczym nie znają. Niech lepiej Mark wej…
- Jak zwykle marudzisz, Micro-Ice, a tak się składa, że ty też nie jesteś bez winy. Trzeba było nie tracić piłki. Jak chcesz, to sam możesz sobie stanąć na bramce i zobaczymy, czy rzeczywiście jesteś taki cool!...
Pozostali usiedli sobie spokojnie na ziemi, bo kiedy Micro-Ice i Yuki codziennie się kłócili, gdy chłopakowi nie udało się strzelić gola albo dziewczynie obronić jakiegoś strzału, lepiej było nie wchodzić im w drogę. Thran nawet przekonał się o tym na własnej skórze i mógł każdemu zapewnić, że nie było to nic przyjemnego. Krzyki ucichły, ale musiało minąć dobre kilkanaście sekund, zanim zorientowali się, że przestali się kłócić. Obydwoje stali odwróceni od siebie, a każdy z nich miał wypięty czubek nosa ku górze. Chyba doszli do „porozumienia”… Dzisiaj wyszło im to wyjątkowo szybko Yuki stanęła na wcześniejszej pozycji chłopaka. Natomiast Micro-Ice skierował się w stronę bramki. No… krzyczeli na siebie co najmniej jakieś siedem minut, więc nie było tak źle… Wrócili do gry. Dziewczynie świetnie się współpracowało z Kadem i strzelili w sumie po jednej bramce. Micro-Ice’owi nie szło jednak najlepiej i puścił trzy gole strzelone przez D’Joka. Czy miał przeprosić Yuki, czy zachować resztki swojej męskiej dumy i nie odezwać się do niej ani słowem?... Po krótkim namyśle stwierdził, że zdecydowanie bardziej podoba mu się wersja druga. Znowu gol. Tym razem strzelił go Thran. Musiał stwierdzić, że Yuki zdecydowanie lepiej idzie bronienie bramki, niż jemu. Nie zamierzał jednak nikomu się przyznawać. Poza tym on był lepszy w polu, więc o co chodziło? Piłka ponownie leciała w jego stronę, ale tym razem był na to przygotowany. Kopnął ją z całej siły. Poleciała w bok i zatopiła się gdzieś w śniegu. No i proszę. To dopiero prawdziwy talent! Który sześciolatek potrafi kopnąć piłkę na trzydzieści metrów?
Jednak znowu pojawił się problem. Kto pójdzie po tą piłkę? Nigdzie nie było widać ochotników. Wszyscy w tym samym momencie spojrzeli na Micro-Ice’a, który krzyknął:
- Ja tam nie pójdę!
Po czym oparł się o słupek. Nie chcieli robić wielkiej przerwy w grze, ale nikt z nich nie chciał też wchodzić po kolana w śnieg. W końcu D’Jok stwierdził, że da reszcie dobry przykład. I niech go podziwiają!
- Ale z was lenie… Ja idę.
Jak powiedział, tak zrobił. Gdy tylko zapadł się w śniegu, momentalnie poczuł, jak ten mróz rozchodzi się po jego całym ciele. Na boisku, tamtejszy pracownik codziennie rano specjalnie dla nich odgarniał śnieg i nie było tak tragicznie. Teraz nie było już odwrotu… Nie będzie z siebie robił głupka. Pokaże im wszystkim, że jest nie tylko najlepszy na boisku, ale też, że jest twardzielem. Kiedy pobiegnie, będzie miał już to wszystko za sobą. Rzeczywiście przyspieszył, zamknął oczy i spuścił głowę. Biegł i biegł, aż w końcu uderzył w coś, co chyba można było nazwać nogą dorosłego. Siła zderzenia była tak duża, że momentalnie się przewrócił.
- Przepraszam… - to było do niego niepodobne, ale tym razem czuł, że to wszystko to jednak jego wina.
Spojrzał do góry i… stwierdził, że już skądś zna tego mężczyznę. Czy nie widział go przypadkiem w telewizji? Możliwe… No tak! W końcu Micro-Ice cały czas o nim gadał. Nie pamiętał tylko jego nazwiska. Pan się do niego uśmiechnął, a D’Jok zrobił to samo. Nagle stwierdził, że nie może wstać. Czyżby strach aż tak bardzo go sparaliżował? Skorzystał z pomocy mężczyzny, który podał mu rękę.
- Nic ci się nie stało?
Mały tylko pokręcił głową. Natomiast w tego starszego uderzyła fala gorąca, jakby nagle sobie coś uświadomił. Te oczy… Są dokładnie takie same, jak u…

W tym właśnie momencie D’Jok gwałtownie się obudził. Zadzwonił budzik. Nie chciało mu się iść na trening. A jego sen został przerwany. Nie zdążył się zorientować, kim był mężczyzna, na którego wpadł trzynaście lat temu… Szmat czasu. Pamiętał tylko tyle, że po chwili ten człowiek szybko się odwrócił. Był pewien, że skądś go zna i to nawet bardzo blisko. A tamten mecz wygrała oczywiście jego drużyna. Nie mogło być inaczej. Był strasznie uparty. Nawet aż trudno uwieżyć w to, że jeszcze bardziej niż jest obecnie. Niechętnie wrócił do rzeczywistości, przypominając sobie o tym, że musi szybko iść na trening. Wcale nie ułatwiał mu tego fakt, że zobaczy się z Aarchem…


D’Jok chyba miał szczęście. Trening powoli dobiegał końca, a trener nawet słowem nie wspomniał o jego wczorajszej nieobecności. Tymczasem Aarch nie był już tak załamany, jak wczoraj, ponieważ Snow Kids grali trochę lepiej. O tak „trochę” to chyba najlepsze określenie, jeśli chodzi o grę ich zawodników. Natomiast „lepiej” można łatwo wytłumaczyć. A mianowicie wrócił D’Jok. Powinien go porządnie ochrzanić, ale po dogłębnym zastanowieniu stwierdził, że chyba nie chce znać powodu jego nieobecności. W międzyczasie Tia strzeliła gola do bramki Shadowsów. Aarch ostatnio cały czas kazał im z nimi trenować, jakby coś szykował. O niczym jednak jeszcze nie powiedział swoim zawodnikom. A wracając do teraźniejszości, Shadows prowadzili 3:2, a były to tylko hologramy. Nie chcieli nawet myśleć, co by było, gdyby zagrali naprawdę z prawdziwymi Shadowsami. Kiedy jednak już o tym pomyśleli, dziwnym trafem nie czuli się usatysfakcjonowani. W końcu mecz dobiegł końca, a wynik nie uległ zmianie. Drużyna wyszła z holotrenera. Byli pewni, że tym razem Aarch nie odpuści im tak łatwo. Wcale się nie mylili. Jego przemówienie było już gotowe.
- Słuchajcie – zaczął. – Powiem wam to szybko i prosto z mostu: W ogóle was nie poznaję. To nie jest ta sama drużyna, która zdobyła puchar dwa razy z rzędu. Nie mam pojęcia, co się z wami dzieje i chyba nie chcę wiedzieć. Za to mam prośbę. Naprawdę gorąco proszę, żeby ten wasz nastrój nie udzielał się na boisku. Chciałbym załatwić jakiś mecz towarzyski, ale jeśli sprawy cały czas będą się tak toczyć, to możecie nawet zapomnieć o wygranej z Red Tigers.
Nie ma co. Osobisty honor pewnej części zawodników został głęboko urażony. Inni przyjęli to całkiem normalnie. Niektórych też pewnie zdziwiło to, że nikt się już więcej nie odezwał. Wszyscy zresztą byli strasznie zmęczeni, pomimo wczesnej pory dnia. W końcu trener przerwał tę ciszę:
- Możecie już iść.
Prawie wszyscy odetchnęli z ulgą. Trzeba przyznać, że spodziewali się znacznie dłuższego wykładu.


Zdążył porządnie zmarznąć. Zaczynał już powoli żałować, że się na to wszystko zgodził. Jednak jeśli już przystał na wszystkie warunki, musiał kontynuować swoje zadanie do odwołania. Sonny chyba troszkę przesadzał. Jego synowi nie mogło przecież grozić jakieś większe niebezpieczeństwo. Niestety trzeba wziąć pod uwagę, że Armen nigdy nie był ojcem, więc nie wie, jak by się zachował na miejscu swojego przywódcy. Nareszcie zaczęli wychodzić. D’Jok był jednym z pierwszych i chyba na nieszczęście zaczął już coś podejrzewać. Cały czas spotykał tego faceta i mógł wysunąć błędne wnioski. Może i o wiele łatwiej byłoby, gdyby podszedł do niego i powiedział „Słuchaj, młody, twój ojciec się o ciebie martwi, więc byłbym ci wdzięczny, gdybyś się nigdzie po nocach nie włóczył, bo jeszcze mi się dostanie.” Stwierdził jednak szybko, że na karierę dyplomatyczną to on się raczej nie nadaje. No tak! W końcu był Piratem i powinien się trochę bardziej maskować. Wtedy wszystko byłoby w porządku. Czasami jego geniusz naprawdę go olśniewał…


To było po prostu niedopuszczalne, żeby on – Harris nie mógł wpaść na żaden genialny pomysł. Prędzej czy później musiało mu się to udać. Wolał chyba jednak, aby stało się to prędzej. Wiedział już na pewno, że będzie kontynuował plan Bleylocka. Jednak nie polegał on na zniszczeniu Genesis, a raczej na jego zemście. Wiadomo, o którą osobę chodzi, nie trzeba wymieniać nazwisk. Jak na razie stwierdził, że nie będzie to nic miłego, a był to dopiero zarys jego wielkiego (niewiadomo, czy rzeczywiście tak będzie, ale zawsze można zaryzykować) planu.

***
I proszę bardzo. Skoro notka pojawiła się już dziś, to znaczy, że się bardzo postarałam. Mam nadzieję, że ktoś to doceni…


Ostatnio zmieniony przez jula836 dnia Nie 13:06, 01 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Śro 19:35, 04 Lis 2009    Temat postu:
 
No dobra. Konkursy w tym tygodniu mam już z głowy, więc będę się martwić tylko tym, który będzie za dwa tygodnie. Nie znają litości dla biednej gimnazjalistki! Za to w tym tygodniu nie będę się już w ogóle uczyć, bo mam naprawdę serdecznie dość.
Tak, czy owak, bardzo uprzejmie zapraszam was do przeczytania rozdziału lub też odcinka (jak wolicie, tak nazywajcie) (:

***

Odcinek siódmy: Jest lepiej

Czy oni się przypadkiem nie przesłyszeli? Jeszcze wczoraj Aarch powiedział, że nie ma szans na żaden mecz towarzyski, a już dzisiaj dowiedzieli się o nagłych zmianach planu.
- Słyszeliście? Powiedziałem wam, że za dwa tygodnie gracie mecz z Shadowsami.
Drużyna patrzyła się na trenera jak na wariata. Jak oni niby mieli go traktować poważnie, skoro mówi jedno, a robi drugie? Jednak jeśli chodziło o ich drużynę, to dosłownie wszystko było możliwe. Niestety nie zmieniało to faktu, że wyrazy twarzy zawodników nieszczególnie się zmieniły. Trwało to jakieś dwie minuty. W końcu D’Jok odważył się przełamać lody.
- Co to wszystko ma znaczyć?! Jeszcze wczoraj mówił pan, że nie umiemy grać. A dzisiaj nagle olśnienie? Zmiana zdania?! Na co to panu?!
Trener świdrował go wzrokiem, ale jak na razie nic nie powiedział. Po chwili odezwał się chyba zbyt spokojnym głosem:
- W tym momencie nie powinno was to interesować. Kiedy zdecyduję, że powinniście wiedzieć, to wam powiem. Teraz nie chcę słyszeć ani słowa. W chodźcie do holotrenera.
Znacząco spojrzał na Tię, a ta już wiedziała, że na razie ma zostać na ławce.
D’Jok wyraźnie chciał jeszcze coś dodać, ale przeszkodziła mu w tym Mei, kładąc mu dłoń na ramieniu. Nie było to co prawda do niego podobne, ale postanowił odpuścić. Drużyna weszła do holotrenera.
Zaczęło się. Po zaciętej walce Sinedd przejął piłkę. D’Jok chcąc naprawić swój błąd, zaplanował odebrać mu ją najszybciej, jak się tylko dało. Plan wypalił. Jednak nie cieszył się tym zbyt długo, ponieważ poza tym chciał zdobyć bramkę, a na drodze stało mu dwóch obrońców z drużyny przeciwnej. Podał do Micro-Ice’a. Ten strzelił z zamiarem zdobycia gola, lecz niestety bramkarz obronił. Przy piłce znajdował się zawodnik z Shadowsów, niewielu istnieniom znany z imienia. Znowu została ona podana. Tym razem do Sinedda. Mei próbowała ją odebrać wślizgiem i… udało jej się. Podała do Rocketa, który miał czyste pole i spokojnie mógł podbiec pod bramkę i strzelić gola. Tak też zrobił, a po chwili wynik był jak najbardziej pozytywny dla Snow Kids. Przez następne trzydzieści minut gra się ciągnęła. Wynik już zdążył się zmienić i w tej chwili było 3:1 dla zawodników Aarcha.
Trener się uśmiechnął, ponieważ wcześniej nie był do końca przekonany do swoich racji. Teraz jednak miał pewność, że rację miał. Wystarczyło ich tylko trochę zmotywować. Nie ma co. Dobra motywacja może czasami zdziałać cuda, a w tym przypadku to się tylko potwierdziło. Może i nie grali na tyle, na ile ich było stać, ale widać, że zdecydowanie bardziej się starali. Z ilością zdobytych goli też mogłoby być lepiej. Nad tym można by jeszcze popracować.
A tym czasem na boisku zawodnik z drużyny Shadowsów miał już strzelić bramkę. Yuki wybiegła i odebrała mu piłkę. Szczęśliwa bramkarka wyrzuciła ją na środek boiska. Nagle coś poczuła. To „coś” chyba było bólem i wydobywało się z jej lewej kostki. Jednak po chwili przeszło. Nie chciała nikogo niepotrzebnie niepokoić. Żadnego innego bramkarza w zastępstwie drużyna nie miała…
Do końca zostało dziesięć minut, a Tia weszła za Rocketa. Długo nie pograła, ale poźniej ktoś by jeszcze powiedział, że w ogóle nie grała. Żadna drużyna nie strzeliła już więcej goli.
Aarch chyba trochę im dzisiaj odpuścił. Wiedział, że nie powinien tak robić, ale następnym razem dorzuci im jakiegoś bonusa. Kiedy o tym myślał, na jego twarzy pojawił się chytry półuśmieszek. Najważniejsze było jednak to, że jest zdecydowanie lepiej.


- Stary. Normalnie ci mówię, że ich rozgromimy.
- No jasne. Tak jak zwykle.
Ostatnio też tak miało być, a wynik był remisowy. Nie wnikali w to jednak. To było kiedyś, a teraz jest teraz i według nich jest to zasadniczą różnicą. Jeden z nich jednak wahał się w zupełnie innej sprawie. Nie okazywał tego, bo zawsze krył się za dowcipami. Jego przyjaciel, ku jego nieszczęściu, niestety poruszył ten temat.
- A jak tam idzie ci z Yuki?
Micro-Ice poczuł się dokładnie tak, jakby ktoś wymierzył mu cios otwartą dłonią prosto w policzek, albo inaczej „z liścia”. Postanowił odpowiedzieć pytaniem na pytanie:
- A co ma być?
Jej! Nawet się nie zająknął, a to w jego wykonaniu to już sukces.
- No, przecież wy… No wiesz… No, tego… – D’Jok naprawdę nie lubił rozmawiać o relacjach damsko-męskich, ale czuł, że z Micro-Icem coś się dzieje. A bądź, co bądź to w końcu jego przyjaciel. W końcu znalazł odpowiednie słowo. – Chodzicie ze sobą!
Micro-Ice doceniał troskę przyjaciela. Sam też niekoniecznie lubił rozmawiać na te tematy. Uważali je za zbyt… „babskie”.
- Uwierz mi, stary, że ty naprawdę nie wiesz, jak bardzo chciałbym, żeby tak się stało, ale ona chyba nie chce.
- A pytałeś się chociaż?
- Nie, ale to widać. Nawet jeśli nie na pierwszy, to na któryś następny rzut oka. Ona buja się w Marku!
Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Jak zwykle została ona przerwana.
- Skąd ci to do głowy przyszło?
- Widziałem ich w mieście. Rozmawiali przez mement, a chwilę później już się obściskiwali.
„Obściskiwaniem tego raczej nazwać się nie powinno, ponieważ Yuki „tylko” go pocałowało. Dla Micro-Ice’a było to jednak zbyt wiele i nie chciał tak tego zostawić. Nie chciał, ale innego wyboru nie miał. Co on mógł? Chciał tylko, żeby Yuki była szczęśliwa.
- Widziałeś? Ale… przecież Mark wiedział, że ty… że Yuki… wszyscy wiedzieli. To z jego strony jest co najmniej… (nie zastanawiajmy się lepiej teraz, co takiego powiedział D’Jok, dobrze?).
- Wiem, stary, ale chyba nie chcesz, żebym ci teraz przypominał, jak było z Mei?
D’Jok ochłonął trochę. Zaistniała sytuacja co najmniej go irytowała. Jednak musiał przyznać rację swojemu przyjacielowi. Zachował się kiedyś wobec niego tak samo, jak Mark w czasie teraźniejszym.
- No i co planujesz teraz zrobić?
- A mam jakieś wyjście?
- Jakieś wyjście zawsze powinno się znaleźć.


W głowie miał już prawie gotowy… zarys planu. Jednak do genialnego planu potrzeba dużo czasu. A on, mimo że go przechytrzył, nie był tak inteligentny jak Bleylock. Każdy szanujący się wróg Sonny’ego Blackbonesa znał jego najsłabszy punkt. W tej chwili było to jak na razie zbyt oczywiste. A może jednak nie? Plan był już w końcu wykorzystany, więc on ucieknie się do tego tylko w ostateczności. Jeszcze nie padło ostateczne zdanie. Musiał się nad tym wszystkim porządnie zastanowić, a do tego potrzebował informacji. W tej chwili rozległo się pukanie do jego gabinetu…

***

No nie! Dzisiaj jest taki smutny dzień. Alex, chcę, żebyś wiedziała, że zaraz po wklejeniu tego rozdziału zabieram się za ten twój i mogę to zrobić z czystym sumieniem, a postawiłam sobie pewien warunek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Wto 21:26, 23 Mar 2010    Temat postu:
 
Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomnieliście. Większość z was (jeśli nie wszyscy) pewnie już zwątpiła w to, że pamiętam jeszcze o tym opowiadaniu. W najbardziej dramatycznym momencie Wen mnie opuścił i prawie całkowicie straciłam chęć życia. Obiecałam jednak, że pomyślę jeszcze nad tym opowiadaniem, a myślałam o nim prawie codziennie. Tak samo było z wchodzeniem na forum. Chociaż się nie zalogowywałam od… jakiegoś czasu, to wchodziłam na nie (co prawda nie codziennie, ale od czasu do czasu), żeby zobaczyć, co słychać.
No dobra. Ja was tu zanudzam, a nowy odcinek jest już gotowy.

***

Odcinek Ósmy: Kradzież

- Proszę! – krzyknął Harris.
W tym momencie jeden z naukowców dosłownie wpadł do jego gabinetu. Nie mógł złapać oddechu i był wyraźnie zestresowany. Harris nie chciał go poganiać, ale widać było, że ten pracownik, którego imienia nie pamiętał, chciał mu przekazać coś ważnego. Czekał, aż w końcu…
- Szefie… ukradli urządzenie z Fluxem.
Harris gwałtownie wstał.
- Jak!? Kto!? KIEDY!?
- Niestety nie udało nam się jeszcze tego ustalić. Lepiej chyba będzie, jeśli szef przyjdzie do laboratorium…


- Lepiej dla ciebie będzie, jeśli powiesz mi, że masz dobre informacje.
- Zależy jeszcze, co rozumiesz pod „dobre informacje”…
- Już ty dobrze wiesz – uśmiechnął się do niej.
- Sinedd… Dlaczego nie chcesz mi wytłumaczyć, do czego są ci potrzebne te informacje?
- To nie powinno leżeć w twoim interesie, moja droga. Ciebie ma interesować tylko to, co może się stać, jeśli się nie podporządkujesz. Więc… czego się dowiedziałaś?
Mei zacisnęła pięści.
- Na razie dowiedziałam się tylko tyle, że nie kontaktował się z nim… jeszcze. Najprawdopodobniej ma ważniejsze sprawy na głowie…
- Ważniejsze? Nie rozśmieszaj mnie. Ale powinnaś go przycisnąć. Może wtedy dowiesz się czegoś więcej.
- A niby jak mam to zrobić? – w Mei wzbierało się coraz więcej złości.
- Nie wiem. To już nie mój problem…
Dlaczego do tej pory wstrzymywała się z wymierzeniem mu w policzek, tego nie wiemy. Ale za to chociaż czuła satysfakcję z tego, że patrzyła na niego, kiedy on trzymał się za nos. Gdyby ktoś się uważnie przyjrzał, to zauważyłby stróżkę krwi spływającą powoli. Naprawdę powoli. Jak na gust Mei zbyt wolno, ale na poprawki już nie miała czasu.
- Nie powinnaś była tego robić. Ciesz się, że jestem dzisiaj w dobrym humorze.
Ach. I nawet mu nie złamała nosa! Jak mogła sobie pozwolić na taką niedokładność!? No cóż, trudno. Musi jeszcze trochę poćwiczyć, a na pewno dojdzie do perfekcji…
- W każdym razie… Zobaczymy się za tydzień, ale jak dla mnie to możecie nie wychodzić na boisko. Jednak wtedy będę oczekiwał od ciebie nieco konkretniejszych informacji. Do zobaczenia.
Już miała ochotę coś mu odpowiedzieć, ale chyba nie powinna jeszcze bardziej naciągać struny. Już i tak wystarczająco go wnerwiła, a on kierował się w swoją stronę. Czuła, że na dzisiejszym treningu chyba coś zrobi tej biednej, niewinnej i, jak na razie, niczego nieświadomej piłce… Ale o co mu chodziło z tym boiskiem?


- Za tydzień gracie mecz z Shadowsami.
Zero reakcji. Jednak po chwili wyraz twarzy Mei po chwili uległ zmianie, jakby coś zrozumiała, a Mark zapytał:
- Czy to będzie jakiś szczególnie ważny mecz?
- Niestety, miedzy kolejnymi edycjami Pucharu Galactik Football, mecze nie są jakoś szczególnie ważne. To będzie tylko mecz towarzyski. Żebyście nie zapomnieli o tym, jak wasi przeciwnicy potrafią was zaskoczyć.
„I przydałaby się wam trochę większa motywacja” dodał w myślach, jednak nie powiedział tego na głos, żeby przypadkiem nie zdekoncentrować swoich zawodników.
- Micro-Ice, Mark. Zostańcie na ławkach. A reszta do holotrenera.
Micro-Ice może i nie był najlepszy w obliczeniach, ale coś mu się nie zgadzało i kiedy wyznaczeni zawodnicy byli już przy holotrenerze powiedział:
- Trenerze… jeśli my zostaniemy na ławkach, to w holotrenerze będzie tylko sześcioro zawodników. A jeśli się nie mylę, to chyba powinno być ich siedmioro...
- Jesteś pewny, że dobrze policzyłeś, Micro-Ice?
No chyba… A może jednak… Thran, D’Jok, Yuki, Mei, Tia, Ahito, Rocket. Jeśli się nie mylił, to rzeczywiście tym razem było ich 7… Chwila, moment…
- Ahito!? Co ty…
No tak… Gdyby po raz kolejny nie spóźnił się na trening, to z pewnością zorientowałby się, że bramkarz wrócił. Ale na rozmyślania nie było czasu. Trzeba było go przecież przywitać. Po dziesięciu sekundach leżał jednak na ziemi, ponieważ potknął się o własne nogi, kiedy biegł, by przywitać się ze swoim kumplem. Chyba rzucanie się sobie na szyje mógł już sobie odpuścić.
- Cześć, stary.
Było to chyba najlepsze rozwiązanie, które mogło mu wpaść do głowy. Usłyszał, że nad nim rozlegają się ciche śmiechy. Wstał powoli i powiedział głosem pełnym oburzenia:
- Dlaczego nikt mi nie powiedział, że Ahito wrócił?
Drużyna się opanowała i przestała się śmiać.
- Chcieliśmy zobaczyć, kiedy sam się zorientujesz – Tia uśmiechnęła się do niego szeroko.
No nie! Nie dość, że Yuki i Mark robili wszystko, żeby tylko poczuł się gorzej, to jeszcze reszta drużyny obracała się przeciwko niemu. Dlaczego ostatnio tylko jego coś takiego spotyka… Nie! Nie mógł się tak dołować z powodu kilku niedomówień. Wstał z podłogi i usiadł obok Marka najspokojniej, jak tylko potrafił. Z jego twarzy można było dosłownie wyczytać, jak bardzo stara się być opanowany, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Drużyna wpatrywała się w niego nieco zmartwiona, ale on dalej udawał, że wszystko jest w porządku.
Aarch odchrząknął.
- Ekhem… Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale przypominam, że za tydzień gramy mecz.
To ich nieco otrzeźwiło i przestali interesować się Micro-Icem. Weszli do holotrenera. Ich oczom, jak zwykle ukazało się to samo boisko, które zawsze jest w holotrenerze. Ustawili się na swoich pozycjach. Jako że nie było Micro-Ice’a, Yuki ustawiła się na pozycji napastnika obok D’Joka. Pojawiły się hologramy Shadowsów. Piłka wystrzeliła w górę. D’Jok podał do Tii. A ona od razu pobiegła w kierunku bramki. Niestety na drodze stanęło jej dwóch obrońców, więc cofnęła się i podała do Rocketa. On, używając fluxa, pobiegł prosto przed siebie. Jednak dał się zaskoczyć i piłkę odebrał mu jakiś zawodnik z drużyny Shadowsów, którego imienia nikt nie pamiętał. Zawodnik ten skierował piłkę w stronę innego zawodnika, którego imię każdy dobrze znał. Sinedd nie wahał się i podbiegł do bramki, przy której stał Achito. Zanim jednak zdążył się zorientować piłkę odebrała mu Mei, która wykazywała się dzisiaj nadzwyczajną sprawnością fizyczną. No, wiadomo, że ta dziewczyna potrafi zaskoczyć niejedną osobę, ale w porównaniu do tego, co działo się w ciągu ostatnich tygodni, naprawdę było lepiej. Tymczasem zdążyła już dotrzeć do połowy boiska i najwyraźniej nie zamierzała się zatrzymać albo chociaż podać do kogokolwiek. Dobiegła do obrońców i już mogło się wydawać, że odbiorą jej piłkę, ale użyła Oddechu i po prostu nad nimi przeskoczyła. Po kilkunastu sekundach było już 1:0 dla drużyny Aarcha. Dalszy przebieg gry trener oglądał z uśmiechem na ustach. Miał rację… Potrzebna im była tylko dobra motywacja. Teraz, kiedy grali przez półgodziny, jego zawodnicy wygrywali już 2:1. Jednak trzeba przyznać, że były to tylko hologramy. Tak bardzo się wciągnął, że zapomniał o tym, że Micro-Ice i Mark jeszcze nie grali.
- Tia. Możesz zejść z boiska wejdzie za ciebie Mark.
Kiedy powyżej wymieniony usłyszał swoje imię obudził się i gwałtownie wstał.
- Tak, trenerze?
- Wchodzisz na boisko.
- Tak, tak. Oczywiście.
Zdawał się być nieobecny, ale kiedy już znalazł się na boisku rozbudził się.
Tymczasem Tia usiadła na ławce obok Micro-Ice’a. Powinna z nim porozmawiać, ale tak słodko spał… Żadnych wymówek! Musiała z nim porozmawiać. Trąciła go lekko w bok, a chłopak podniósł się tak gwałtownie, że spadł z ławki. Rozejrzał się i zobaczył, że najbliżej siedzącą osobą była Tia.
- No tak. Dzisiaj chyba tylko podłoga mnie lubi.
- Nie załamuj się tak, Micro-Ice.
Hmm… cała Tia. Ona zawsze potrafi poprawić człowiekowi humor.
- Mam nadzieję, że miałaś jakiś konkretny powód, skoro mnie obudziłaś.
- Oczywiście. Powinieneś już wiedzieć, o co mi chodzi.
Micro-Ice patrzył na nią przez chwilę, a po następnej chwili zorientował się, że siedzi na podłodze, co chyba wyglądało dosyć dziwnie, więc podniósł się z niej i usiadł na ławce obok Tii. Tym razem jednak wiedział już, o co mogło jej chodzić i stwierdził cicho:
- Chcesz porozmawiać ze mną o Yuki.
- Dokładnie. Zdaje mi się, Micro-Ice, że chyba nie wyznałeś jej swoich uczuć. Od dłuższego czasu nie widziałam, żebyście ze sobą rozmawiali. Co się z wami dzieje?
- Lepiej jej się zapytaj. Już było tak blisko, dosłownie tyle – Micro-Ice pokazał tę odległość za pomocą palców – od pocałunku, kiedy przerwał nam Mark. Ale to jeszcze nie wszystko. Ostatnio, kiedy spokojnie przechodziłem sobie przez zaśnieżone ulice Akillianu, spostrzegłem nadjeżdżający zbyt szybko samochód, a na jezdni bawiły się dzieci. Nie muszę chyba stwierdzać oczywistości i mówić, że je uratowałem. A pojazd nawet się nie zatrzymał. No dobra, mniejsza z tym. Chodzi mi o to, że na jakiejś pobliskiej ulicy stała sobie Yuki. Już chciałem do niej podejść i z nią porozmawiać, kiedy zauważyłem, że nie stoi sama. Stał z nią Mark. Trochę mnie speszył, ale pomyślałem sobie, że poczekam, aż pójdzie. No i wiesz, co się wtedy stało? Yuki krzyknęła, rzuciła mu się na szyję i… - zawsze trudno przechodziło mu to przez usta – pocałowała go.
Micro-Ice opuścił zrezygnowany głowę, a Tia wpatrywała się w niego tak, jakby była zrobiona z marmuru. Po pierwsze była w szoku, że Micro-Ice potrafi opowiadać tak barwnie historie ze swojego życia. A po drugie zszokowało ją zachowanie Yuki. Przecież ona tyle razy mówiła o tym, jak bardzo…
- Może… może Yuki miała po prostu jakiś problem, a Mark jej doradził, co ma zrobić. W euforii mogła się przecież zapomnieć. A ja mogę cię zapewnić, że Yuki na pewno nie zależy na Marku bardziej niż na tobie…
Micro-Ice spojrzał na nią wilkiem.
- A niby skąd możesz o tym wiedzieć. Gdyby rzeczywiście tak było, to w takim razie dlaczego poszła po radę do Marka, a nie do mnie. Jakoś nie przypominam sobie, żeby ostatnio opowiadała mi o swoich problemach.
Aarch coś krzyknął, ale zignorowali to, mimo uszu.
- Może nie chciała cię martwić? Nie pomyślałeś o tym? Widziała przecież, że ostatnio byłeś nie w sosie i na pewno nie chciała ci zawracać głowy. Rozmawiałeś ostatnio z nią, albo z Markiem? Obiecaj mi…
Urwała, bo nagle usłyszała przybliżające się kroki. Micro-Ice chyba też coś usłyszał, bo uniósł wzrok i zobaczył nad sobą…
- Przepraszam bardzo, że wam przerywam, ale powiedziałem ci przed chwilą, Micro-Ice, żebyś wszedł na boisko za Yuki. Czy tym razem wyraziłem się jasno?
Rzeczywiście Yuki stała przy stanowisku trenera. Aarch spojrzał znacząco na Micro-Ice’a i wrócił na swoje miejsce. Micro-Ice wstał.
- Musisz z nimi porozmawiać, rozumiesz? – Tia spojrzała na niego błagalnie. – Proszę cię.
- Jasne. Zobaczę, co da się zrobić.
-Micro-Ice! Nie chciałbym się kolejny raz powtarzać!
Chłopak rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie przyjaciółce i wszedł do holotrenera.


Laboratorium na pierwszy rzut oka wyglądało tak jak zwykle. Jednak nie dla człowieka, który przechowywał tutaj swoją najcenniejszą broń. W sejfie przechowywał drugą, jego zdaniem, potężniejszą broń, ale ta, która została skradziona nie była wcale taka słaba. Dla niego pomysł, żeby przechowywać obie najpotężniejsze bronie, które znajdowały się w jego posiadaniu, w jednym miejscu wydawał się zbyt banalny. To laboratorium, w którym znajdowała się kiedyś ta skradziona broń nie było w końcu aż tak słabo strzeżone. Mało tego! Było ono najbardziej strzeżonym laboratorium na terenie Technoidu. Strzegli go najlepsi plus te roboty, do których jakoś nie miał zaufania. Ale roboty przecież nie mogły wynieść sobie walizki z Metafluxem. Nie były aż tak ograniczone. To musiał być ktoś z Technoidu. Jakiś CZŁOWIEK. Komuś najwyraźniej zachciało się być podwójnym agentem. Ale on – Harris dowie się, kim była ta osoba i dla kogo jeszcze pracuje.

***

Chyba nie muszę pisać, kogo szczególnie powinnam przeprosić. A zachowałam się, jak zwykła świnia. Nie wiem, jak to będzie dalej z opowiadaniem, ale dołożę wszelkich starań, aby było jak najlepiej.


Ostatnio zmieniony przez jula836 dnia Wto 21:56, 23 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Sob 14:09, 27 Mar 2010    Temat postu:
 
Tak, to znowu ja i przybywam do was z nowym rozdziałem.

***

Odcinek Dziewiąty: Szczera rozmowa

Wolałby już wrócić na Stadion Genesis. Oglądanie bez przerwy tego samego krajobrazu zaczynało już być męczące. Zresztą tak samo jak ćwiczenie w Akademii. Ogólnie nic do niej nie miał, ale na Genesis było… zdecydowanie lepiej. Może nie lepiej, tylko inaczej. W tej chwili przemierzał ulice Akillianu sam. Jak zwykle o tej porze były zatłoczone. To raczej normalne, że ludzie wychodzą z domów, żeby pospacerować, zrobić zakupy, wyprowadzić psa, albo kota, w zależności od posiadanego zwierzątka. Jednak zachowanie pewnych dwóch osobników z pewnością nie było normalne. Wyglądali na pracowników Technoidu, ale rozmawiali chyba o czymś ważnym, ponieważ co chwilę rozglądali się, żeby sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje. Niestety D’Jok miał to chyba w genach, ale MUSIAŁ wiedzieć, o czym rozmawiają. Podszedł nieco bliżej. Na szczęście ci mężczyźni stali na innej ulicy, akurat blisko narożnika, więc D’Jok mógł się spokojnie schować za ścianą i usłyszeć, o czym rozmawiają mężczyźni, którzy wyglądali na pracowników Technoidu.
- … to ukradł.
- A co na to Harris?
- Wściekł się, a co innego mógł zrobić?
- Podejrzewa kogoś?
- Jeszcze nic nikomu nie mówił na ten temat, ale niektórzy mówią, że to mógł być tylko ktoś z Technoidu.
- I nikogo nie zwolnił?
- Sam byłem zdziwiony, jak o tym usłyszałem.
- No dobra. Harris i tak jest już wściekły. Skoro już nikogo nie wywalił, to nie zmieniajmy tego. Wracajmy do pracy.
Zaczęli iść w tym kierunku, gdzie on był schowany. Niedobrze. Zaczął się rozglądać na wszystkie strony. Był zbyt sparaliżowany, żeby uciekać. Kiedy nagle wpadł na genialny pomysł. Mogło mu się przecież rozwiązać sznurowadło. Schylił się szybko i rozwiązał je, akurat w tym momencie, kiedy dwóch osiłków wyszło zza rogu. Chłopak przykuł ich uwagę i przyglądali mu się przez chwilę, jakby skądś go znali, jednak nie zatrzymali się ani na chwilę. D’Jok udawał, że tego nie widział.


Stał przed jej domem, ale trwało to już jakieś dobre 10 minut. Nie mógł się zebrać na wciśnięcie dzwonka. W końcu ktoś może uznać, że takie stanie przed drzwiami jest nieco podejrzane. Odetchnął głęboko. Podniósł rękę, ale jeszcze przez krótką chwilkę się wahał. Następnie zdecydowanym ruchem zadzwonił. Czekał tylko przez chwilkę. W drzwiach prawie natychmiast pojawiła się kobieta. Pamiętał ją dobrze. To była matka Yuki.
- Eee… Dobry wieczór.
- Dobry wieczór, młodzieńcze. Przyszedłeś, żeby spotkać się z Yuki? Niestety wyszła jakąś godzinę temu. Powinna wrócić za chwilkę. Proszę, wejdź. Możesz na nią zaczekać.
- Nie, nie… nie chciałbym sprawiać kłopotów.
- Ależ to żaden kłopot – matka Yuki uśmiechnęła się.
- N-naprawdę nie. Ja chciałem tylko z nią porozmawiać. To znaczy… ta rozmowa nie trwałaby wcale tak długo. Może jakieś 5-10 minut. Czekają na mnie w domu. Właśnie obiecałem mamie, że zaraz wrócę. Porozmawiam z nią, to znaczy z Yuki jutro po treningu. Tak…To naprawdę nic ważnego. Dobranoc.
Zaplątał się przy tym niesamowicie, ale mama Yuki tylko się uśmiechnęła.
- Dobrze więc. Skoro tak mówisz, to niech tak będzie.
Przypatrzyła mu się uważnie.
- Jesteś Micro-Ice, prawda? – zapytała, ale nie czekała na odpowiedź. – Całkiem sporo o tobie słyszałam. Dobranoc, chłopcze.
Zamknęła drzwi. A Micro-Ice wpatrywał się w nie, jak zaczarowany.


- Wszystko w porządku, Armen?
Dawno się nie odzywał, więc postanowił w końcu zadzwonić.
- Jasne, szefie. Właśnie miałem zjeść…
- Stary, dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
Sonny westchnął.
- A, tak, szefie. U młodego wszystko porządku. Ale mógłby czasem wcześniej wracać do domu, bo cały czas tak stać na dworze do jedenastej wcale nie jest przyjemnie.
Chciał jeszcze powiedzieć coś o śniegu, ale uznał, że byłby to brak szacunku przypominać swojemu szefowi o tym, że wywołał epokę lodowcową na Akillianie.
- Muszę kończyć. Ale pamiętaj: bądź czujny.
Rozłączył się. No, jeszcze w końcu wypadałoby zadzwonić do D’Joka. Dawno się z nim nie kontaktował. Trzeba w końcu coś z tym zrobić. Nie chciałby, żeby rodzony syn o nim zapomniał. Wykręcił numer. Czekał, aż w końcu…
- Halo?
- Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałeś.
- Tata?
- We własnej osobie.
- Coś się stało?
- Nie. Wszystko w porządku. Lepiej powiedz, co słychać.
- Jest tak, jak zwykle. Po rozgrywkach Pucharu nigdy nie dzieje się nic ciekawego.
- Nie zauważyłeś ostatnio czegoś podejrzanego?
D’Jok wahał się przez chwilę. Nie uszło to uwadze Sonny’ego. Mógł powiedzieć tacie o tym dziwnym gościu, którego ostatnio cały czas widywał, ale nie chciał go niepotrzebnie martwić. Sonny zaczął jednak coś podejrzewać, więc postanowił powiedzieć coś innego.
- Dzisiaj, kiedy byłem w mieście przypadkiem podsłuchałem rozmowę dwóch gości. Chyba to byli z Technoidu. Mówili, że coś ważnego zostało skradzione. Miało to też związek z jakimś Harrisem. Słyszałeś coś o tym?
- Do tej pory nic na ten temat nie słyszałem. Dzięki za informację. Będę już kończył. Uważaj na siebie.
- Jasne. Na razie.


Tymczasem pod drzwiami pokoju syna lidera Piratów stała zszokowana Mei. Dlaczego musiała podsłuchać tę rozmowę? Och, ale przynajmniej będzie mogła teraz powiedzieć Sineddowi, że Sonny Blackbones nie miał nic wspólnego z tą kradzieżą, o której mówił D’Jok, a o której ona nic nie wiedziała. W każdym razie jej podróż do kuchni w poszukiwaniu wody już jakiś czas trwała i musiała w końcu ją zakończyć, żeby jej chłopak nie myślał, że go zostawiła. Nacisnęła klamkę i weszła do pokoju.
- No! Jesteś wreszcie! Wiem, że w kuchni nigdy nie panował idealny porządek, ale woda zawsze leży na samym wierzchu. W każdym razie w widocznym miejscu. Co cię zatrzymało?
- Mówiłam ci już wcześniej, że chciałam się napić.
- To ile ty tej wody wypiłaś?
- Tyle, ile potrzebowałam.
- Dżizas! Ja się nigdy z tobą nie dogadam.
Dla Mei jego zachowanie wcale ni było dziwne. Zerknęła na zegarek i powiedziała:
- Robi się późno. Muszę już iść.
- Odprowadzę cię do drzwi.
- Dziękuję, ale chyba potrafię sama trafić.
- Ok. Przepraszam, że jestem kulturalny.
D’Jok jednak odprowadził Mei.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Pocałowali się. D’Jok odprowadził ją wzrokiem. Dla niego zachowanie jego dziewczyny było nienaturalne i udawała, że wszystko jest w porządku, ale jak dla niego nie było. Coś przed nim ukrywała. Nie chciał na nią naciskać. I tak by mu nie powiedziała.


Zdecydowanie lepiej byłoby porozmawiać od razu z Markiem. Jeśli wszystko od razu się wyjaśni, to może nie będzie musiał rozmawiać już z Yuki. Przynajmniej na ten temat. Nie chciało mu się wracać do domu, ale mama pewnie już zaczynała się martwić. Tak był pochłonięty swoimi rozmyślaniami, że dopiero teraz zauważył, że przed nim od pięciu minut szedł… Mark? Tak, to chyba był on. No cóż najlepszym wyjściem byłoby mieć już tę rozmowę z głowy. Minimalnie przyspieszył. Jednak to wystarczyło, by go dogonić. Udając, że wcale go nie zauważył, przeszedł obok niego.
- Micro-Ice?
Tak! Jego genialny plan zadziałał!
- O! Cześć, Mark. Nie zauważyłem cię wcześniej.
Taa, jasne… Takie kity to mógł dzieciom wciskać, ale Mark najwyraźniej mu uwierzył.
- Co ty tutaj robisz?
Tego to akurat każdy głupek by się domyślił.
- Spaceruję. A co, nie widać?
- Ale o tej godzinie?
- A co z nią nie tak? Jest dopiero… - podniósł rękę, by spojrzeć na zegarek, którego na niej nie miał -… no coś koło wpół do dwunastej. To jeszcze młoda godzina.
Nie mógł ciągnąć przez wieczność tej rozmowy. Musiał z nim w końcu porozmawiać o ważniejszych sprawach. Już miał coś powiedzieć, kiedy wyprzedził go Mark.
- A tak w ogóle, to co się z tobą ostatnio dzieje? Jesteś jakiś taki… hmm… nie w sosie? Nie myśl, że się o ciebie martwię, ale to może zaszkodzić drużynie i w ogóle, a za tydzień gramy mecz przeciwko Shadowsom, no i wiesz, jak jest.
No pięknie! Czy każdy już wiedział o tym, że przechodzi ten swój kryzys?
- Mark, chyba musimy porozmawiać…
- Przecież właśnie to robimy.
- Ale nie o takich… głupotach!
- W takim razie o czym?
Micro-Ice wahał się przez chwilę.
- O Yuki.
- A dlaczego akurat o niej?
- Widziałem was ostatnio.
- No, ostatnio to ja widziałem ją na treningu.
- Ale nie o takie ostatnio mi chodzi. Ostatnio w sensie, że nie na treningu!
- I?
- I widziałem, jak rzuciła ci się na szyję i cię POCAŁOWAŁA! Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
Mark wpatrywał się w niego uważnie, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Słuchaj, stary… To nie był jakiś poważny pocałunek. To był taki przyjacielski…
- Przyjacielski??!! Przyjacielskie całusy mogą być w policzek, w czoło, albo w rękę. Ale nie w usta!
Może za bardzo się uniósł, ale miał prawo. Mark był jego kupmlem i bardzo dobrze wiedział, jakimi uczuciami darzy Yuki.
- Stary, zapewniam cię, że między nami nie ma nic więcej, niż tylko przyjaźń. Yuki miała problem, tak? A ja jej tylko powiedziałem, że postaram się jej pomóc, to wszystko.
Micro-Ice ochłonął nieco. Czyli było tak, jak powiedziała Tia?
- W takim razie chyba możesz mi powiedzieć, jaki problem miała Yuki?
Mark, który już się uspokoił, widząc, że Micro-Ice’owi przeszło, ponownie zrobił się spięty.
- Widzisz… Obiecałem jej, że nie powiem o tym tobie… to znaczy nikomu. Rozumiesz…
Kiedy już chciał zacząć się cieszyć. Znowu uderzyła w niego fala gorąca. Oto Yuki mu ie ufała i nie chciała, żeby on wiedział o jej sekretach, mimo że Markowi o tym sekrecie powiedziała.
- Jasne. Muszę już lecieć.
- Taa. Na razie.
Poszli w swoją stronę, a Micro-Ice miał ochotę zapaść się pod ziemię.

***

Do zobaczenia… niebawem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Sob 20:10, 03 Kwi 2010    Temat postu:
 
Dobra. Może nie jest to zbyt długie, ale następny rozdział będzie zapewne dodany z mniejszą odległością czasową niż ten… Chyba.

***

Odcinek Dziesiąty: Wyjaśnienie

To stawało się już powoli nudne. Chociaż raz dla odmiany trener mógłby dać jakąś inną drużynę, niż Shadowsi. W tej chwili nie obchodziło ich to, że już za sześć dni będą grali mecz z tą właśnie drużyną. Shadowsi nie byli źli, ale granie z nimi na okrągło od tygodnia… to jak jedzenie codziennie na obiad samego ryżu. Na początku dobre, ale z czasem traciło smak. Ale żaden z zawodników nie powiedział tego trenerowi, bo każdy, kto dobrze znał Aarcha, ten wie, jaka byłaby jego reakcja. Albo zacząłby na wszystkich krzyczeć, albo zacząłby półgodzinny wykład na temat niezdyscyplinowania w jego drużynie, którego zresztą i tak by nie skończył. Jedno gorsze od drugiego, więc musieli się chyba pogodzić z tym, że przez te kilka dni będą grali z tą samą drużyną. Chyba że trener nagle sam pomyśli o tym, żeby zrobić niespodziankę swojej drużynie, co było jeszcze mniej prawdopodobne, niż to, że Micro-Ice dostanie pod choinkę samochód od D’Joka.
Byli ciekawi, jak zagrają ten prawdziwy mecz. Teraz, po dwudziestu minutach gry wygrywali 2:0, ale gra z prawdziwymi piłkarzami to zupełnie co innego, niż gra z hologramami. Po skończonym treningu Tia podeszła do Micro-Ice’a.
- Tak, tak. Wiem, o co chcesz zapytać. Rozmawiałem wczoraj z Markiem i… dowiedziałem się tylko tyle, że Yuki mi nie ufa.
- Że co proszę?
- Ten pocałunek… to już sobie wyjaśniliśmy, ale Markowi powiedziała coś ważnego, czego wyraźnie nie chce powiedzieć mnie.
- Ale skąd ty możesz wiedzieć takie rzeczy.
- Na przykład stąd, że Mark powiedział do mnie: „Widzisz… Obiecałem jej, że nie powiem o tym tobie… to znaczy nikomu. Rozumiesz…”.
- Porozmawiaj z nią.
- Ale… Przecież…
- Nie musisz tego robić, tylk dlatego, że ja ci tak powiedziałam. Pamiętaj, że to tylko i wyłącznie dla twojego dobra.
Poszła do szatni, a Micro-Ice ponownie musiał przyznać jej rację. Jeśli miał poczuć się szczęśliwy, to musiał porozmawiać z Yuki. Skierował swoje kroki do szatni chłopców.


Ach! Nie miał żadnych dowodów na to, że za kradzieżą mógł stać Sonny Blackbones. Mógł tylko obiecać sobie, że przywódca Piratów gorzko tego pożałuje, jeśli to rzeczywiście był on. A jeśli nie… to jeszcze się zastanowi, ale w taki sposób, by wyszło to na jego niekorzyść. Dlaczego podejrzewał akurat Sonny’ego… nietrudno się było domyśleć.W tej chwili jego priorytetem była ochrona drugiej walizki z Metafluxem, bo gdyby jeszcze ją ktoś ukradł.. nie byłoby za wesoło. On w tym czasie będzie starał się dowiedzieć, kto próbuje mu zaszkodzić.


Teraz przynajmniej nie widywał tego gościa bez przerwy. Widywał go co najmniej raz na dwa dni, więc albo jego podejrzenia nie były słuszne, albo ten ktoś zaczął się lepiej maskować. W ogóle cała ta sprawa była dla niego dziwna. Ostatnio wszystko wydawało mu się podejrzane, więc pewnie jak zwykle przesadzał. To znaczy zwykle nie przesadzał, ale kiedy dla niego wszystko robiło się podejrzane, wtedy przesadzał. Rozmyślania przerwało mu bolesne zderzenie. Pewnie gdyby nawet tyle nie rozmyślał, to nie zauważyłby biegnącej dziewczyny, bo biegła naprawdę szybko. Siła uderzenia niemal zwaliła go z nóg, ale dziewczyny już nie oszczędziła. Klapnęła mocno z siedzeniem na śniegu. Aż od samego widoku mogło coś zaboleć. Widocznie próbowała szybko się podnieść, ale za bardzo jej to nie wyszło. D’Jok podał jej rękę. Speszyła się, ale skorzystała z pomocy. Kiedy już wstała D’Jok mógł dostrzec, że była niemal tak wysoka, jak on oraz bardzo szczupła. Miała długie włosy koloru ciemny blond, a oczy tak szare, że… no po prostu nie było do nich porównania. Niestety zaraz pobiegła dalej, nie mówiąc nawet „dziękuję”. To zachowanie też z pewnością było dziwne.


To na pewno była sprawka Tii. Ostatnio zbyt często spotykał tych ludzi, o właśnie których myślał.
- Micro-Ice! Tia powiedziała, że chciałeś się ze mną widzieć!
Skąd on to wiedział? A niby do niczego go nie zmuszała…
- Tak? Naprawdę? To znaczy tak. W sumie, to chciałem z tobą porozmawiać.
- Więc?
Raz kozie śmierć, czy jak to tam się mówiło. Im to zrobi, tym szybciej będzie miał to z głowy.
- No… Dobra. Chciałbym porozmawiać z tobą o Marku… to znaczy o tobie i Marku… nie, nie… w sumie to o nas. No! O tym wszystkim.
Yuki dzielnie stłumiła w sobie śmiech, a nie było to wcale łatwe. W końcu odezwała się.
- Micro-Ice, jesteś strasznie słodki. Mówiłam ci to już?
Mógł się domyślić. Nie brała tego na poważnie. Jasne! Rozumiał to. Wolała zostać tylko przyjaciółką.
- Czekaj! Przepraszam cię. Nie myśl sobie, że nie biorę tego na poważnie.
- Tak? A mnie się wydaje, że rzeczywiście nie bierzesz tego na poważnie.
- Micro-Ice, biorę to wszystko poważniej, niż myślisz.
Chłopak nic nie powiedział.
- Możesz mi dokładniej powiedzieć, o co ci chodzi.
Opowiedział jej o ostatnich „przygodach”, które go spotkały.
- Yuki, słuchaj. Ja… ja myślę, że coś do ciebie czuję, ale to chyba jest coś więcej, niż przyjaźń i…
Nie dokończy, bo Yuki pocałowała go prosto w usta. Chciał zaprotestować, bo niczego sobie jeszcze nie wyjaśnili, ale z drugiej strony później może nie być lepszej okazji.
- Co…
- Mark mówił prawdę. Pocałowałam go, bo… powiedział, że porozmawia z tobą o mnie. Nie chciałam, żebyś się o tym dowiedział, bo później nie wiem, co byś sobie o mnie pomyślał, a nie miałam zamiaru niszczyć naszej przyjaźni. Nie możesz go obwiniać. Zachował się jak najbardziej w porządku. To ja prawie wszystko zniszczyłam. Gdyby to zależało od niego, to pewnie nigdy w życiu by mnie nie pocałował, uwierz mi…
Tym razem to Micro-Ice ją pocałował. Z jednej strony podobało mu się za pierwszym razem, a z drugiej nie lubił, kiedy dziewczyny tak bez sensu plątały sobie język.
- Co…
Micro-Ice to zignorował.
- Chyba pozwolisz mi się odprowadzić do domu?
Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby poznał odpowiedź na pytanie. Tym razem Micro-Ice miał ochotę skakać do nieba… Jego zła passa nareszcie się skończyła. Przynajmniej tak mu się wydawało.

***

Wesołych Świąt!
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Czw 21:42, 08 Kwi 2010    Temat postu:
 
Odcinek Jedenasty: Gafa

To niemożliwe, żeby jego największe jak do tej pory marzenie się spełniło! To musiał być piękny sen. Tak! Na pewno! Ale żeby to sprawdzić, musiałby się obudzić, a wcale nie chciał. Uszczypnął się. Zabolało, ale się nie obudził. A jednak! To działo się naprawdę! Był zbyt szczęśliwy, żeby krzyczeć, ale za to wystarczająco zmęczony, żeby pójść spać. Nawet nie zauważył, że oczy już same mu się kleiły.


Trzy dni później Aarch już tak ich cisnął, że przestali w duchu narzekać na nudne treningi. Grali już trzecią godzinę z Shadowsami, ponieważ Aarch stwierdził, że na boisku zbyt szybko obuszcza ich energia. Oczywiście się zmieniali, a grali już tyle czasu, że każdy zdążył sobie posiedzieć na ławce. Podczas gdy D’Jok siedział na ławce z Rocketem, trener wywołał Micro-Ice’a, żeby wymienił się z pomocnikiem. Aarch postanowił już ich dzisiaj więcej nie męczyć i mieli grać jeszcze tylko przez 10 minut. D’Jok przysnął na, ale Micro-Ice nie był w stanie zasnąć, więc cierpliwie czekał, aż mecz się skończył. W końcu jakieś 30 sekund przed końcem meczu rudowłosy gwałtownie się obudził.
- Stary, normalnie mówię ci… O! Micro-Ice?!
- Nie, stary. Królewna Śnieżka.
D’Jok uśmiechnął się.
- Widzę, że ostatnio humor ci dopisuje, co?
- A kiedyś mi nie dopisywał?
- Nie wygłupiaj się. Przez ostatni tydzień wyglądałeś gorzej, niż Thran, kiedy zniszczyłeś mu… no, to coś, co mu zniszczyłeś.
- Może i tak, ale teraz jakoś nie mam najmniejszego zamiaru być załamany.
- Dobra. Wszyscy do szatni! – to był Aarch.
Mecz w holotrenerze można było uznać za skończony. Snow Kids wygrali 4:3. Niby dobrze, ale jednak dla Aarcha mogło być lepiej.
- Przyjdź do po treningu – powiedział Micro-Ice do D’Joka i razem z resztą drużyny udali się do szatni.


Po tym, jak Snow Kids już się przebrali i wyszli z Akademii, każdy poszedł we własną stronę. Akurat tak się złożyło, że Micro-Ice, D’Jok i Mei szli w tym samym kierunku. A skoro D’Jok miał przyjść do Micro-Ice’a, to wspólnie stwierdzili, że odprowadzą Mei pod sam dom. Szli tak, rozmawiając i wcale się nie przejmując niczym, co działo się dookoła. Dlatego też D’Jok gwałtownie podskoczył, kiedy poczuł czyjąś rękę na ramieniu i usłyszał swoje imię. Micro-Ice natomiast krzyknął tak głośno, że przyciągnął uwagę przechodzących akurat ludzi. Mei za to lekko się wzdrygnęła, ale równie dobrze mogło to być z powodu zimnej temperatury panującej na Akillianie.
- D’Jok – wszyscy troje odwrócili się, jak na komendę. To był Artie.
- Kurczę, stary. Co ty tu robisz? – Micro-Ice był jeszcze w lekkim szoku.
- Hej, Micro-Ice. Cześć, Mei. Nie obrazicie się, jeśli na chwilę porwę D’Joka?
- Czekaj, czekaj. Skoro ty tutaj jesteś, to znaczy…
- Tak, tak. Sonny też tutaj jest – Artie był lekko zniecierpliwiony.- D’Jok. Nie mam zbyt wiele czasu. Możemy porozmawiać?
- Jasne- odpowiedział rudowłosy, a potem dorzucił jeszcze do Micro-Ice’a i Mei:-Zaraz wracam.
I poszedł za Artiem.


- Jak mnie znalazłeś?
- Zapomniałeś już, że jestem Piratem, a Sonny nigdy nie był obojętny co do ciebie? Poza tym mieszkasz na Akillianie chyba od zawsze…
- No dobra… Ale po co chcesz ze mną porozmawiać?
- Podobno wiesz coś na temat tej kradzieży w Technoidzie.
- Wszystko, co miałem do powiedzenia w tej sprawie już powiedziałem.
Artie westchnął.
- To może opowiedz mi od początku o tej rozmowie.
D’Jok rad, nie rad opowiedział mu o całej tej rozmowie, którą usłyszał kilka dni temu. Jeśli to tylko mogło jakoś pomóc tacie…
Artie słuchał uważnie. Pod koniec klasnął w dłonie.
- Czyli jednak ominąłeś pewne szczegóły.
- Nie były one jakoś szczególnie istotne.
- Ale jednak istotne były – spojrzał na zegarek. - Dobra, D’Jok. Ja muszę lecieć. Trzymaj się.
Po chwili chłopak został sam w pustej, ciemnej uliczce. Stał tak, dopóki nie przypomniał sobie, że Mei i Micro-Ice na niego czekają.


Micro-Ice i Mei rzeczywiście na niego czekali, a w dodatku jego dziewczyna już po raz kolejny wyglądała tak, jakby… hmm… jakby to nazwać? Jakby właśnie dowiedziała się czegoś, czego nie powinna się dowiedzieć i próbowała o tym zapomnieć. To było chyba właściwe określenie, chociaż wyobraźnia mogła jednak płatać mu figle.
- Mei? Wszystko w porządku? – D’Jok zdawał się być zmartwiony zachowaniem dziewczyny.
Mei z początku nie odpowiadała, a później podniosła głowę, jakby ktoś wyrwał ją z transu.
- Tak, tak. Możemy już iść.
Powinien być przyzwyczajony do tego, że wszyscy się tak dziwnie zachowywali, jednak cały czaszo to irytowało.
- No dobrze. Chodźmy.


Mark wpatrywał się w nią jak w obrazek. Naprawdę ładny obrazek. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział tak ładną dziewczynę. Może nie pamiętał właśnie dlatego, że nigdy w życiu nie widział tak ładnej dziewczyny. Nie chciał się zresztą w tej chwili nad tym zastanawiać, bo to burzyło mu obraz. Była bardzo szczupła, bardzo wysoka i miała bardzo długie włosy. Nie wspominając, że była bardzo ładna. Czyli podsumowując była ogólnie bardzo. Rozmawiała z kimś przez komunikator. Chyba próbowała się z tym kimś kłócić, ale nie za bardzo jej to wychodziło, bo ten ktoś wyraźnie co chwilę jej przerywał. W końcu zakończyła rozmowę. Odrzuciła swoje anielsko piękne włosy do tyłu i Mark w tym momencie wstrzymał oddech. Spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Nic… po prostu nic nie mogło równać się z jej stalowoszarymi oczami, które chyba były jeszcze bardziej bardzo od całej reszty. W końcu zorientował się, że wypadałoby odwzajemnić uśmiech. Wyglądało to chyba bardziej jak szczękościsk, ale liczyły się dobre chęci, prawda?
W każdym razie dziewczyna ta wyraźnie rozśmieszyła się zachowaniem Marka. Jednak z początku wyglądała na dość nieśmiałą i mógł się już na początku domyślić, że do niego nie podejdzie. Wstała z ławki, na której siedziała i skierowała się w kierunku… Astroportu?
Czyli wyglądało na to, że nie dane mu było więcej jej zobaczyć… No cóż życie nie składa się z samych przyjemności i trzeba się z tym pogodzić…


- Co? To jak długo już ze sobą chodzicie?
Micro-Ice przez chwilę myślał.
- W sumie… to nie wiem, czy my rzeczywiście ze sobą chodzimy. Nie zapytałem jej, czy chce ze mną chodzić. Tylko dwa razy się pocałowaliśmy, a potem odprowadziłem ją do domu.
D’Jok walnął się w czoło otwartą dłonią.
- Micro-Ice! Przy takich akcjach zawsze przed domem powinno się pytać o takie rzeczy, człowieku! Przecież nawet Ahito wie takie rzeczy!
D’Jok wcale nie miał zamiaru obrażać bramkarza Snow Kids. Tylko Ahito po prostu kiedyś im powiedział, że zamierza zostać kawalerem aż do śmierci.
- No, a ty zapytałeś Mei, czy chce z tobą chodzić?
D’Jok zastanowił się przez chwilę.
- W sumie to sam nie pamiętam, ale w naszym przypadku to było już jasne od początku.
- Aaa… No tak. Prawie zapomniałem, że pocałowaliście się na oczach całej galaktyki…
- Masz jeszcze coś mądrego do powiedzenia?
- W sumie to mam, ale moja wrodzona skromnośćnie pozwala mi popisywać się moją wrodzoną inteligencją…Słuchaj, stary… Może zmienimy temat?
- O nie! Jeszcze nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
Micro-Ice uniósł głowę i przez chwilę jego twarz miała taki wyraz, jakby… intensywnie myślał. Naprawdę rzadki widok. Jednak po chwili to on zadał pytanie:
- Na które?
- Jak długo ty i Yuki już ze sobą chodzicie?
- Mówiłem ci, że jeszcze nie wiem…
- Przecież wiesz, o co mi chodzi! Ile czasu minęło już od TEGO wydarzenia?
- Aaa… To chyba jakieś… trzy dni?
D’Jok wpatrywał się w niego uważnie.
- I dopiero teraz mi o tym powiedziałeś?
- Hej! Nie chcę ci przypominać, że ty też jakoś nie spieszyłeś się, żeby mi powiedzieć, że twój ojciec żyje. Ani nawet, kto nim jest!
- Ale w końcu ci powiedziałem, nie? Zresztą to było co innego! A ty też jakoś nigdy nie opowiadałeś o swoim ojcu!
Powiedział to, zanim zdążył ugryźć się w język. Jak mógł popełnić tak wielki nietakt ze swojej strony? Doskonale wiedział, że Micro-Ice nigdy nie poznał swojego ojca. Jego matka opowiadała przecież, że musiał odejść od niej jeszcze zanim dowiedział się, że była ona w ciąży. Przynajmniej taka była wersja jego matki. Czy tak było naprawdę? Tego nie mógł powiedzieć.
- Słuchaj, stary. Ja nie chciałem, wybacz.
Micro-Ice’a opuścił już dobry nastrój, a D’Jok miał przez to wyrzuty sumienia.
- W porządku… - powiedział trochę za cichym, jak na niego, głosem.
D’Jok spojrzał na zegarek i po raz pierwszy stwierdził, że może jednak zrobi Mai niespodziankę i wróci do domu jeszcze przed piętnastą.
- Dobra. Zostawię cię samego. O chyba ci dobrze zrobi. I nie przejmuj się tym, co powiedziałem, ok.?
- Jak chcesz. Na razie.
Chyba nie było mu jakoś szczególnie przykro z powodu wyjścia przyjaciela, bo od dwóch minut podziwiał piękne widoki na Akillianie i jak na razie nie zamierzał chyba przerywać tego pasjonującego zajęcia.
- Na razie – powiedział D’Jok i wyszedł z pokoju Micro-Ice’a, a następnie skierował się w kierunku drzwi frontowych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora

jula836
Początkujący Piłkarz


Dołączył: 17 Wrz 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie znasz tego miejsca...
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Śro 20:57, 21 Kwi 2010    Temat postu:
 
Przepraszam, że tak długo i tak krótko oraz za to, że ten odcinek jest, jaki jest, ale niestety trzeba też zwrócić uwagę na to, że ja to pisałam, więc proszę o wyrozumiałość…

***

Odcinek Dwunasty: Przed meczem

W przeddzień meczu z Shadowsami trener odpuścił im trening, pod warunkiem, że obiecają następnego dnia się nie spóźnić (spojrzał przy tym znacząco na Micro-Ice’a). Zrobili tak, ciesząc się ostatnimi godzinami wolności, a mieli ich jeszcze około dwudziestu sześciu. Cała drużyna postanowiła część tego czasu wolnego wykorzystać słusznie. Tym słusznym wykorzystaniem by oczywiście sen. Żeby Snow Kids mogli sobie pozwolić na spanie o godzinie ósmej, to musiał być tylko i wyłącznie taki dzień, jak dziś, czyli dzień bez treningu. Micro-Ice z początku miał problemy ze snem, ale mniej więcej o czwartej w nocy jakoś udało mu się zasnąć. Toteż nic dziwnego, że wstał równo o czternastej zero osiem (był niewyspany, jeśli spał mniej niż 10 godzin). Reszta drużyny dawno już wstała. A konkretnie jakieś dwie godziny temu. W tym czasie, kiedy Micro-Ice próbował wygramolić się z łóżka, Mark nie mógł w stanie się pogodzić z myślą, że już nigdy więcej nie zobaczy tej pięknej dziewczyny, którą widział wczorajszego dnia. I tak pięknie się do niego uśmiechnęła… Był pewien, że jeśli tylko by się poznali, w przyszłości stworzyliby piękny związek. Właściwie to nigdy nic podobnego nie czuł. Po raz pierwszy się zakochał na poważnie (przynajmniej tak mu się wydawało), chociaż jeszcze nie zapoznał się z obiektem, który go interesował.


Harris był zaniepokojony. Ktoś mu w czymś przeszkadzał, ale tym razem na pewno nie chodziło o żadnego podwójnego agenta. Tutaj chodziło o kogoś z zewnątrz, kogoś, kto dla niego nie pracował, ale pomagał jego wrogom. Nagle ktoś zapukał do jego gabinetu. Po chwili wszedł do niego mężczyzna. To, co mu powiedział, tylko utwierdziło go w jego poprzednich przekonaniach. Ktoś tutaj za dużo węszył i niewątpliwie trzeba było coś z tym zrobić. Powoli zarysy coraz bardziej genialnego planu powiększały się w jego głowie.


Mark dopiero teraz zorientował się, że na Akillianie ludzie ani razu nie zaatakowali go, prosząc o autograf, chociaż nie ukrywał swojej tożsamości. Co prawda od czasu do czasu pojedyncze osoby podchodziły do niego, prosząc, by złożył im podpis w zeszycie, na zdjęciu, albo w notesie. Jednak w porównaniu z tym, co działo się na Genesis podczas rozgrywek… Jedna dziewczyna podchodziła do niego nawet dziewięć razy, z prośbą o złożenie autografu na… no, w różnych miejscach.
Zauważył nagle, że jakaś dziewczyna szarpie się z czwórką chłopaków. Była łudząco podobna do tej, o której cały czas rozmyślał... Ale to było niemożliwe. Pewnie wyobraźnia płatała mu figle. Za dużo o niej myślał. Wypadałoby jednak pomóc tej, która chwilowo miała problem. Najdziwniejsze było jednak to, że nikt z przechodzących nie kwapił się, by jej pomóc. Nawet zdawało się to ich nie ruszać. Pobiegł więc w tym kierunku, gdzie odbywała się szarpanina.
- Zostawcie ją! – krzyknął Mark, zanim jeszcze zdążył podbiec.
Jeden z czterech chłopaków… Chwileczkę. Oni, na pierwszy rzut oka, byli przecież młodsi od niego o jakieś 4 lata… W każdym razie jeden z czterech chłopaków odwrócił się, żeby coś mu powiedzieć, ale kiedy zobaczył, kim jest, zrobił coś, czego Mark nigdy by się nie spodziewał.
- Zmywamy się! – krzyknął do reszty swoich towarzyszy, a oni niezwłocznie wykonali to polecenie i z prędkością, o jaką trudno było ich podejrzewać skręcili w najbliższą uliczkę.
Mark przestał się już nimi interesować i podbiegł do dziewczyny, która upadła na ziemię, zaraz po tym, jak napastnicy zostawili ją w spokoju. Cały czas nie mógł pozbyć się wrażenia, że była zbyt podobna do TAMTEJ dziewczyny. I kiedy odgarnęła włosy z twarzy i podniosła wzrok, wiedział już, dlaczego. Ona NIĄ była. Marka zatkało. Zupełnie się tego spotkania nie spodziewał. Przecież widział, jak odchodziła do Astroportu. Po chwili jednak do jego głowy przybyło olśnienie. Nie widział nawet, żeby wchodziła do jakiegokolwiek promu, więc… To znaczyło, że to naprawdę może być ONA!
- Dziękuję – powiedziała.
Mark oprzytomniał. Zapomniał już, że rzeczywiście tam była. Pomógł jej wstać.
- Daj spokój. To nic takiego, naprawdę.
Zaśmiała się cicho.
- No tak. Pewnie na co dzień uczestniczysz w takich akcjach.
Ponownie go zatkało. Wydawało mu się, że dziewczyna jest cicha i nieśmiała. Tak wyglądała na pierwszy rzut oka.
- Uwierz mi. Chciałbym, ale to chyba niemożliwe. Nie mam czasu.
Już się nie śmiała, ale można było spokojnie odnieść wrażenie, że naprawdę się powstrzymywała, żeby tego nie robić.
- Ale… dzisiaj znalazłeś czas.
- Ba. Bo dzisiaj mam wolne…
Dziwne. Rozmawiał z nią tak swobodnie. A na przykładzie tego, jak Micro-Ice starał się nawiązać kontakt z Yuki spodziewał się od początku, że z tą dziewczyną nie będzie mu się wcale swobodniej rozmawiało. Nie mniej jednak ucieszył się, że jest tak, a nie inaczej. Przynajmniej do czasu, kiedy nie wypowiedziała tych pięciu słów:
- A może poszlibyśmy coś zjeść?
Momentalnie zrobił się spięty. Jak dla niego było to za wcześnie, ale z drugiej strony mógł jej nigdy więcej nie zobaczyć.
- Spokojnie. Ja stawiam. W końcu jestem ci coś winna.
Chyba zauważyła, że był lekko podenerwowany, ale nie zorientowała się, dlaczego. A żeby wyglądało to tak, że ma rację powiedział:
- W takim razie mogę się zgodzić.


- Sonny… Przecież dobrze wiesz, że to zbyt ryzykowne.
Przywódca Piratów spojrzał na niego.
- Jeszcze większym ryzykiem byłoby pozostawienie tego tak, jak to w chwili obecnej jest. Skoro już jesteśmy na Akillianie i wiemy też, że Harris tutaj jest, możemy sprawdzić, co kombinuje. Jakoś nie jestem skłonny, żeby uwierzyć, w to, że nie ma żadnych planów.
- Skoro tak mówisz… ale…
- Corso. Spokojnie. Wiem, co mam robić.
- Jasne, Sonny. Tylko ostatnio… wiesz, jak jest.
- Już ci mówiłem, żebyś zachował spokój. Obecna sytuacja nie różni się niczym od poprzedniej, więc nie mamy żadnych nowych powodów do zmartwień.
Corso już nic nie powiedział, tylko lekko spięty powrócił do pracy.


Musiał przyznać, że gdy po raz pierwszy ją zobaczył zdawała się sprawiać inne wrażenie. Wydawała się być skrytą, nieśmiałą, a na pewno niekoniecznie skłonną do rozmów osobą. A jednak Markowi rozmawiało się z nią naprawdę dobrze. I wbrew pozorom wcale nie peszyła go jej uroda. Nawet dodawało mu to motywacji. A dla niego wydawało się to co najmniej dziwne, ponieważ zwykle jest odwrotnie. Niestety… chyba musiał się pogodzić z tym, że jego umysł stacjonuje na innych falach. Jednak coś powstrzymywało go przed tym, żeby zapytać ją, jak ma na imię, więc może jeszcze nie było z nim tak źle. Nagle zdał sobie sprawę, że nawet nie wie, o czym z nią rozmawia, ponieważ był zbytnio pogrążony w myślach, a mimo wszystko z nią rozmawiał… To znaczy ta ich rozmowa polegała na tym, że ona mówiła, a on tylko kiwał głową, kiedy zrobiła pauzę, ponieważ nie zdążył jeszcze zgłębić tajników, jak mówić i myśleć jednocześnie i wiedział już, że w najbliższym czasie musiał nad tym popracować.
- Rozumiem, że twoje sprawy są niezwykle zajmujące, ale mógłbyś chociaż POSTARAĆ SIĘ słuchać tego, o czym mówię.
Ups… Czyli jednak zauważyła.
- Przepraszam… A o czym mówiłaś?
Zawiesiła głowę. Faktem jest, że mógł chociaż trochę poudawać. Już otwierała usta, żeby mu odpowiedzieć, kiedy rozległ się dźwięk, jaki zwykle się rozlega, gdy ktoś do kogoś dzwoni przez komunikator. W rzeczywistości komunikator naprawę dzwonił, a należał on o niej. Spojrzała na niego i gwałtownie wstała. Przestał dzwonić.
- Muszę iść – rzuciła tylko. – Do zobaczenia.
- A… - Mark chciał jeszcze o coś zapytać.
- Jestem Rachel.
I wyszła. Świetnie. Czy wszystkie dziewczyny potrafią czytać w myślach?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Najlepsze forum o Galactik Football Strona Główna -> Wasza twórczość / Opowiadania / III Seria GF - Wasze Opowiadania
Strona 1 z 1

Wyświetl posty z ostatnich:   
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Skin Created by: Sigma12
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin