FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie Najlepsze forum o Galactik Football 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
"Od bohatera do zera" - 3. seria oczami Alexis
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Najlepsze forum o Galactik Football Strona Główna -> Wasza twórczość / Opowiadania / III Seria GF - Wasze Opowiadania

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Sob 21:32, 18 Kwi 2009    Temat postu: "Od bohatera do zera" - 3. seria oczami Alexis
 
A co mi tam, ja też mogę pisać, prawda? Aha, i nie pomyliłam tytułu, to jest celowe. (; Na razie wrzucam tylko prolog, jutro powinien być pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że moje wypociny zyskają uznanie i jak w innym temacie z moimi bazgrołami, bardzo proszę o SZCZERE komentarze. Starajcie nie ograniczać się tylko do "super..."! (; Mile widziana również krytyka.
A więc jedziem z koksem!

***
Prolog

A czas płynie...
płynie jak wody wielka rzeka,
milionami kropli,
co spłynęły łzą spod oka.

Smutku i radości łzy
pienią się i kłębią.
W górze niebo błękitem marzeń lśni.
Na dnie cierpień czarna wstęga.


Zaledwie dwa tygodnie minęły, odkąd Snow Kids zdobyli puchar po raz drugi. To zwycięstwo zyskało ogromny rozgłos w mediach. Każdy teraz interesował się życiem prywatnym i nie tylko tej wielkiej drużyny, którym pierwszy raz w historii rozgrywek Galactik Football udało się obronić tytuł. Sława Snow Kids przyćmiła nawet sławę Lightnigts, którzy bynajmniej z tego powodu zadowoleni nie byli.
Wzmiankując do życia prywatnego zwycięzców, można śmiało powiedzieć, że rozkwitało ono bardzo prężnie. I chociaż wszyscy rozjechali się do swoich domów, utrzymywali ze sobą kontakt i starali spotykać się jak najczęściej. Nic nie stało na przeszkodzie, aby dokonywać tego drugiego, ponieważ Aarch dał im dwa miesiące „wakacji”, żeby mogli nabrać sił przed serią towarzyskich spotkań, która nieuchronnie się zbliżała. Bo trzeba było przyznać, że wszystkie drużyny wręcz biły się o to, żeby zmierzyć się z wielkimi Snow Kids.
Na ich niebie pojawiło się ogromne słońce.
Ale prędzej czy później, zostanie przysłonięte przez czarne chmury.
I wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że będzie to prędzej.

***

Liczę na to, że prolog was zaintryguje. (:


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Sob 21:35, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Nie 10:24, 19 Kwi 2009    Temat postu:
 
Ech, widzę zerowe zainteresowanie, ale co mi tam - piszę przecież przede wszystkim dla siebie. Dzisiaj zgodnie z obietnicą rozdział pierwszy. Weźcie pod uwagę przysłowie: "początki bywają trudne", bo jeżeli chodzi o mój twór, jest to prawda. Wierzę jednak, że się nie zrazicie. ^^'

***
Rozdział pierwszy: Reaktywacja drużyny

Kto by pomyślał, że aż prawie dwa miesiące temu Snow Kids zdobyli puchar Galactik Football po raz drugi? Zapewne wszyscy pamiętamy ten mecz, jakby odegrał się wczoraj. Trudno uwierzyć, że czas mija tak szybko.
Co do samych Snow Kids, ich losy są nieznane. Wszyscy uparcie kryją się przed fotoreporterami, jeden tylko Micro Ice udziela wywiadów z taką samą pewnością siebie jak dawniej. Jednak reszta tryumfatorów zaszyła się w swoich czterech ścianach i nie wygląda na światło dzienne. Dlaczego tak się dzieje? Czyżby nasza drużyna z Akilliana skrywała jakieś mroczne tajemnice? Czy w ich drużynie znowu doszło do rozłamu, jak to się wielokrotnie zdarzało? A może sam trener stwierdził, że nie ma środków potrzebnych do prowadzenia klubu?
Wszyscy jednak uparcie milczą. To niewątpliwie znak nadchodzącego kryzysu. Miejmy nadzieję, że już niedługo nasi Snow Kids powrócą w pięknym stylu!

- Słyszeliście? „Jeden tylko Micro Ice udziela wywiadów z taką samą pewnością siebie, jak dawniej”! – Niski brunet o stalowoszarych oczach z błyskiem dowcipu poprawił się na wielkim, różowym fotelu wykonanym z pluszu.
- Bo jeden tylko Micro Ice jak zwykle chce być w centrum zainteresowania i robi z siebie idiotę – odgryzł się wysoki rudzielec o oczach koloru szmaragdu.
- Foch.
Snow Kids właśnie siedzieli w ogromnej sypialni Mei. Mark odczytał na głos mały artykuł o nich w najnowszym Dzienniku sportowym.
- Mark, bez urazy, ale czytasz, jakbyś chciał, a nie mógł, wiesz? – sarknęła Yuki.
Zaczęły się małe wojny – Mark zawzięcie dyskutował z Yuki, a D’Jok i Micro Ice wrzeszczeli na siebie, ile powietrza w płucach. Rocket zaczął rozdzielać pierwszą parę, a Tia drugą. Mei próbowała nad wszystkim zapanować, chodząc w tę i z powrotem. Ahito i Thran przycupnęli pod ścianą.
- Jeżeli tak mają wyglądać teraz Snow Kids, to ja się wypisuję – mruknął Thran.
- Daj spokój, przecież to normalne. – Ahito poklepał go przyjacielsko po ramieniu. – Zaraz wyjdzie na czyjeś i wrócimy do normy!
Wizja Ahito okazała się słuszna. Po jakimś kwadransie wszystko wróciło do normy.

Dwa dni później, dokładnie o piątej trzydzieści siedem, Rocket spał w najlepsze, owinięty kołdrą po uszy. Zupełnie się nie spodziewał, że coś mogłoby przerwać jego sen.
A jednak. Piskliwy głos komunikatora przeciął ciszę pokoju niczym strzała. Rocket gwałtownie otworzył powieki. Miał bardzo czuły sen, toteż natychmiast się obudził.
- Co, do jasnej cholery… - mruknął, zwlekając się z łóżka. Na oślep wcisnął przycisk na komunikatorze. Ukazała się twarz Aarcha.
- Rocket! – wykrzyknął trener. – Jak samopoczucie?
- A jakie może być, kiedy zwalasz mnie z łóżka o szóstej rano? – sarknął chłopak.
- Sorry. Ale to bardzo ważne.
- Tak ważne, że musisz mnie budzić tak wcześnie? – Rocketa nie opuszczał zły nastrój.
- Spoko luzik, młody. – Aarch puścił luzackie oczko, co jego bratanka przyprawiło o nagłe zakrztuszenie się. – Dobra, nie wyszło mi. W każdym razie, sprawa jest ważna. Zwołaj drużynę i bądźcie w samo południe pod Akademią, okej?
Rocket tylko wzruszył ramionami i wyłączył komunikator. Następnie rzucił się na łóżko i natychmiast zasnął.

Kilka godzin później, a dokładnie o jedenastej rano, Micro Ice przechadzał się w tę i z powrotem po swoim pokoju. Założywszy dłonie z tyłu, mruczał coś do samego siebie.
- Stary, powiedz, co ci na wątrobie leży, a nie mi gitarę zawracasz. – D’Jok, siedzący na łóżku gospodarza, ziewnął potężnie i spojrzał nieprzytomnie na przyjaciela.
Micro Ice przystanął. Przygryzł wargę i klapnął na łóżku.
- Wiesz… - zaczął – tak sobie czasami myślę… co tak naprawdę jest między mną a Yuki.
D’Jok plasnął się w czoło i wymamrotał jakieś przekleństwo.
- I po to zadzwoniłeś do mnie o DZIESIĄTEJ rano? – wydusił z siebie w końcu.
- Jesteś wredny. To naprawdę poważna sprawa! Jesteś moim przyjacielem, więc masz mi pomóc. Koniec, kropeczka. Słucham. – Micro Ice założył ramiona na piersi i wbił uporczywy wzrok w przyjaciela.
- Z kim ja pracuję… - wymamrotał D’Jok, a potem dodał pewniejszym tonem: - Koleś, w tej sprawie ci nic nie pomogę. Rozwiązanie jest tylko jedno – idź i pogadaj z Yuki. Wtedy się dowiesz, co między wami jest. Chociaż, gdybym miał wyrazić swoją obiektywną opinię, to…
- Nie dokańczaj – przerwał mu Micro Ice. – Tylko widzisz, problem jest w tym, że… ja boję się z nią tak po prostu pogadać…
- To już nie mój problem. – Rudowłosy wzruszył ramionami i wstał. Już miał wychodzić, kiedy rozległ się dźwięk komunikatora Micro Ice’a. Obydwaj skierowali wzrok w tamtą stronę. Brunet uderzył w przycisk, a na ekranie pojawiła się twarz Rocketa.
Micro Ice zerknął odruchowo na przyjaciela, który zmarszczył gniewnie czoło. Wiedział, że D’Jok ma cały czas żal do Rocketa o Netherball, chociaż starał się tego nie okazywać.
- Cześć, Micro Ice. Cześć, D’Jok – przywitał się trochę niepewnie. – Jak… jak leci?
Ani Micro Ice, ani D’Jok nie pospieszyli mu z odpowiedzią. Rocket lekko się zarumienił. Następnie wziął głęboki wdech i kontynuował:
- Hm, chyba się domyślacie, że nie dzwonię do was bez powodu. Żeby nie przedłużać – Aarch do mnie dzwonił. Chce, żebyśmy w południe stawili się w Akademii. Podobno sprawa niecierpiąca zwłoki.
- Stawić się w Akademii? – Micro Ice uniósł brwi. – Przecież do rozgrywek pucharu jest jeszcze szmat czasu! W każdym razie, dzięki. Na pewno przyjdziemy. Prawda? – zwrócił się do D’Joka. – PRAWDA? – dodał dobitniej, gdy ten nie odpowiadał.
- Prawda – wymamrotał wreszcie rudowłosy z naburmuszoną miną.

Tia lekkim krokiem pokonywała ulice Akilliana. Mijała wystawy sklepowe, tłumy ludzi… Na szczęście nikt nie uganiał się za jej autografem. Jak dobrze, że zakryła się kapturem!
Zerknęła na zegarek; wskazywał jedenastą czterdzieści jeden. Tia przyspieszyła kroku – jeżeli Aarch wzywał ich w „niezwykle pilnej sprawie”, nietaktem byłoby się spóźnić. Rozejrzała się wokół i oszacowała odległość od Akademii na jakieś pół kilometra. W niecałe dwadzieścia minut powinna się wyrobić.
Idąc dalej, zanurzyła się w myślach. Właściwie wszystko skończyło się szczęśliwie. Wrócił Rocket, dzięki niemu po raz drugi zdobyli mistrzostwo. Jednak Tię bolał fakt, że nie wszyscy zaakceptowali powrót przyjaciela. Mark i D’Jok wciąż patrzyli na niego wilkiem. Miała nadzieję, że jeśli Rocket naprawdę udowodni, że z Netherballem już koniec, wreszcie go zaakceptują. Tia wychodziła z założenia, że to tylko kwestia czasu.
- Hej! – Czyiś głos wyrwał ją z zamyślenia. – Czy to ty jesteś Tia ze Snow Kids?
Tia uniosła głowę i spojrzała na osobę, którą ją wołała. Była to dziewczyna, może w jej wieku, chociaż bardzo wysoka, jak na swoje lata; Tię przewyższała o półtora głowy. Czarne włosy lśniły w słońcu. Długą grzywkę zaczesała wysoko do góry.
Tia, rad nie rad, przystanęła.
- Tak, to ja – przyznała.
- O rany! – zachwyciła się dziewczyna. Zacisnęła dłonie w pięści i przyłożyła je sobie do ust, które wygięły się w szerokim uśmiechu. – Nigdy nie sądziłam, że cię spotkam! Jestem twoją chyba najwierniejszą fanką, wręcz cię uwielbiam! Jesteś z nich najlepsza!
Tia lekko się zarumieniła, słysząc te wszystkie komplementy.
- Erm… dzięki – wyjąkała. – Wiesz… trochę się spieszę.
I choć próbowała jej dać do zrozumienia, żeby sobie poszła, dziewczyna się nie zraziła.
- Ach, wy gwiazdy – cały czas zabiegane! – Machnęła dłonią. – Kurczę, zapomniałam się przedstawić: Scheda jestem. – Wyciągnęła ku Tii dłoń. Ta ją nieśmiało uścisnęła, na co Scheda zareagowała piskiem. – Rany gościa, Tia ze Snow Kids uścisnęła mi dłoń! Dasz mi swój autograf?
- Okej. – Tia wzruszyła ramionami. Pospiesznie złożyła podpis na podsuniętym przez Schedę notesiku. Dziewczyna odbiegła od niej, cała w skowronkach, a Tia tylko powiodła za nią wzrokiem, dziwiąc się nad szczęściem spowodowanym taką błahostką.

Za pięć dwunasta prawie cała drużyna zebrała się w świelicy Akademii. Brakowało tylko Yuki.
- Nie wiem, gdzie ona może być – tłumaczył się Thran zaniepokojonemu Micro Ice’owi. – Nie miałem z nią kontaktu od dłuższego czasu.
- Jak myślisz, co chce od nas Aarch? – Tia wsunęła swoją dłoń w dłoń Rocketa; oboje siedzieli w drugim końcu świetlicy.
- Nie mam pojęcia. – Chłopak zacisnął palce na dłoni Tii. – Myślę, że chyba po naszych „wakacjach” czas wziąć się do pracy i zacząć trenować.
- Może. – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
Nagle do świetlicy wpadła Yuki, przynosząc za sobą lodowate powietrze jeszcze z zewnątrz. Oparła dłonie o kolana i zaczęła ciężko dyszeć. Jej włosy były roztrzepane we wszystkie strony – chyba tylko czupryna D’Joka mogła się z nimi równać.
- Zas… zaspałam! – wysapała Yuki, prostując się. – Kiedy Rocket do mnie zadzwonił, niepostrzeżenie usnęłam, a potem… - sapnęła jeszcze raz. – Obudziłam się za piętnaście dwunasta!
- Dobrze, że jednak przyszłaś – rozległ się głos od progu.

***

Zapamiętajcie sobie Schedę, bo ona jeszcze się pojawi. ;D


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Nie 10:24, 19 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Pon 14:21, 20 Kwi 2009    Temat postu:
 
Cóż, a więc czas na rozdział drugi! Wczoraj dostałam kopa od Wena, więc mam zapas aż do piątego rozdziału. ^^ W tej części będzie dużo akcji, właściwie będzie już wiadome, co jest głównym wątkiem.
Pozostaje mi tylko życzyć miłego czytania. (:

***
Rozdział drugi: Zakład

Snow Kids skierowali swój wzrok na drzwi, aby zobaczyć, kto się odezwał. Zobaczyli…
Nie kogo innego, a Aarcha, który podparł dłonie na biodrach i uśmiechał się do swoich zawodników. Po dwóch miesiącach rozłąki niemalże zapomnieli, jak wygląda trener, dlatego też teraz byli w małym szoku. Yuki szybko potruchtała w stronę kanapy i klapnęła obok Micro Ice’a, pocałowawszy go uprzednio w policzek na przywitanie.
- Cieszę się, że stawiliście się wszyscy. – Aarch wyszedł przed nich. – Mam wam do przekazania parę wiadomości.
- Czekamy. – Ahito rozłożył się wygodniej na kanapie, a potem swoim zwyczajem zasnął. Thran plasnął się z rozpaczą w czoło.
Trener przysunął sobie taboret i usiadł przed swoimi zawodnikami. Złączył ze sobą opuszki palców i kciukami jął kręcić młynki. Oznaczało to, że jest czymś zakłopotany. Żaden jednak z członków drużyny jakoś nie miał chęci, aby się odezwać.
- Odnalazłem mojego dawnego przyjaciela, jeszcze z czasów dziecięcych – powiedział wreszcie Aarch. – Okazało się, że Rafael również został trenerem drużyny piłkarskiej. Znacie może planetę Barbossa?
Pokręcili głowami.
- Cóż, w zasadzie się nie dziwię. Mieszkańcy Barbossy dostatecznie zadbali, aby ich planeta była dobrze kryta. Strzegą swej prywatności tak zawzięcie jak Piraci, chociaż nie mają problemów z prawem. Powodem, dla którego nie chcą się ujawniać, jest ich Flux – Wanix. Oddech, Smog czy nawet Żar Xenon jest niczym w porównaniu do Wanixa. Dlatego też drużyna, która reprezentuje tę planetę, nie bierze udziału w rozgrywkach.
- A na czym polega ten cały… Wanix? – spytał Rocket.
- Ja sam dowiedziałem się o tym zaledwie wczoraj, podczas spotkania z Rafaelem. Wanix pozwala na manipulowanie przeciwnikiem. Kiedyś istniała możliwość, aby dzięki Wanixowi przewidywać ruchy przeciwnika, jednak Flux uległ zmianie.
- Manipulowanie przeciwnikiem? – W oczach Micro Ice’a pojawił się błysk ciekawości. – Ale odjazd! Erm, to znaczy… Jak poznać, że zostaje użyty Wanix?
- Podobno osoba, która podlega jego działaniu, na chwilę traci nad sobą panowanie i jak marionetka poddaje się woli używającego. – Aarch wzruszył ramionami.
Po tych słowach nastała chwila ciszy. Każdy wyobrażał sobie, jakby to było, gdyby znalazł się nagle pod działaniem Wanixa. Wszyscy odczuli to samo – przerażenie, niechęć i dyskomfort.
- Tak właściwie… - odezwał się wreszcie Mark. – Po co pan nam opowiada o tej całej Barbossie i Wanixie?
Aarch westchnął.
- Jak mówiłem, spotkałem się wczoraj z Rafaelem. Tak się składa, że chce on koniecznie udowodnić mi, że jego drużyna jest lepsza od mojej. Dlatego też złożył mi propozycję, abyście zmierzyli się z Deaths.
- Co za idiotyczna nazwa – skomentowali jednocześnie D’Jok i Micro Ice.
- Rafael wysunął mi zakład – ciągnął dalej Aarch. – Za dwa miesiące Deaths przylecą na Akillian i tutaj się zmierzycie.
- Co jest stawką zakładu? – zapytał Thran.
Trener spuścił głowę i ponownie zaczął kręcić młynki kciukami. Po jakiejś minucie nieznośnej ciszy uniósł wzrok i spojrzał głęboko w oczy każdemu zawodnikowi (oprócz Ahito oczywiście, który nadal spał). Stwierdził, że Rocket ma oczy koloru bursztynu, Tia szaro-zielone, Mei błękitne, Micro Ice szare, Yuki jasnozielone, Mark brązowe, D’Jok soczyście zielone a Thran czarne. Po dokonaniu tego odkrycia odchrząknął i drżącym głosem przemówił, ściszając głos:
- Będziecie walczyć o jestestwo drużyny.
- O co będziemy walczyć? – Micro Ice zmarszczył zabawnie nos.
- O być albo nie być, Micro – uświadomił go Mark. – To znaczy – zwrócił się do Aarcha – że ta drużyna, która przegra, rozpadnie się?
- Tak. – Trener powoli skinął głową. – Nic nie mówcie – dodał, kiedy D’Jok już otwierał usta, żeby skomentować ten fakt. – Jest jeszcze coś.
- Jeszcze coś? – Mei uniosła brwi. – Nie dość, że mamy „walczyć o jestestwo” z drużyną, która potrafi nam wleźć w umysły i najpewniej przegramy, to jeszcze coś?
Aarch nie odpowiedział, tylko ponownie spuścił głowę i zaczął kręcić młynki kciukami. Zawodnicy wbili w niego uporczywe spojrzenie. Pod ich naciskiem trener wreszcie przemówił:
- Kapitanowie drużyn powalczą również o… życie – oznajmił bezbarwnym tonem.
- CO?! – Tym razem D’Jok nie wytrzymał. Wstał mimo cichych protestów Micro Ice’a. Był wściekły. – Świetnie! Kim pan jest, żeby podejmować za mnie decyzję, czy zechcę dobrowolnie umrzeć, czy nie?! W ogóle, co to za zakład naszym kosztem?! – Wziął głęboki wdech, żeby znowu się nakręcić. – Super! Będę grał z drużyną, która wedrze się do mojej głowy, tylko po to, żeby potem wąchać kwiatki od spodu! Nawet pan z nami tego nie skonsultował, tylko tak bezpodstawnie się założył! Przecież znając możliwości tych całych Deaths, nie mamy z nimi szans!
- Wystarczy – wtrącił się opanowanym tonem Aarch.
- Nie, wcale nie wystarczy! – D’Jok wziął kolejny głęboki oddech, żeby móc z siebie wyrzucić następną porcję oskarżeń.
- Powiedziałem, że wystarczy! – Trener podniósł głos. D’Jok z hukiem opadł na kanapę. Wzrokiem ciskał gromy, a spojrzenie kierował właśnie na Aarcha. – Spróbuję jakoś wam się wytłumaczyć, tylko dajcie mi szansę. Wiem, że to, co usłyszeliście, jest dla was ogromnym szokiem, zwłaszcza dla co poniektórych. – Spojrzał na wciąż nabuzowanego D’Joka. – Jednak… Zdajecie sobie sprawę, dlaczego przyjąłem ten zakład? Bo w was wierzę. Tak, wierzę. Osiągnęliście nieosiągalne – zdobyliście dwa razy z rzędu puchar Galactik Football jako pierwsi w historii. I co, myślicie, że nie pokonacie Deaths? Na mój rozum, oni wcale nie są tacy dobrzy, mają tylko silnego Fluxa. Dame Simbai przygotuje was odpowiednio psychicznie. W Akademii będzie jutro, teraz przebywa na Wamba. Jest jeszcze Clamp i jego urządzenia. Czy wy z takim arsenałem naprawdę nie wierzycie w wygraną?
- Nie – odparował natychmiast D’Jok, już uspokojony. – Panu łatwo mówić, bo pan nie będzie narażał życia. Po jasną cholerę zostawałem kapitanem?! – Spojrzał z wyrzutem na Rocketa, jakby zastanawiał się, czy nie oddać mu opaski kapitana.
- Wiesz, że jej nie chcę – odparł Rocket, jak gdyby czytając mu w myślach. – Poprowadziłeś drużynę ku zwycięstwu, kiedy ja bawiłem się w Netherball. Zresztą, gadaliśmy o tym i chyba już wszystko jasne.
D’Jok tylko łypnął na niego spode łba.
- Wracając do tematu. – Aarch próbował zwrócić na siebie uwagę. – Parę spraw organizacyjnych. Musicie zamieszkać z powrotem w Akademii, żebyśmy mogli trenować. Do meczu z Deaths pozostały dwa miesiące, myślę, że zdążymy. Codziennie Dame Simbai będzie przeznaczać trochę czasu, aby przygotować was psychicznie. Wszystko jasne?
Pokiwali powoli głowami.
- Cóż – więc widzimy się za… - Trener zerknął na tarczę elektronicznego zegarka – dwie godziny?
- Robi się – oznajmił Mark.

Maya siedziała w salonie. Skulona na kanapie, drżała na całym ciele. Jej wzrok był rozbiegany i nie mógł skupić się na jednym przedmiocie. Przycisnąwszy nogi do piersi, oplotła je ramionami i wyglądała zza kolan. Nie usłyszała, a może nie chciała usłyszeć, jak drzwi wejściowe otwierają się z hukiem.
- Już jestem! – rozległ się tak znajomy głos, tym razem jednak zaćmiony nutą niepokoju, ledwie słyszalną. Maya powoli uniosła głowę. Zobaczyła D’Joka, który właśnie buszował w kuchni. Co chwilę wyjmował coś z lodówki, zaraz wkładał to z powrotem – też nie mógł skupić się na jednej czynności. Dłonie mu drżały.
- Jesteś głodny? – wychrypiała w końcu. Zdumiała się słabością własnego głosu.
- Nie. – Schował ostatnią rzecz do lodówki, a potem zatrzasnął ją mocno, jakby zrobiła mu coś złego. – Idę do siebie.
Już kierował się ku schodom na piętro, kiedy zauważył, że Maya cała się trzęsie. Przysiadł obok niej na kanapie.
- Coś się stało? – zapytał szeptem.
- Miałam wizję – odparła.
- I zapewne nie przekażesz mi jej treści? – D’Jok zmarszczył zabawnie nos. – Tak myślałem – dodał, kiedy Maya pokiwała głową. Wstał. – Idę się spakować, wracam do Akademii.
Jego pokój na poddaszu jak zwykle wyglądał jak po przejściu burzy śnieżnej. Po podłodze walały się ubrania, w tym również jedna niewyprana skarpetka, do której podchodzenie równało się ze śmiercią tragiczną przez zaduszenie. Na krześle przy biurku zawieszone były ciemne dżinsy, a na siedzeniu w dosyć równej stercie ułożone książki i gazety. Biurko przypominało pobojowisko – karteczki z zapiskami, długopisy, nadgryzione ołówki, płyty z muzyką – to wszystko ułożone było w tak zwanym „artystycznym nieładzie”. Duże łóżko pokrywała rozkopana kołdra i różne drobiazgi – gry komputerowe, poduszka, dwa jaśki, parę książek (lubił czytać) i miska po chipsach. Natomiast pod łóżkiem głęboko wsunięte było pudło oklejone kolorowym papierem, w których znajdował się album ze zdjęciami, dwa pamiętniki, kilka osobistych drobiazgów i zeszyt z rysunkami, czyli pamiątki po Selenie, matce D’Joka, jego największy skarb. Na ścianach zawieszone były przeróżne plakaty, głównie jednak związane z piłką nożną.
Jego ukochane gniazdko.
Chłopak otworzył szafę i zaczął w niej grzebać, malowniczo rozrzucając jej zawartość po pokoju. W końcu natrafił na dużą torbę podróżną. Westchnąwszy poniekąd nad swą marną egzystencją, zaczął się pakować, a w jego głowie aż huczało od myśli.

***

Nazwa planety, Fluxa i drużyny wzięła się od przypadku, więc może głupio brzmieć. ;p


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Pon 14:26, 20 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Śro 11:23, 22 Kwi 2009    Temat postu:
 
Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem... Eee, to znaczy... Nowy rozdział. ^^'

***
Rozdział trzeci: Pierwsze spotkanie

Równo o godzinie trzynastej Snow Kids zebrali się pod Akademią. Każdy targał za sobą wielką torbę. Budynek był zamknięty, najwyraźniej Aarch gdzieś wyszedł. Zaczęli potupywać w miejscu, żeby nie przymarznąć do ziemi. Zdyszana Mei usiadła na swojej różowej torbie i teatralnie założyła nogę na nogę oraz ręce na piersi. Wbiła uporczywy wzrok w D’Joka, który właśnie nerwowo podskakiwał dla rozgrzania. Na jego twarzy już nie było widać zdenerwowania po usłyszanych wieściach od Aarcha – wręcz przeciwnie, wydawał się być spokojny. Mei westchnęła. Ponieważ jej ciało nie znajdowało się w ruchu, zaczęła marznąć pomimo grubej kurtki z futerkiem. Postanowiła coś z tym zrobić, więc wstała i wzięła przykład z reszty drużyny, podrygując w miejscu.
- Jesteeem! – rozległ się krzyk z oddali. Snow Kids jak jeden mąż odwrócili głowy w tamtym kierunku. To Dame Simbai gnała przez ścieżkę prowadzącą do Akademii. Za sobą ciągnęła torbę na kółkach. – Przepraszam za spóźnienie – wysapała, kiedy już była przy nich – ale jak zwykle Aarch zapomniał przekazać mi kluczy.
- Więc jak wejdziemy do środka? – Thran uniósł brwi.
Simbai wzruszyła ramionami, a potem przysiadła na torbie Mei, która bynajmniej z tego powodu zadowolona nie była.
- Nie mam pojęcia – powiedziała w końcu lekarka. – Nie mamy kluczy.
- Też mi problem. – Micro Ice wywrócił oczami. – Lepiej się ruszmy, bo zamarzniemy.
Po jakimś kwadransie oczekiwania na horyzoncie pojawił się Aarch. Gdy do nich dotarł, dyszał ciężko. Drużyna wbiła w niego uporczywe spojrzenie. Trener zaczął się tłumaczyć korkami na drogach i sprawami osobistymi.
- Czyli randką z Adin – skomentował Micro Ice cicho, na co D’Jok zachichotał. Obydwaj dostali po łbach od Aarcha.
- A gdzie Clamp? – zainteresował się Thran, kiedy byli już w Akademii, w sali treningowej.
- Będzie dopiero za tydzień – odparł trener. – Ma parę spraw na Genesis.
- A więc kto będzie prowadził treningi? – spytał D’Jok, zdejmując bluzę, by się przebrać.
- Jakoś sobie poradzimy… - mruknął Aarch, ale zaraz się ożywił. – Nie gadać, nie gadać, bo tylko tracimy czas! Do meczu z Deaths musimy być przygotowani na tip-top!
Gdy się już przebrali, Aarch jakoś uruchomił holotrenera i nakazał im rozgrzać się na boisku. Zielona murawa położona w niebie (bo tak nazywali wszechogarniający błękit) sprawiła, że znów poczuli się jak w domu. Uśmiechnęli się sami do siebie, co dodało im pewności siebie.
Zaczęli się rozgrzewać. Najpierw biegali pięć kółek wokół boiska, a potem Rocket został wyznaczony do prowadzenia gimnastyki. O ile dziewczyny, Thran i Ahito wykonywali jego polecenia, o tyle D’Jok, Micro Ice i Mark lecieli sobie w kulki i robili własne ćwiczenia, na dodatek głupkowato szczerząc się do pozostałych.
- Co to się stało, Mark? – zwrócił się Micro Ice do pomocnika pomiędzy skłonami. – Już mi nie dokuczasz?
- Widzisz, większą satysfakcję mam z rozpraszania cię podczas gry – odciął się ciemnoskóry. D’Jok, który podskakiwał, przyciskając kolana do piersi, zarechotał perfidnie. Micro Ice łypnął na nich spode łba i powrócił do ćwiczeń Rocketa w milczeniu. Mark i D’Jok przybili żółwika.
- CO TO MA BYĆ?! – wrzasnął ni stąd, ni zowąd Aarch. – Mark, D’Jok, macie robić to, co każe wam Rocket, a nie jakaś samowolka!
- Coś nerwowy się zrobił – mruknął Mark, wracając do Rocketowych ćwiczeń.
- Może rzeczywiście nie układa mu się z Adin – odszepnął rudowłosy, wykonując przysiad.
- Słyszałem! – zagrzmiał nad nimi Aarch.

Pół godziny później Snow Kids byli gotowi, aby zacząć grę. Aarch postanowił, że walnie „z grubej rury” i od razu przedstawi drużynie Deaths. Pokazały się ich hologramy, a Snow Kids rozdziawili usta ze zdumienia.
Deaths prezentowali się bardzo okazale. Ich stroje o kroju łudząco podobnym do tych Snow Kids były czarne ze złotymi dodatkami. Twarze przesłaniały delikatnie pobłyskujące złote maski. Na prawym ramieniu jedynej kobiety w drużynie, zgrabnej długowłosej blondynki, połyskiwała złota opaska kapitana. Wszyscy Deaths byli bardzo wysocy – nawet Marka, Rocketa i D’Joka przewyższali o głowę, nie wspominając o Micro Ice’ie.
- No to klęska… - jęknął Thran cicho.
- Wiem, możecie być zaskoczeni – odezwał się Aarch – to wasze pierwsze spotkanie z Deaths. Jednak z czasem – mam nadzieję – przyzwyczaicie się do nich. Na razie ustawię łatwy poziom bez używania Fluxa, żebyście nie przeżyli zbyt dużego szoku. Rocket, Yuki – wy usiądźcie na ławce.
Wywołani posłusznie zeszli z boiska. Następnie D’Jok ustawił się naprzeciw kapitanki Deaths. Przez otwory w masce spoglądała na niego idealnie fiołkowymi oczami, które ciskały gromy. Chłopak wzdrygnął się pod tym spojrzeniem.
- To Clou – mruknął Aarch. – Jest najmłodsza z drużyny, ale zarazem najlepsza.
Piłka wzniosła się w górę. Clou natychmiast wybiła się do góry i przejęła. Głową podała do zawodnika z numerem 6. Aarch wytłumaczył im, że to Mero – pomocnik, który właśnie oddał piłkę Clou, a ta oddała strzał. Ahito ugiął nogi w kolanach i przygotował się do obrony. Łutem szczęścia wybił się w prawo w odpowiednim momencie i odbił nadlatującą piłkę pięściami.
- Świetnie! – Thran i Mei zaczęli klaskać.
- Jeśli to łatwy poziom, to ciekawe, co będzie na profesjonalnym… - mruknął Micro Ice, podchodząc do Marka i Tii. Pomocnicy spojrzeli na niego ponuro.

Dwadzieścia minut później przy piłce był Micro Ice. Wyminął jednego z obrońców Deaths, ale za chwilę drugi wślizgiem odebrał mu piłkę. Zdenerwowany napastnik ruszył w pogoń, jednak nieskutecznie. Deaths przeprowadzali właśnie zmasowany atak – cała drużyna (oprócz bramkarza oczywiście) zaczęła posuwać się do przodu, wymieniając między sobą piłki i dezorientując w ten sposób Snow Kids.
- Ej, panie kapitan, chyba sytuacja wymyka nam się spod kontroli! – Mark podbiegł do D’Joka.
- Widzę przecież – warknął tamten. Następnie obydwoje puścili się biegiem za Deaths.
- Gdzie Oddech? – zganił ich Aarch. – Nikt z was dotąd go nie użył! Postarajcie się!
Rzeczywiście, trener mówił prawdę – żaden ze Snow Kids nie wyzwolił jeszcze Fluxa, choć starali się ze wszystkich sił. Z drugiej strony przerażał ich poziom gry Deaths.
Pokonaliśmy „niepokonanych” Xenons, myślała Tia, więc dlaczego nie możemy pokonać Deaths? Narastał w niej gniew. Kiedy już Mero zamachiwał się, żeby oddać strzał, ruszyła sprintem ku niemu. Poczuła nagły przypływ energii. Pewna, że to Oddech, przyspieszyła. Miała rację – zostawiała za sobą błękitne ślady. Wślizgiem odebrała piłkę w ostatnim momencie i szybko podała do Marka.
Teraz to Snow Kids przeprowadzali atak. Pędzili jak wściekli, wykorzystując pozostanie w tyle Deaths. Mark oddał piłkę Micro Ice’owi, a ten wybił w górę, gdzie już czekał D’Jok. Kapitan oddał mocny strzał głową, jednak bramkarz, Frinz, odbił łatwo piłkę pięścią. Zawiedziony D’Jok opadł na ziemię i spojrzał z niezadowoleniem wokół.
- No co? – warknął do Micro Ice’a, który patrzył na niego ze zdumieniem w oczach. – Trzeba było dokładniej podać.
I ruszył do przodu.

Kiedy nadszedł koniec treningu wszyscy Snow Kids (Rocket i Yuki weszli w drugiej połowie) padali z nóg. Zgodnie klapnęli na podłodze, a Micro Ice wylał na siebie połowę swojej butelki z wodą.
- Idzie wam nieźle – oznajmił Aarch, przechadzając się w tę i z powrotem. – Jednak musicie pamiętać, że to dopiero łatwy poziom. Kiedy przyjdzie do używania Fluxa, będzie ciężej.
- Ale ostatecznie wygraliśmy 4:3. – Thran wzruszył ramionami.
- Tak, ale jak już mówiłem, to dopiero początek. Jutro ustawię wam trudniejszy poziom, na szczęście Clamp przesłał mi parę wskazówek. No, a teraz wracajcie do swoich pokoi i odpoczywajcie. Aha, zaszła mała zmiana – Yuki, będziesz teraz dzielić pokój z Mei i Tią, Rocket, przeniesiesz się do Thrana i Ahito, a ty, Mark, wprowadzisz się do Micro Ice i D’Joka. Widzimy się na wieczornym treningu o szóstej.
Aarch wstał i opuścił salę, Simbai wyszła za nim. Snow Kids, rad nie rad, rozeszli się do swoich pokoi.
- O, nowe łóżko – zauważył Micro Ice, kiedy weszli do swojego pokoju.
- Wiesz, prosiłem Aarcha, żebym mógł spać na twoim łóżku, ale ostatecznie zdecydowałem, że chcę jeszcze pożyć – odparł Mark beztrosko i rzucił swoją torbę na nowe posłanie. Następnie przystąpili do rozpakowywania. Nie minęło dziesięć minut, a w pokoju znów panował swojski nieład.

W pokoju dziewcząt Tia właśnie składała rozpakowane ubrania w równą kostkę. Yuki upchnęła swoje ciuchy byle jak w szafie, a Mei nawet nie rozpięła swojej torby, tylko od dobrego kwadransa siedziała w łazience zamknięta na klucz, wydając z siebie bulgoczące odgłosy.
- Mei, wszystko w porządku? – zaniepokoiła się Tia.
- Chyba się zatrułam – odparła tamta. – Nie martwcie się mną.
- A może zaprowadzę cię do Simbai?
- Nie!
Tia spojrzała pytająco na Yuki, ale ta wzruszyła ramionami.
- Nic nie wiem – wyszeptała bezgłośnie.
Po jakimś kwadransie, kiedy Tia skończyła składać swoje ubrania, a Yuki leżała ze słuchawkami na uszach na łóżku, Mei wyszła z łazienki. Wyglądała okropnie – jej skóra przybrała bladozielony odcień, pod oczami pojawiły się sine worki, makijaż się rozmazał, jakby…
- Płakałaś? – zdziwiła się Tia, unosząc brwi.
- Nie, skądże! – Mei wytarła oczy. – Pójdę się przejść. Chyba dobrze mi to zrobi.
Wyszła z pokoju, a Tia opadła bezwiednie na swoje łóżko. Mei coś ukrywała. Dlaczego? Przecież są przyjaciółkami, mówią sobie o wszystkim. Czyżby Mei bała się obecności Yuki? Ale jakie miałaby ku temu powody? Przecież bramkarka nie jest żadnym intruzem.
- Brązowe czy blond? – zapytała znienacka Yuki. Tia wzdrygnęła się.
- Co?
- No, chodzi mi o kolor włosów… - Rudowłosa wyjęła słuchawki i usiadła na łóżku. – Rudy jest passe.
- I kto to mówi? – Tia uniosła brew, uśmiechając się połową twarzy.
- Przecież ja nie jestem naturalnym rudzielcem! – Yuki roześmiała się.
- Jak to?
- Rude włosy są rzadkie, dlatego się przefarbowałam. Jestem naturalną szatynką. Zresztą, Callie Mystick podobnie.
- No tak, co rude, to wredne. – Tia zachichotała – odzyskała już dobry humor.
- Tylko nie mów tego przy naszym szanownym kapitanie. – Yuki też cicho rechotała.
Nagle obie wybuchnęły głośnym śmiechem.

Rocket samotnie przemierzał ulice Akilliana. Zapadła noc, miasto opustoszało. Lubił szwendać się bez towarzystwa – mógł być wtedy sam na sam ze swoimi myślami. A tych w jego głowie było aż za wiele.
Powróciły wspomnienia związane z Netherballem. Niby definitywnie z tym skończył, ale ostatnio przechodził niedaleko Sfery. Przypominając sobie chwile tryumfu, zapragnął tam wrócić. Czasami okazywało się to silniejsze od niego, ale wiedział, że nie może. Obiecał drużynie, obiecał Aarchowi i rodzicom. Obiecał Tii. Nie mógł jej ponownie stracić. To byłby największy błąd w jego życiu. Lubię błędy, przypomniał sobie własne słowa, wiele ich w życiu popełniłem.
Nawet nie miał pewności, czy Sfera wciąż istnieje. Dowiedział się całej prawdy o celach Bleylocka i tego jego sługi… jak mu było? Harris. Ale teraz generał nie żyje, więc kto będzie sprawował pieczę nad Sferą? Zmarnowało się jedyne urządzenie z Fluxem, które posiadał Bleylock. Udało mu się dzięki niemu zniszczyć stadion Genesis. Co prawda odbudowa dobiega końca, ale to wspomnienie na długo pozostanie w ich pamięci…
A co, jeżeli istniało jeszcze drugie urządzenie? Co, jeśli dostało się w łapska Harrisa? Ten na pewno będzie chciał jakoś je wykorzystać, i to bynajmniej nie w celach charytatywnych. Znowu będzie chciał zniszczyć Genesis? A może jest z kimś zwaśniony i będzie chciał się zemścić? Ale z kim taki Harris, który zawsze stał w cieniu Bleylocka, mógł się skłócić? Z Sonnym Blackbonesem? Piratami? Może tak… Piraci są niebezpieczni dla Technoidu. Ale jeżeli Harris zniszczy tę mafię? Oni są rozproszeni po całej galaktyce, nie istnieje ich centrum, chyba, że Cillo… Ale i tak znalazłaby się taka garstka Piratów, którzy przeżyliby i zapragnęli zemsty na Harrisie.
Jaki jest więc jego plan? Tego nikt nie mógł wiedzieć.
Rocket nagle poczuł, jak o coś się potyka i leci w dół. Według jego koncepcji był to po prostu wystający kamień, którego nie zauważył przez zamyślenie. Podczas staczania się prawdopodobnie z jakiegoś zbocza próbował się podnieść, jednak bezskutecznie. Wreszcie wpadł na coś twardego z impetem, chyba ścianę. Wstając, rozmasowywał bolące plecy i zauważył, że nie jest sam.

***

Mam nadzieję, że będzie troszkę dramatyzmu. >.<


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Śro 11:30, 22 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Pią 18:22, 24 Kwi 2009    Temat postu:
 
Szał odwłoków, nowy rozdział! Będzie trochę akcji, coś nowego, dość dużo informacji do przyswojenia, troszkę ukrytej metafory, troszkę tajemnicy...

***
Rozdział czwarty: Rozstania

- S… sinedd?
Rocket wyprostował się i spojrzał w fiołkowe oczy przybysza. Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech. I choć był zakapturzony, nie pozostawiał złudzeń – to musiał być Sinedd.
- Kopę lat, stary. – Napastnik Shadows ściągnął kaptur. Ukazały się czarne włosy, ale nie poczochrane jak zwykle, tylko postawione schludnie na żel. – Czemu się szlajasz po tych terenach?
- Zamyśliłem się – odparł Rocket, otrzepując kurtkę. Chciał zachować rezerwę wobec Sinedda.
- Dawno żeśmy się nie widzieli, co? – Czarnowłosy rozejrzał się ciekawie wokół, jednak Rocket wiedział, że to gest ignorancji. – Jak ci się wiedzie u Snow Kids? Lepiej niż w Sferze? Ale po co ja pytam, to chyba oczywiste… Rocket, w Sferze byłeś królem, a u wujaszka znów jesteś zerem, co?
- Zamknij się – syknął ciemnoskóry, marszcząc czoło. – Nic ci do tego. Jednak z drugiej strony… Już nie chcesz, abym przeszedł do Shadows? Zdaje się, że wspominałeś o tym, kiedy tylko mogłeś.
- Gdyby tylko Shadows nadal istnieli, pewnie bym ci to zaproponował. – Sinedd schował dłonie w kieszeniach. – Teraz, niestety, mogę tylko gdybać.
- Jak to? – Rocket otworzył szerzej oczy ze zdumienia. – Shadows… nie istnieje?
- A jak sądzisz? Artegor się wściekł po naszym półfinale, trenował nas jednak dalej. Lecz kiedy pokonaliście Xenons, Nexus dostał prawdziwej furii. Zaczął mi wyrzucać, że „nawet Snow Kids wygrali z Xenons, a ty z nimi przegrałeś, i to jeszcze 3:5!”. Co ciekawsze, innym słowa nawet nie powiedział. Zawsze tak jest, że jak źle pójdzie, to na mnie się wyżywa…
Nagle Sinedd zdał sobie sprawę z tego, co powiedział i oprzytomniał.
- Co ja robię? Zwierzam się tobie! – Zmarszczył gniewnie czoło. – Nic ode mnie nie usłyszałeś – zastrzegł i odwrócił się na pięcie, idąc w tylko sobie znanym kierunku.

Pięć dni później Snow Kids mieli wyjątkowo ciężki trening. Aarch podkręcił im poziom trudności, więc przegrali z kretesem 2:4. Również we znaki dała się „obrona psychiczna” Dame Simbai. Na razie ich nauka ograniczała się do asertywności, ale oni i tak czuli zmęczenie. Nie ma co – było ciężko i cała drużyna zdawała sobie z tego sprawę. Na szczęście już pojutrze miał przyjechać Clamp. Jego obecność na pewno doda im sił.
- Padam z nóg – stwierdził Thran, opadając bezwładnie na kanapę w świetlicy, gdzie zebrali się, aby obejrzeć Wiadomości Arkadia Sport.
- Witam państwa. – Na ekranie ukazała się twarz niezawodnej Callie. – Dziś dowiedzieliśmy się szokującego faktu z życia naszych mistrzów, choć skrzętnie to ukrywali!
- Ciekawe, co znowu wysmażą – mruknął Micro Ice.
- Otóż z naszych zaufanych źródeł – ciągnęła Callie – dowiedzieliśmy się, że Snow Kids mają zmierzyć się z samymi Deaths! Jak wiemy, jest to drużyna, która z powodu swojego zbyt silnego Fluxa nie bierze udziału w rozgrywkach pucharu Galactik Football. Dowiedzieliśmy się również, że drużyna powalczy o jestestwo, a kapitanowie mieli uprzednio powalczyć o życie, lecz zasady zostały zmienione.
- Co za pocieszenie – sarknął D’Jok.
- Dlaczego akurat z Deaths zmierzą się Snow Kids? – kontynuowała reporterka. – Powodem wszystkiego jest zakład trenerów obu drużyn, którzy – jak się okazało – są jeszcze przyjaciółmi z dzieciństwa! Jednak ten wzruszający wątek nie ochrania Snow Kids przed faktem, że Deaths to naprawdę groźni zawodnicy z bardzo potężnym Fluxem. Czy nasi mistrzowie z Akilliana sprostają temu wyzwaniu, opierając się przeciwnikom zarówno fizycznie, jak i psychicznie? Tego dowiemy się już za niecałe dwa miesiące, kiedy obie drużyny zmierzą się ze sobą na Akillianie! To na pewno będzie bardzo pasjonujące wydarzenie!
- Miejmy nadzieję – odezwał się Nork Agnet, pojawiając się obok Callie. – A teraz przejdźmy do poszukiwań sławnego tenisisty, który zgubił swą hodowlę stepujących ślimaków…

Następnego dnia, kiedy stawili się na porannym treningu, Aarch wszedł do sali dziwnie rozpromieniony. Gdy napotkał pytające spojrzenia drużyny, stanął naprzeciw nich.
- Wasza popularność nie słabnie – oznajmił. – Trener Rykers złożył mi propozycję meczu towarzyskiego, ale ją naturalnie odrzuciłem.
- Dlaczego? – Rocket zmarszczył czoło.
- Musicie przede wszystkim przygotowywać się do meczu z Deaths. Zrozumcie, że nie mamy czasu na towarzyskie spotkania. Dlatego dzisiaj nastąpi przełom. Wczoraj Clamp przez… erm… dłuższy czas tłumaczył mi, jak włączyć poziom Deaths z Fluxem. Szykujcie się na niezły szok!
- Już się boję – sarknął D’Jok, zakładając ramiona na piersi.
- Nie wolno wam tego bagatelizować – zastrzegł Aarch. – A tak poza tym, oglądaliście wczoraj wiadomości i wiecie o zmianach w zakładzie? Udało mi się namówić na to Rafaela… No dobrze! – Trener klasnął w dłonie. – Jedźmy z tym koksem!
- Beze mnie? – rozległ się głos od progu. W drzwiach stał nie kto inny jak…
- Clamp! – ucieszyła się Yuki. – Rany julek, szmat czasu!
- Dlaczego wróciłeś wcześniej? – Simbai poprawiła okulary. – Miałeś być dopiero jutro.
- Udało mi się załatwić moje sprawy szybciej – odparł Clamp niepewnie.
Zauważyli, że technik się zmienił – jego wzrok był rozbiegany, skóra przybrała wręcz biały odcień, a wlosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle. Sam Clamp chyba również to dostrzegł, bo szeroko się uśmiechnął, jednak wyglądało to bardziej jak szczękościsk. Każdy wiedział, że coś jest nie tak. Wiedzieli również, że nie dowiedzą się, co. Jak na razie przynajmniej.
- No, weźmy się do pracy! – Clamp podszedł do swojego komputera. – Na początek może rozgrzewka…? – Zaczął stukać w klawisze. Snow Kids zdawali sobie sprawę z tego, że jedyną osobą, która coś wyciągnie od technika jest Sonny Blackbones, więc darowali sobie wypytywanie i posłusznie weszli do holotrenera.
Rozgrzewka była lekka – Simbai stwierdziła, że muszą mieć siły na starcie z Deaths. Snow Kids poznali ich już pełny skład – na bramce z numerem 1 stał Frinz, lewym obrońcą był z numerem 2 Brald, na prawej obronie grał z numerem 8 Yark, na lewej pomocy rozstawiony był z numerem 10 Sobes, prawym pomocnikiem z numerem 6 był Mero, na lewym ataku z numerem 7 grał Temkir, a na prawym ataku rozstawiona była z numerem 4 Clou, kapitanka.
- Jak już mówiłem, dzisiaj Deaths zaczynają używać Fluxa – rozbrzmiał nad nimi głos Aarcha. – Pamiętajcie, że to tylko trening, ale z drugiej strony dawajcie z siebie wszystko. I nie bójcie się – Clamp nadzoruje poziom używania Wanixa. Kiedy poczujecie, że macie już dość, krzyczcie, choć pewnie nie zawsze będziecie mogli, ale – jak już mówiłem – wszystko jest pod kontrolą. Gotowi?
Snow Kids skrzętnie pokiwali głowami, a potem ustawili się na swoich pozycjach (zeszli Ahito i Mark). D’Jok stanął przed Clou, która znów wierciła go wzrokiem. Chłopak jednak ani mrugnął, tylko skupił się na piłce, która miała za chwilę znaleźć się w górze.
I tak się stało. Clou natychmiast przejęła i z góry podała do Sobesa. Ten wyminął Tię i podał do Temkira, jednak Mei odebrała piłkę wślizgiem. Wybiła wysoko do góry, kiedy już czekał na nią Rocket. Już miał oddawać strzał, kiedy poczuł, że to właściwie jest bez sensu. Po co ma strzelać do bramki Deaths? Lepiej, żeby strzelił w stronę Yuki. Przy okazji poćwiczy ona obronę…
Rocket opadł na ziemię i skierował się w stronę bramki Snow Kids. Zdumieni koledzy z drużyny patrzyli na nim ze zdziwieniem. Po chwili zrozumieli, że tak właśnie wygląda użytkowanie Wanixa.
Pomocnik wciąż kierował się ku własnej siatce, kiedy D’Jok puścił się za nim biegiem. Używając Oddechu, dogonił go i wślizgiem spróbował odebrać piłkę, jednak źle wymierzył. Thran poszedł w ślady kolegi i również spróbował przejąć piłkę, znów nieskutecznie.
Nagle Rocket przystanął i rozejrzał się nieprzytomnie wokół. Kiedy zorientował się, że przed chwilą miał zamiar strzelić samobójczego gola, skierował przerażony wzrok w górę.
- Takie właśnie jest działanie Fluxa Deaths – wytłumaczył Aarch. – Nie martwcie się, będziemy nad tym pracować. Kontynuujcie.
Rocket, wciąż kręcąc głową z niedowierzaniem, podał do Mei i odbiegł na swoją pozycję. Dziewczyna zamachnęła się i łukiem po przekątnej podała Tii. Pomocniczka przyjęła na klatkę piersiową i ruszyła do przodu. Zauważyła, że w jej stronę biegnie Brald. Dziewczyna, z użyciem Oddechu, przeskoczyła nad nim i podała Micro Ice’owi. Ten oddał strzał na bramkę, ale trafił w poprzeczkę. Znikąd pojawił się D’Jok i próbował dobić, jednak Frinz bez problemu złapał piłkę (choć cofnął się o krok). Wybił wysoko do góry. Pojedynek o piłkę wygrała Tia, rzucając się całym ciałem na Clou. Pomocniczka natychmiast ruszyła do przodu i wyminęła Yarka.
Ale po co właściwie ma podawać do niekrytego Micro Ice’a? Lepiej oddać piłkę D’Jokowi zablokowanemu przez Bralda i Sobesa. Dzięki temu Deaths przejmą i skierują się w stronę bramki Yuki… Niech się dziewczyna przyzwyczai do nagłych ataków.
Tia zamachnęła się i podała do kapitana, który rzeczywiście nie zdołał jej przyjąć, upadł tylko na ziemię, brutalnie odepchnięty przez Bralda. Sobes przytrzymał piłkę nogą i rozejrzał się wokół, a następnie podał do Clou, która znalazła się sam na sam z Yuki.
Bramkarka przekręciła głowę w prawo i w lewo, aż jej kości chrupnęły. Następnie zacisnęła dłonie w pięści i wznieciła wokół siebie Oddech. Zanosiło się na to, że Clou będzie strzelać w prawe okienko. Yuki przygotowała się do wyskoku.
Dlaczego? Przecież może rzucić się w lewą stronę, a Deaths zdobędą bramkę. Nie, nie mogę do tego dopuścić!, pouczyła siebie samą. Moim zadaniem jest obrona, SKUTECZNA obrona! Ale z drugiej strony… Snow Kids będą chcieli odrobić straty i staną się bardziej zdeterminowani. A przecież o to chodzi, czyż nie?
Yuki wzdrygnęła się na całym ciele, a myśli o puszczeniu gola opuściły ją. Dziewczynę przeraził fakt, że Wanix wywiera aż tak silny wpływ na logiczne myślenie.
Clou zamachnęła się i oddała strzał. Zgodnie z przypuszczeniami Yuki, piłka skierowała się w prawo. Bramkarka, wciąż używając Oddechu, rzuciła się w tę stronę. Jednak nagle stało się coś niespodziewanego – napastniczka Deaths zrobiła cwany zwód i piłka skierowała się w lewo. Yuki natychmiast zmieniła pozycję. Nogami odbiła się od słupka i, wyciągając przed siebie ręce, poleciała w stronę piłki, lecz było już na to za późno – dziewczyna tylko śmignęła obok słupka i bezwładnie opadła na ziemię.
- Przepraszam – wymamrotała, podnosząc się. Podbiegli do niej Micro Ice i D’Jok.
- Nic się nie stało – zapewnił kapitan. – Każdemu się mogło zdarzyć, Deaths są po prostu dobrzy, no i użyli Fluxa…
- Jakiś czas temu jeździłbyś po mnie jak po autostradzie – zauważyła z sarkazmem Yuki.
- To było jakiś czas temu – odparł, unosząc brwi i uśmiechając się w swój specyficzny sposób. – Okej, drużyna! – zwrócił się do wszystkich. – Wracamy do pracy!

Po skończonym treningu jak zwykle padali z nóg. Właśnie wracali do pokoi.
- Ach, jaką fenomenalną bramkę strzeliłem! – zachwycił się Micro Ice, rękoma wyrażając ogrom świetności owego gola.
- Tak, tak, Micro, lecz zauważ, że to było przypadkiem – skrócił go Mark, wymieniając spojrzenia z D’Jokiem.
- Wcale że nie! – zaperzył się brunet.
- D’Jok, możemy pogadać? – Mei ścisnęła jego dłoń. Chłopak wzruszył ramionami.
- Zaraz wracam – mruknął do kolegów.
- Pantoflarz – syknął Mark. – NIE, NIE ZDEJMUJ TEGO BUTA! – dodał rozpaczliwie.
Kiedy weszli do sypialni dziewcząt, było tam dziwnie pusto. Mei wyjaśniła D’Jokowi, że Yuki i Tia wyszły na miasto. Chłopak rozsiadł się wygodnie na łóżku przy oknie (różowy wystrój świadczył o jego właścicielce), a Mei przycupnęła przy nim.
- A więc o co chodzi? – zapytał beztrosko i poczęstował się jednym z ciasteczek leżących na szafce nocnej.
Dziewczyna spuściła głowę. Jak miała mu to powiedzieć? Przecież on się wścieknie, kiedy dowie się, że…
- Jestem w ciąży – wypaliła.
Reakcja D’Joka nie była trudna do przewidzenia – chłopak zakrztusił się i zaczął kasłać, aż w końcu przełknął.
- Że co… proszę…? – wycharczał w końcu.
- Powiedziałam przecież – mruknęła Mei, czerwieniąc się po uszy.
- Ale jak to? Przecież my…
- To nie jest twoje dziecko.
- Więc w takim razie czyje?
Mei spuściła głowę jeszcze bardziej. W głosie chłopaka wyczuwała zdenerwowanie, którą starał się zatuszować. Humor wyblakł całkowicie, ustępując miejsca powadze. Mei wiedziała, że ta rozmowa nie skończy się dobrze, ale musiała ją dokończyć. Dla siebie. Dla niego.
Zresztą, przecież go kocha. A kiedy się kogoś kocha, nic się przed nim nie ukrywa. Mei nie była jednak pewna, czy on będzie w takim razie nadal ją kochał…
Nadeszła chwila prawdy. Sekundy zdawały się trwać przez całe wieki, a gęsta atmosfera napięcia była wręcz wyczuwalna. Od D’Joka zaczynała bić powoli rosnąca wściekłość. A może to tylko złudzenie?
Powiedz to, przekonywała samą siebie. Wyrządziłaś mu tak wielką krzywdę, że sama nie możesz tego pojąć, więc powiedz to. Dobij również siebie. Zasłużyłaś na to.
Mei wzięła głęboki oddech i powoli, ważąc każdą głoskę, wyszeptała:
- Rocketa.
Zamknęła oczy, spodziewając się nagłego wybuchu, wrzasku, wściekłości. Lecz ta okropna cisza trwała nadal, mącona tylko chęcią usłyszenia prawdy ze strony obu rozmówców.
- Dlaczego? – To proste pytanie przecięło ciszę jak strzała.
Dlaczego? Pytanie zarazem tak łatwe, jak i trudne. Dlaczego?, powtarzała sobie.
- To… - Słowa wyrwały się z jej gardła, zanim zdążyła o nich pomyśleć. Mei powoli otworzyła oczy i odważyła się spojrzeć na twarz chłopaka. Nie była pokazana na niej odraza, a wręcz przeciwnie – zrozumienie i chęć zrozumienia. Dziewczyna wzięła głęboki wdech. – To było tak nagle. Jeden szybki, gwałtowny impuls. Nie myślałam wtedy o niczym, po prostu się oddałam. Nie miałam pojęcia, że tak to się skończy. Nie wyobrażałam sobie, jakie mogą być konsekwencje tego wydarzenia. D’Jok, ja cię tak bardzo przepraszam, naprawdę…
- Kiedy? – Kolejnym krótkim pytaniem D’Jok zapobiegł rozpłakaniu się dziewczyny.
- Trzy miesiące temu. Przepraszam cię, naprawdę cię przepraszam, nie wiem jak to powiedzieć…
- Co dalej? – Tak bardzo przypominał swojego ojca w tym momencie… Spokojny, ale zdeterminowany i pewny siebie.
- Odchodzę z drużyny. Jeszcze nikt o tym nie wie, nawet rodzice, nawet Aarch, nawet Rocket… Jesteś pierwszą drużyną. Wybacz mi proszę, ja nie chciałam, przepraszam, wybacz mi… Kocham cię, naprawdę… Błagam, nie gniewaj się, ja wszystko naprawię, usunę tę ciążę, tylko nie bądź zły…
- Nie zrobisz tego. – Nie brzmiało to jak prośba, tylko jak rozkaz. Mei zrozumiała nagle, że chłopak stał się teraz niedostępną bryłą lodu i jej przeprosiny na nic się nie zdadzą. Dlatego też jej zdziwienie było ogromne, kiedy D’Jok chwycił jej twarz w dłonie i oparł swoje czoło o jej. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- W… wybaczysz? – wyszeptała Mei, nie mogąc powstrzymać łez.
- Widzisz… kochałem cię. Ale teraz pluję sobie w brodę, że ci zaufałem.
- Przepraszam, przepraszam, że cię kocham, tylko mi przebacz, wszystko będzie dobrze, zobaczysz… - Dziewczyna płakała już na całego, nie mogąc się pohamować.
- Nie będzie – wyszeptał D’Jok i pocałował ją, tak czule, jak nigdy dotąd. Przez ułamek sekundy Mei miała nadzieję, że wszystko wróci do normy. A potem chłopak wstał i w chwilę później Mei usłyszała trzask zamykanych drzwi.

***

Mam nadzieję, że ostatnia scena wyszła w miarę porządnie. ^^'


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Czw 12:12, 25 Cze 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Sob 13:11, 02 Maj 2009    Temat postu:
 
Ajajaj, długo mnie nie było. Tłumaczyć się nie będę, tylko od razu przejdę do konkretów. Mam nadzieję, że rozdział wyszedł w miarę ciekawie, dowiemy się nieco o przeszłości Snow Kids i powrócą starzy znajomi. (; No i będzie trochę więcej niż zwykle jednego z bohaterów. ^^

***
Rozdział piąty: Spojrzenie w przeszłość

Sonny Blackbones samotnie przedzierał się przez mały las znajdujący się na Akillianie (o jego powstaniu krążyło wiele legend). Jego krok był swobodny, ponieważ wiedział, że tutaj nikt go nie znajdzie – ten teren nie znajdował się pod patrolem robotów Technoidu.
Przywódca Piratów lubił spacerować po lesie, kiedy zapadała noc. Mógł wtedy spokojnie pomyśleć. Oderwać się od codzienności, która krążyła tylko wokół planowaniu przeciw Technoidowi, zarządzaniu całą mafią Piratów i odbieraniu od pobożnych ludzi „opłaty za ochronę”.
Sonny wiedział, że nagroda za jego głowę wynosi już osiem milionów kredytów, a stawka ta cały czas rosła. Po zniszczeniu stadionu na Genesis to właśnie on stał się głównym podejrzanym. Każdy człowiek we wszechświecie zapewne marzył, aby wreszcie wpakowano Blackbonesa do więzienia i aby ich zmartwienia się skończyły.
Najbardziej zależało na tym jednemu człowiekowi, dawniej ukrytemu w cieniu swojego pana, Bleylocka. Harris zrobiłby wszystko, żeby dorwać Sonny’ego, był on tego pewien. W posiadaniu „facecika w płaszczyku”, jak to określił Artie, znajdowało się jedno urządzenie z Fluxem. Co się z nim stanie? Co postawi sobie za cel Harris? Zniszczyć Piratów? Zniszczyć jakąś planetę? Zniszczyć Snow Kids?
Snow Kids. Sonny miał wyrzuty sumienia, że zaniedbuje syna. Widywali się rzadko, ale młody nigdy nie powiedział ani jednego złego słowa. Jednakże widać było, że nie jest tym wszystkim zadowolony. Przywódca Piratów tak bardzo chciał coś zrobić, aby go uszczęśliwić, ale co? Był nadzwyczaj nieporadny jako ojciec, musiał się do tego przyznać przed samym sobą.
Idąc dalej, Sonny dostrzegł ciemny kształt pod jednym z drzew. Ukrył się za pobliskim pniem i obserwował. Wrodzona ostrożność nakazywała mu nieujawnianie się w obawie, że to może być ktoś z Technoidu.
Co jakiś czas część kształtu odrywała się od reszty i wykonywała gest podobny do zamachu. Chwilę potem rozlegało się głuche łupnięcie, zupełnie jakby ktoś rzucał kamieniami w drzewo. Sonny podszedł bliżej i zauważył rudy kosmyk wymykający się spod kaptura.
- Młody? – wyszeptał z niedowierzaniem, już siadając przy chłopaku. – Czego się szwendasz po nocy w tak niebezpiecznych terenach?
- A ty to co? – burknął D’Jok, rzucając kolejnym kamieniem w drzewo.
- Ja to ja – zaperzył się Sonny. – No, co jest?
- Wszystko się wali.
- Czyli?
Chłopak wziął głęboki wdech i wyrzucił z siebie:
- Mei jest w ciąży.
- O kurczę… - Sonny przejechał dłonią po włosach. – To się człowiek doczekał, dziadkiem się zostanie… Jak ten czas leci…
- TATO! – D’Jok spojrzał z wyrzutem na ojca.
- No co?
Młody spuścił głowę i jął palcem rysować kółka na ziemi. Niezręczna cisza trwała przez dłuższą chwilę, podczas której Sonny zdał sobie sprawę, że strzelił jakąś gafę. Wreszcie chłopak podniósł wzrok i spojrzał na ojca.
- To dziecko Rocketa – mruknął.
Cisza znów nastała. Łagodną kaskadą spłynęła wprost z nieba, otulając ich obu.
- I co masz zamiar zrobić? – odezwał się w końcu Blackbones senior.
- Pojęcia nie mam.

Kiedy zegar zabił sześć razy, Harris przeciągnął się w swoim fotelu, odziedziczonym jeszcze po generale Bleylocku. Przepracował całą noc, próbując jeszcze bardziej udoskonalić posiadaną mieszankę Fluxa. Sfera wciąż działała, choć nie przychodziło tu już tak wiele osób jak dawniej. Odkąd Rocket odszedł i ogłosił wszystkim graczom prawdę o Sferze, jej popularność znacznie zmalała. Na szczęście byli jednak zagorzali zwolennicy Netherballa, którzy grali pomimo wszelkich przeszkód.
W tym momencie największym problemem dla Harrisa była jedna rzecz – co zrobić z pozostałym urządzeniem z Fluxem. Co prawda miał już jakieś wcześniejsze plany, ale okazały się one niemożliwe do zrealizowania. Najbardziej prawdopodobnym planem było po prostu tymczasowe pozostawienie Fluxa w spokoju, a zająć się czymś innym. Tylko czym?
Po chwili przemyśleń Harris doznał olśnienia. Sonny Blackbones! Jego głowa była warta już osiem milionów, a każde pieniądze były przydatne. Tylko jak ściągnąć przywódcę Piratów?
Kolejne olśnienie. Generał niejednokrotnie wspominał, że dla swojego syna Blackbones zrobiłby wszystko. Teraz sprawa prezentowała się jasno – trzeba będzie dokonać małej wymiany.
Na twarzy Harrisa pojawił się chytry półuśmiech.

Poranny trening Snow Kids minął w ponurej atmosferze milczenia. D’Jok wciąż nie odzywał się do Mei (choć dziewczyna dokładała wszelkich starań, aby to się zmieniło), a Tia już się o wszystkim dowiedziała i podobno w bardzo głośny sposób zerwała z Rocketem, a potem przepłakała całą noc, pocieszana przez Yuki.
Wychodząc z sali treningowej, nadal milczeli. W ciszy rozproszyli się po całej Akademii – Mark, Thran, Ahito i Micro Ice poszli do pokoju braci obejrzeć spotkanie towarzyskie pomiędzy Rykers a Lightnigts, Yuki i Tia udały się do swojego pokoju, podobnie jak D’Jok, a Mei i Rocket gdzieś zniknęli.
Okazało się, że skierowali swe kroki do świetlicy.
- Musimy coś z tym zrobić – powiedziała dziewczyna, siadając na kanapie.
- Wiem – warknął Rocket. – Tylko co?
- Odejść z drużyny, to jasne. – Mei wzruszyła ramionami. – Rocket, czy ty nie rozumiesz? Zrobiliśmy straszną rzecz, oddaliśmy się przyjemności, a nie pomyśleliśmy o konsekwencjach! Postaw się na miejscu Tii albo D’Joka – wiesz, jak oni muszą się czuć?
- Masz rację – przyznał chłopak. – Ale co potem?
- To zależy od ciebie. Ja zamierzam urodzić to dziecko i je wychować. A czy mi pomożesz, czy nie, to już twoja sprawa. Co wybierasz?
- Oczywiście, że ci pomogę – zapewnił Rocket. – Wkopaliśmy się na całego, teraz musimy razem sprostać temu wyzwaniu.
Po czym zacisnął palce na dłoniach Mei, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.

W pokoju dziewcząt Tia właśnie opróżniła drugie opakowanie chusteczek i trzecie pudełko bombonierek od Boyle'a. Yuki objęła ją ramieniem i delikatnie kołysała.
- No nie płacz już – mówiła – bo ja też się rozryczę.
- Muszę… płakać! – wyszlochała Tia. – Czuję się zdradzona! Jestem zdradzona! Och, jak on mógł… Przecież wie, że go kocham… Tyle razy mu wybaczyłam, a on co? Znów mnie zawiódł!
- Tia, wybacz, że to powiem, ale według mnie ten związek był toksyczny od początku. Zawsze to ty byłaś podporą dla Rocketa, to ty musiałaś zawsze wybaczać…
- Ale on mi uratował życie! – zaperzyła się jasnowłosa. – Gdyby nie Rocket, nie rozmawiałabym z tobą teraz!
- Gdyby nie Rocket, nie poszłabyś do tego lasu – upierała się Yuki. – Wiem, że go kochałaś i być może dalej kochasz, ale zrozum, że fakt, iż się rozstaliście, podziała tylko pozytywnie. Teraz jesteś wolna i możesz znaleźć kogoś, z kim będziesz naprawdę szczęśliwa.
- Ale ja byłam szczęśliwa z Rocketem! Co prawda przeżyliśmy kryzys, ale i tak jest dla mnie ważny, to tylko umocniło naszą miłość!
- Tia – zapytam wprost. Czy ty ciągle kochasz Rocketa?
Jasnowłosa spuściła głowę. Yuki zadała pytanie, na które wolałaby nie odpowiadać, ale jednocześnie Tia zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej czy później musiałaby na nie odpowiedzieć.
- Sama nie wiem – wyszeptała wreszcie. – Wiele potrafiłam mu wybaczyć, ale to już chyba za wiele… Zresztą, zerwałam z nim. Masz rację – Uniosła dumnie głowę do góry – teraz jestem wolna i mogę poukładać moje życie od nowa.

- Na dzisiejszych zajęciach – mówiła Dame Simbai, przechadzając się po swoim gabinecie – spróbujecie odeprzeć atak psychiczny ze strony przeciwnika, który przypomni wam najgorsze chwile w życiu. Idzie wam coraz lepiej z Deaths, może teraz też nie będzie aż tak źle. Dobrze, więc kto idzie na pierwszy ogień?
Nikt jakoś nie kwapił się, aby rozpocząć ćwiczenia, więc zagrali w marynarza. Wypadło na Ahito.
- Mmm, dobrze – mruknęła Simbai, uderzając z pasją w klawisze swojego komputera. – Przygotuj się.
Chłopak poprawił się na swojej pozycji. Nie był zadowolony z faktu, że to właśnie na niego wypadło – wolałby siąść w kącie i się zdrzemnąć. No ale cóż – życie bywa brutalne.
- Gotów?
- A mam inne wyjście? – sarknął.
Lekarka przycisnęła mały guziczek, a Ahito nagle poczuł, jakby ktoś wdarł mu się do głowy. To nie było przyjemne. Obraz przed oczami stracił ostrość i zmienił się w pasmo kolorowych plam.
Wtem plamy zniknęły i Ahito ujrzał przed oczami dwójkę małych chłopców, bardzo do siebie podobnych. Jeden z nich ściskał kurczowo czerwony samochodzik na baterie, a drugi machał wściekle rączkami, próbując odebrać zabawkę.
- Daj! – wołał. – To moje!
- Nieprawda! – odpowiedział drugi chłopiec.

Ahito uświadomił sobie, że ta scena rozegrała się kilkanaście lat temu, kiedy Thran zabrał mu ulubioną zabawkę i nie chciał jej oddać. Bramkarz przypomniał sobie uczucia, jakie wtedy nim targały – złość, bezradność i chęć płaczu.
Nie chcę tego oglądać!, rozkazał sam sobie.
Chłopcy rozmyli się i znów pojawił się ciąg różnobarwnych plam. Nagle przed oczami Ahito zmaterializowały się uśmiechnięte szyderczo twarze i wytknięte palce. Wokół rozlegały się śmiechy. Ahito uświadomił sobie, że to zdarzenie rozegrało się w czwartej klasie podstawówki, kiedy zdarzyło mu się zasnąć na środku korytarza. Upokorzenie, jakie wtedy odczuwał, było nie do zniesienia.
Nagle twarze zniknęły. Bramkarz był pewny, że znowu ujrzy ciąg kolorowych plam, ale tak nie było. Zorientował się, że siedzi na podłodze w gabinecie Dame Simbai, a z jego oczu płyną łzy.
- Ahito, wszystko okej? – usłyszał głos Tii. Następnie coś go chwyciło i uniosło do góry. Chłopak znów poczuł miękką kozetkę, na której wszyscy siedzieli.
- To… było… straszne – wymamrotał, mrugając zawzięcie.
- Zrozumiałe – odezwała się Dame Simbai, wrzucając musującą tabletkę do szklanki wody. – Masz, to cię uspokoi. To normalne, że najgorsze chwile w twoim życiu są dla ciebie bolesne.
Ahito z wdzięcznością przyjął szklankę i opróżnił jej zawartość jednym duszkiem. Reszta drużyny patrzyła na niego ze współczuciem, a w oczach każdego malowało się przerażenie i niepewność.
- Cóż… Kto następny? – Lekarka popatrzyła po drużynie.
- Ja mogę. – Yuki wzruszyła ramionami. – Chyba nie ma w moim życiu aż tak ponurych wspomnień.
Simbai znów wcisnęła guziczek w swoim komputerze.
Przed oczami Yuki nagle wykwitły pstrokate plamy, zupełnie jakby leżała i zbyt gwałtownie wstała. Po krótkiej chwili (a może i nie) zgrały się one w harmonijną całość. Na jej tle pojawiła się dziewczyna stojąca w bramce i wyciągająca piłkę z siatki już po raz dziewiąty. Yuki zrozumiała, że to ona sama. Naprzeciw niej stał chłopak, wysoki i rudowłosy, a jego mina wyrażała niezadowolenie.
Co się z tobą dzieje?, zapytał chłopak. Kompletnie ci dzisiaj nie idzie, jak zresztą zwykle. Wiesz, nie rozumiem decyzji Aarcha – dlaczego przyjął cię do drużyny? Moim zdaniem to tylko fuks, w końcu jesteś kuzynką Thrana i Ahito…
Yuki przypomniała sobie wściekłość, jaka ją wtedy ogarnęła. Chciała rzucić się na tego chłopaka, ale z drugiej strony wiedziała, że ma rację.
Ale teraz ma do mnie inny stosunek, uświadomiła sobie. To przeszłość, nie muszę do tego wracać. Nie chcę do tego wracać.
Chłopak rozpadł się na kawałki, ale boisko zostało, tylko wszechogarniający błękit został zastąpiony przez trybuny pełne skandujących kibiców. Yuki znów stała w bramce – a jedenaście metrów przed nią zawodnik Xenons właśnie ustawiał piłkę. Oddał strzał, a dziewczyna rzuciła się w stronę futbolówki. Odbiła ją, ale nagle usłyszała nieprzyjemne chrupnięcie i poczuła ogromny ból w lewej kostce. Upadła na ziemię, nie mając siły, aby się chociażby poruszyć. Ból, ból, ogromny ból wypełnił każdy milimetr jej ciała.
NIE!, wrzasnęła na samą siebie. Mam dość! Nie chcę tego oglądać!
Lecz z drugiej strony czuła, że nie ma sił, aby się dalej bronić… Musi wpaść w nurt rzeki złych wspomnień…
- Yuki? Yuki! YUKI!
Poczuła, jak ktoś nią potrząsa. Zorientowała się, że ma zamknięte oczy, więc je otworzyła. Nad sobą ujrzała zmartwioną twarz Micro Ice’a.
- Nagle zamknęłaś oczy, przechyliłaś głowę na bok, a potem runęłaś w dół – tłumaczył chłopak. – Myślałem, że zemdlałaś.
Nie wiedząc czemu, Yuki nagle wybuchnęła głośnym płaczem i wtuliła twarz w pierś Micro Ice’a. Ten delikatnie ją podniósł i usadził na kozetce. Simbai już wyciągała rękę ze szklanką wody z tabletką na uspokojenie. Dziewczyna otarła łzy i wypiła substancję powoli, delektując się każdym łykiem.
Po Yuki swoich sił spróbowała Mei. Po minucie wzięła rozpęd i już miała z całej siły uderzyć w ścianę, na szczęście w porę Simbai chwyciła ją wpół i usadziła kozetce. Następnie do odstrzału poszedł Thran. Wytrzymał aż trzy minuty, a potem zemdlał i dopiero woda wylana na twarz go ocuciła. Kolejny był Mark. Starczyło mu sił na dwie minuty, po czym runął na ziemię i zaczął uderzać pięściami o podłogę; dopiero zdecydowana interwencja D’Joka przywróciła go do normalnego stanu. Po Marku w szranki ze swoją przeszłością stanęła Tia. Dzielnie walczyła przez dłuższą chwilę, a potem zalała się histerycznym płaczem i rzuciła na szyję śpiącemu Ahito, nieco tym faktem zaskoczonemu. Kolejny był Rocket. Po półtoraminutowych zmaganiach z samym sobą złapał się za głowę i zaczął biegać po gabinecie w tę i z powrotem.
Przyszła kolej na D’Joka.
Chłopak świadomie zwlekał z tą operacją wiedząc, że jego spojrzenie w przeszłość nie będzie zbyt wesołe. Tak czy siak musiał temu sprostać.
Po wciśnięciu guzika przez Simbai natychmiast zaatakowały go wspomnienia. Ujrzał małą jaskinię, w której siedziała kobieta, trzymając przed sobą kryształową kulę. Patrzyła na około dwunastoletniego chłopca, który siedział naprzeciw niej. Jej wzrok był pełen niepokoju i strachu.
Nie jestem twoją matką, rozległ się głos przeszywający pomieszczenie. Przykro mi.
D’Jok uzmysłowił sobie, że tą kobietą jest Maya i właśnie mówi mu, że nie jest jego biologiczną matką. Doskonale pamiętał uczucia, które wtedy go dotknęły – wściekłość, niepewność, upokorzenie, niesprawiedliwość, ból. Chciało mu się płakać.
Nie będziesz tego oglądał, powiedział ktoś. D’Jok nie miał pojęcia, kto to jest, ale to musiał być ktoś dobry. Może anioł?
Ledwie jaskinia się rozmyła, pojawił się chłopak o kruczoczarnych rozczochranych włosach. Patrzył prosto na niego, a jego twarz była wykrzywiona grymasem złości.
Twoja dobra passa się skończyła, mówił brunet. Straciłeś najlepszego przyjaciela.
Micro Ice. To musiał być on. Kiedy jeszcze szalał za Mei.
Ale to już było, nie martw się tym, znowu odezwał się „anioł”. Masz dość?
Tak!, chciał wykrzyczeć z całych sił, jednak nic nie mógł zrobić, tylko biernie obserwować najgorsze chwile w swoim życiu. Poczuł ból, ale nie wiedział, w której części ciała, nie wiedział, dlaczego, nie wiedział, czy to było naprawdę. Usłyszał krzyk, jednak nie był pewien, czy to on krzyczy, dlaczego to robi i czy to wszystko dzieje się naprawdę.
Kolejne wspomnienie uderzyło ze zdwojoną mocą. Tym razem był „oczami” w ludzkim ciele. Widział ogromny obiekt spadający wprost na niego. Chciał krzyczeć, uciekać – lecz strach całkowicie go sparaliżował. Wreszcie ruszył się z miejsca, biegł przed siebie, tak szybko, jakby od tego zależało jego życie. Właściwie zależało… Czuł, jak grunt wymyka mu się spod stóp. Niewiele myśląc, rzucił się przed siebie i ostatkiem sił chwycił się boiska. Było już jednak za późno…
- Wystarczy! – Ten głos nie należał do „anioła”. Ten głos był ostry, pewny siebie; chyba należał do kobiety.
Obraz wspomnień rozprysł się na wszystkie strony, pokazały się jasne kafelki. D’Jok znów znajdował się w gabinecie Simbai. Zdał sobie sprawę z tego, że klęczy na kolanach i wrzeszczy wniebogłosy. Natychmiast zamilkł i spróbował się podnieść. Jakoś wczołgał się na kozetkę i usiadł, spuszczając głowę. Przypomniał sobie pewną myśl:
Można oczy zamknąć na rzeczywistość, ale nie na wspomnienia.
Bo czy nie jest to czysta prawda, zwłaszcza w jego sytuacji?

***

Szósty rozdział już się pisze. ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Czw 20:59, 07 Maj 2009    Temat postu:
 
Myślałam już, że Wen mnie opuścił na wieki wieków, amen, ale udało mi się coś naskrobać. Ten rozdział jest krótki, ale pojawia się nowy wątek poboczny...

***
Rozdział szósty: Snajper

Tej nocy nikt nie spał, bowiem każdy był wstrząśnięty swymi wspomnieniami. Żadne z nich nie spodziewało się, że bolesne wspomnienia z przeszłości natrą na nich z taką mocą. Pod niewiedzę Aarcha zebrali się wszyscy w pokoju Ahito, Thrana i Rocketa. Nie było tylko Mei i Rocketa, lecz nikt nie wiedział, gdzie mogą się podziewać.
- Nieważne – stwierdził w końcu Thran, machając nerwowo dłonią. – Sprawa jest jasna: nasza sytuacja nie wygląda za wesoło.
- Co masz na myśli? – Yuki uniosła brwi.
- A to, że po pierwsze – niedługo Snow Kids BYĆ MOŻE bezpowrotnie się rozpadną, kiedy przegramy z Deaths, a po drugie – nie widzicie, co się z nami dzieje? Zaczynamy być wrakami, nie ludźmi!
- Fakt – zgodził się Mark. – Nie dosypiamy, nie dojadamy, dlatego też mamy za mało energii na treningach, a ponadto Simbai dobija nas swoimi ćwiczeniami „psychicznymi”. Nie sądzicie, że to trochę za dużo?
- Gdybanie – uciął D’Jok. – Czego się spodziewaliście? Wszyscy chcą nas sprawdzić, czy aby nie wypadliśmy z formy po mistrzostwach. Nasze życie jest nieustannie na widoku. Czy wy naprawdę wierzycie, że ludzie wierzą w wersję z zakładem Aarcha? Każdy myśli, co chce i zapewniam nas, że nie jest to dobre. Oczywiście mamy też fanów…
- A zwłaszcza ty – wciął się Micro Ice z perfidnym uśmieszkiem.
- A właśnie, że nie. Ludzie się zmieniają, Micro. Myślę, że zmienił się każdy z nas po mistrzostwach i w ogóle. Ale jeszcze bardziej myślę, że to wasze narzekanie i gdybanka do niczego nie poprowadzi. Połóżmy się spać, co?
Dziwnym trafem wszyscy go usłuchali i wyszli z pokoju chłopców.

Sonny Blackbones obudził się gwałtownie. Usiadł na łóżku i stwierdził, że jest zlany potem, choć nie przypominał sobie, żeby miał jakiś zły sen. Wręcz przeciwnie, śniła mu się Selena. Uwielbiał podziwiać urodę żony, jej kasztanowe, lśniące w słońcu włosy, mądre zielone oczy i uśmiech, który od razu podnosił na duchu.
Sonny wstał i ubrał się. Wyszedł ze swojego gabinetu, w którym również sypiał i udał się do swego rodzaju sali obradowej siedziby mafii Piratów na Cillo. I choć była druga w nocy, przy wielkim, okrągłym stole siedzieli Artie, Corso i Bennet. Pochylali się ku sobie i gorączkowo szeptali nad jakimś rysunkiem.
- Sonny! – ucieszył się najmłodszy z Piratów, podnosząc głowę. – Właśnie mieliśmy po ciebie kogoś wysłać…
- Co się stało? – zapytał przywódca, siadając przy nich.
Corso, Bennet i Artie spojrzeli po sobie ukradkiem, a potem pierwszy z nich wziął głęboki wdech i oznajmił:
- Aaron się odnalazł. Zakłada nową mafię i podobno zwerbował już paru ludzi od nas, a jego Rodzina prężnie się rozwija. Chce wytoczyć wojnę.
Aaron był jednym z zaufanych ludzi Sonny’ego, człowiekiem, na którym można było polegać. Jednak wszystko pokomplikowało się, kiedy jeden z żołnierzy mafii powiedział mu „w tajemnicy”, że Sonny szuka wiceszefa na miejsce Corso, który rzekomo miał odejść na emeryturę. Traf chciał, że działo się to podczas imprezy urodzinowej owego żołnierza, który był wówczas nieźle wstawiony, lecz Aaron wziął jego słowa na poważnie i kiedy wciąż nie otrzymywał znaku od Sonny’ego, bezpardonowo wtargnął do jego gabinetu. Głośno zaczął domagać się swojego – uciekł się nawet do przemocy. Zaskoczony don delikatnie wytłumaczył mu, że Corso wcale nie szykuje się do odejścia i wiceszef jest niepotrzebny, na co Aaron wybuchnął niczym wulkan i zapowiedział Sonny’emu zemstę. Od tamtego czasu słuch po nim zaginął.
- Zakłada nową mafię, tak? – Sonny zmarszczył czoło. – Mogłem się tego spodziewać… Ale nie czuję do niego żalu, wręcz przeciwnie; jest mi przykro, że będę musiał walczyć z przyjacielem. Czy wiecie coś więcej?
- Można powiedzieć, że tak. – Bennet pokazał Sonny’emu rysunek. Nie przedstawiał nic konkretnego, parę kwadratów, kółek i strzałek. – To nasz plan, a raczej jego sugestia, bo to ty o wszystkim decydujesz. Aaron zaatakuje naszą siedzibę w niedługim czasie, jesteśmy pewni, że będzie chciał nas wziąć z zaskoczenia. Nie możemy przewidzieć, z której strony uderzy, dlatego też musimy obstawić całą siedzibę. Wyznaczyliśmy do tego paru ludzi – Odwrócił kartkę i wskazał na wypisane nazwiska – myślę, że oni się przydadzą. Jednakże Aaron ma nad nami pewną przewagę, a mianowicie zna słabe punkty każdego z naszych ludzi.
- Potrzebujemy jakiejś tajnej broni – wtrącił się Corso. – Zaskoczenia, niespodzianki, czegokolwiek. Potrzebujemy snajpera.
Sonny spojrzał po całej trójce ponuro.
- Wiem – powiedział, kręcąc kciukami młynki – ale nie znam nikogo, kto by się nadawał. Niestety.
- To musi być ktoś z werwą, dobrą celnością, zimną krwią. – Artie podrapał się po podbródku. – Mam! – wykrzyknął nagle. – Młody!
- O nie… - Sonny pokręcił głową. – Kategorycznie się nie zgadzam.
- Ale pomyśl! – Artie upierał się przy swoim. – D’Jok ma jako takie obeznanie z bronią, przecież mu pokazywałeś… Poza tym ma zimną krew i chęć zemsty, a kto wie, czy Harris, dowiedziawszy się o wojnie gangów, nie zechce wykorzystać tej sytuacji i dodać swoje trzy grosze. No i młody musiał przecież po tobie coś odziedziczyć, nie?
- Ja jestem za – przyznał Bennet. – I tak nie mamy nikogo innego.
- Uważam, że to szaleństwo, ale ostatecznie muszę się zgodzić – przytaknął Corso. – Młody będzie dobrym wyborem. Zaufaj nam, Sonny.
- Przede wszystkim muszę zaufać sobie. – Don Piratów ukrył twarz w dłoniach. – Wiecie, że się o niego boję… Jeżeli coś mu się stanie, nigdy sobie tego nie daruję!
- To zrozumiałe. – Artie pokiwał głową. – Ale weź pod uwagę to, że jesteśmy w trudnej sytuacji i potrzebujemy każdego, kto może się przydać, czy nie?
Przywódca Piratów zastanowił się jeszcze przez chwilę.
- Dobrze – powiedział wreszcie. – Zgadzam się. Mamy snajpera.

***

Muszę tak rozdrabniać rozdziały, żeby dojść do dwudziestu sześciu. ^^'


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Pią 14:15, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Czw 21:19, 14 Maj 2009    Temat postu:
 
Ach, pojawiam się z nowym rozdziałem. Wybaczcie, że znów taki krótki, ALE! Po pierwsze, poznamy drugi bardzo ważny wątek oprócz meczu Snow Kids z Deaths. Po drugie, muszę dobić do tych dwudziestu sześciu. Po trzecie, obecnie jestem bardziej zajęta życiem prywatnym niż pisarskim.
Przy pisaniu tego rozdziału słuchałam soundtracku z "Ojca chrzestnego". <3 Serdecznie polecam.

***
Rozdział siódmy: Układ z diabłem

Harris siedział wygodnie oparty w swym bujanym fotelu. Przez jego głowę przelatywały mniej lub bardziej skomplikowane pomysły, więcej jednak było tych pierwszych. Już miał wstać i skierować swe kroki do barku z alkoholami, kiedy do gabinetu (odziedziczonego po generale Bleylocku, swoją drogą) wpadł jeden z naukowców.
- Jakiś mężczyzna do pana – oznajmił, lekko się skłonił i wybiegł.
Naukowiec się nie mylił. Zaraz po nim do pokoju wszedł mężczyzna w średnim wieku. Jego dłuższe ciemne włosy ułożone były w schludnej fryzurce. Szare oczy patrzyły czujnie i wyglądały bystro. Kilka blizn na twarzy nadawało mu wygląd miejskiego bandziora, a popołudniowy zarost spotęgował to wrażenie. Przybysz ubrany był w czarną skórzaną kurtkę i ciemne dżinsy. Na jego nogach leżały dokładnie wypastowane półbuty.
Harris nie znał tego człowieka, ale od razu zrobił na nim dobre wrażenie.
- W czymś mogę panu pomóc? – powiedział szarmancko, odchylając się w fotelu.
- Myślę, że tak. – Głos mężczyzny był niski i ochrypły, ale pewny siebie i opanowany. – Wiem, że Sonny Blackbones jest pańskim wrogiem?
Harris poczuł się jak porażony prądem. Nie miał pojęcia, skąd ten człowiek o tym wie, jednak postarał się tego nie okazywać. Przytaknął tylko.
- Tak – powiedział – a o co chodzi?
- Tak się składa, że Blackbones jest również moim wrogiem numer jeden. – Mężczyzna przysiadł na krześle naprzeciw Harrisa. – Nazywam się Aaron, swego czasu byłem jednym z capo Blackbonesa. Jednak wszystko się pokomplikowało. Don nie dotrzymał obietnicy, a ja chcę mu pokazać, jak postępuję z takimi ludźmi. Przyszedłem do pana, ponieważ chcę prosić pana o wsparcie – chodzi mi głównie o broń. Zanim pan odpowie, proszę się dobrze zastanowić – ja znam taktykę i słabe punkty mafii Piratów, a pan posiada ludzi i broń. Razem możemy wiele zdziałać, nieprawdaż?
Harris podrapał się po podbródku. Aaron miał rację – razem mogli wiele zdziałać. Poczuł, że z tym człowiekiem łączy go jakaś niezwykła więź.
- Zgadzam się – odparł, a na twarzy Aarona pojawił się półuśmiech. – Jednak jakie są pańskie plany?
- Chcę wytoczyć wojnę Blackbonesowi. – Aaron złączył ze sobą opuszki palców. – Zanim dojdzie do ostatecznej bitwy, mam zamiar osłabić armię Piratów, pozbywając się jej najmocniejszych punktów. Wiem, że będzie trudne, ale jeśli będę odpowiednio wyposażony, kto wie, czy mi się nie uda…
Harris uśmiechnął się promiennie, a następnie podszedł do barku i wyciągnął stamtąd butelkę whisky. Nalał jej zawartość do dwóch szklanek, z czego jedną postawił przed Aaronem.
- Za nasz sukces! – Harris podniósł swoją szklankę do góry.
- Za nasz sukces. – Aaron stuknął swoją szklanką o szkło Harrisa.

Noc zapadła nad Akillianem. Przebiegła nad całą planetą niczym smukłe dziewczę o kruczoczarnych włosach.
Można by pomyśleć, że to właśnie dziewczę biegło przez las; różnica była taka, że to dziewczę miało włosy koloru czekolady.
Mei, bo to właśnie była ona, biegła przed siebie, za dłoń ściskając Rocketa. Uciekali. Odrywali się od tego wszystkiego. Od nienawistnych spojrzeń kolegów z drużyny, Aarcha, Simbai i Clampa. Od rodzin. Mieli siebie. To wystarczało.
Mieli zamiar polecieć na Genesis i tam zaszyć się w jakiejś uboższej dzielnicy, gdzie mogliby wieść spokojne życie, nie napastowani przez żądnych autografów fanów. Chcieli, aby ich dziecko mogło spokojnie się rozwijać. A potem… potem pragnęli je wychować. Na porządnego człowieka, który wie, co jest dobre, a co złe.
Wybiegli z lasu i udali się na lotnisko. Wsiedli w pierwszy lot na Genesis, nie zważając na fanów, którzy nawet w nocy potrafili na nich czatować. Wreszcie odlecieli, zostawiając za sobą przeszłość, a oczekując na przyszłość.
Jaka ona będzie?

***

I żądam jakiegoś zainteresowania, kurka wodna! xD


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Pią 14:18, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Wto 17:34, 26 Maj 2009    Temat postu:
 
*wpada na salę z piłą mechaniczną*
O nie, znowu pomyliłam pokoje.
*chowa broń*
A więc... Nowy rozdział. Znów krótki jak diabli, ale cóż - dwadzieścia sześć musi być. Ale! (kocham to słowo ;p) ALE! *spojrzenie w stronę Valkyrie* Będzie SINEDD! Co prawda tylko wspomniany, ale jednak. Co prawda na początku miało go nie być, ale pomyślałam, że będziesz znowu jęczeć, że go za mało, a przecież klient nasz pan. xD

***
Rozdział ósmy: Zdrajca

- A gdzie Rocket i Mei? – zapytał Aarch, kiedy następnego dnia Snow Kids spotkali się na porannym treningu. – Wiecie coś?
Cała drużyna wymieniła szybkie spojrzenia. Wszyscy już wiedzieli, że Mei była w ciąży z Rocketem. Wszyscy oprócz Aarcha. Snow Kids podejrzewali, że mogli razem uciec. O dziwo, D’Jok i Tia wydawali się być usatysfakcjonowani tym faktem.
- Nie mamy pojęcia. – Thran wzruszył ramionami. – Może zaczniemy bez nich?
Trener zmarszczył tylko czoło, a następnie podrapał się po podbródku.
- Coś się musiało stać – mruknął. – Rocket nie spóźniłby się na trening…
Snow Kids ponownie wymienili szybkie spojrzenia. Na ich nieszczęście, Aarch przyłapał ich na tym geście.
- Wy coś wiecie, prawda? – zapytał.
Yuki westchnęła i spojrzała błagalnie na resztę drużyny.
- Musimy mu powiedzieć – wyjaśniła bezgłośnie, a pozostali skinęli głowami. Tia zaczęła cicho chlipać.
Po usłyszeniu historii z Mei i Rocketem, Aarch był w ogromnym szoku, podobnie jak Clamp i Simbai, chociaż oni wiedzieli już wcześniej. Trener zaczął dreptać w tę i z powrotem.
- Jak oni mogli… - mówił – tuż przed meczem z Deaths! Przecież zostało nam tylko półtora miesiąca i mamy wakat na dwóch miejscach!
- Spokojnie – wtrącił Mark. – Niech pan pamięta, że ja też jestem pomocnikiem i mogę zagrać w pierwszym składzie. A co do obrońcy… Yuki jest wolna.
Dziewczyna spojrzała na niego wielkimi oczami.
- No co? – usprawiedliwiał się Mark. – Grałaś już przecież w polu w meczu z Rykers. Nie dasz sobie rady?
- Czyli jesteśmy do przodu. – Ahito wyszczerzył się radośnie. – Możemy w końcu zacząć trening? Jestem śpiący. – Na potwierdzenie swych słów potężnie ziewnął.

Trening zakończył się równo w południe. Zmęczeni Snow Kids rozłożyli się w świetlicy, aby obejrzeć wiadomości.
- Witam wszystkich widzów! – Callie Mistick wyszczerzyła się radośnie. – Temat numer jeden w dzisiejszym wydaniu Wiadomości Arkadia to wybuch statku na Cillo. Prawdopodobnie był to statek Piratów. Jak udało nam się dowiedzieć, jeden z członków tej mafii oderwał się od pozostałych i wypowiedział wojnę Sonny’emu Blackbonesowi, wciąż nieuchwytnemu. Niestety, nikt z dwudziestu osób znajdujących się na pokładzie statku nie przeżył. Podejrzenia co do przyczyny tej tragedii są różne – niektórzy twierdzą, że to braki w sprzęcie, inni uważają, że ten wybuch był dokładnie zaplanowany. Jaka jest więc prawda? Tego dowiemy się wkrótce, mam nadzieję…
- Chyba szykuje się coś większego. – W oku Micro Ice’a pojawił się błysk. – Wiesz coś? – zwrócił się do D’Joka.
- Nie – odparł chłopak, pocierając podbródek. – Ale mam zamiar się dowiedzieć.
- Kiedy? – Mark spojrzał na niego z pewnym niepokojem.
- Skąd mam wiedzieć? – warknął rudowłosy. – Nawet nie wiem, gdzie obecnie znajduje się mój ojciec, do jasnej cholery! – Ukrył twarz w dłoniach. Micro Ice chciał coś powiedzieć, ale Yuki powstrzymała go ruchem ręki. Wrócili do oglądania telewizji.
- A teraz przejdźmy do tematu sportowego. Jak dobrze wiemy, nasi dwukrotni mistrzowie, Snow Kids, mają już za półtora miesiąca zmierzyć się z Deaths. Jednak okazuje się, że dokonają tego… w zmniejszonym składzie! Według naszych wiadomości, Mei i Rocket zrezygnowali z udziału w tym meczu. Zastąpią ich kolejno Yuki i Mark. Pamiętajmy jednak, że były kapitan Snow Kids grał całkiem niedawno w Netherball! Czy powróci do dawnego zajęcia? A co z Mei? Dlaczego zrezygnowała? Czyżby drużyna z Akilliana skrywała jakieś mroczne tajemnice? Nie martwcie się widzowie, Callie Mistick dowie się WSZYSTKIEGO!
- Boże, skąd ona o tym wie? – Thran wyglądał na zaniepokojonego. – Przecież dopiero trzy godziny temu ustaliliśmy nowy skład.
- „Callie Mistick dowie się WSZYSTKIEGO!” – zacytował piskliwym głosem Micro Ice. – Niedługo będzie wiedzieć, ile siedzieliśmy pod prysznicem.
- Wcale bym się nie zdziwił – odezwał się D’Jok, unosząc głowę. – Nie sądzicie, że ten wybuch i informacje Callie Mistick na temat odejścia Rocketa i Mei to coś więcej niż zbieg okoliczności?
- Sądzisz, że to jakiś… informator? – zapytała Tia.
- Raczej podwójny szpieg. Bo kto mógł powiedzieć Callie o odejściu dwóch zawodników? Tylko Aarch, Simbai, Clamp albo któreś z nas! Kto skonstruował bombę dla tego statku? Ze Sfery już nie pobiera się Fluxa, a tylko on ma taką moc!
- Clamp…? – Thran wybałuszył na niego oczy. – Przecież on jest z Piratami!
- Dlatego użyłem stwierdzenia „podwójny szpieg”. Z jednej strony jest z moim ojcem, a z drugiej współpracuje na przykład z Harrisem, który chce być tak potężny jak Bleylock.
- Ale dlaczego miałby powiedzieć Callie o odejściu Rocketa i Mei? – Mark zmarszczył czoło.
- Harris na pewno ogląda wiadomości. Jeżeli się dowie, że Snow Kids są osłabieni, dołoży wszelkich starań, żebyśmy przegrali z Deaths. Może wkręcić do drużyny jakiegoś nowego zawodnika, żeby nas rozdzielił, rozumiecie? Przecież poniekąd my też stanowimy zagrożenie dla sławy Harrisa.
- To co mówisz, wydaje się prawdopodobne. – Yuki spojrzała badawczo na D’Joka. – Ale z drugiej strony Bleylock mógł mieć kilka urządzeń z Fluxem.
- To nawet logiczne – powiedział Thran. – Jedno urządzenie przeznaczył na zniszczenie Shadow. Dwa następne miały mu posłużyć do zniszczenia Genesis. Jednak jego statek – jak powiedział nam Sonny – wybuchnął, więc dwa urządzenia poszły na marne. Jednakże Bleylock mógł mieć jeszcze, na przykład, dwa urządzenia. Harris, które je „odziedziczył”, na pewno ma z nimi jakieś plany. Jednego z nich zapewne użył do zniszczenia statku Piratów, żeby osłabić mafię przed tą wojną, o której mówiła Callie. Drugie może wykorzystać na dwa sposoby: albo użyć go w wojnie, albo użyć go do następnego osłabienia naszej drużyny.
- A więc tak. – Mark złączył ze sobą opuszki palców. – Harris na pewno będzie chciał pozbyć się najlepszego gracza Snow Kids lub kogoś, kto może sprawiać jemu samemu zagrożenie. Jeżeli naprawdę zależy mu na naszej przegranej z Deaths i rozpadzie drużyny, zapewne tak uczyni. Tylko kogo będzie chciał wyeliminować?
Wszyscy spojrzeli na D’Joka, który uciekł wzrokiem gdzieś w dal.
- A może Sinedd? – odezwał się nagle Micro Ice, a reszta podskoczyła ze strachu. – Co miałby robić po końcu Shadows? Wątpię, żeby znalazł sobie nową drużynę i sądzę, że też jest w to wszystko wplątany.
- Przecież go się nie wypytamy – mruknęła Yuki. – Nawet nie wiemy, gdzie on jest.
- Więc go znajdźmy! – oznajmił radośnie brunet.

***

Mam nadzieję, że jest fajnie. Uśmiechnięty
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Pon 20:47, 15 Cze 2009    Temat postu:
 
O matko Polko.
Mówiłam już, że Wen mnie opuścił? Chyba tak. Mówiłam, że nie mam czasu? Być może. Mówiłam, że forum powoli umiera? Raczej nie. Mówiłam, że chcę je rozkręcić? Na pewno nie.

***
Rozdział dziewiąty: Powrót do korzeni

No, wstawaj już!
Ale mi się nie chce…
Przecież obiecałaś, że pomożesz w poszukiwaniach!
Poradzą sobie beze mnie…
A wcale, że nie. No już, ruszaj cztery litery. Za pół godziny zbiórka, wiesz?
Jeszcze chwilkę…
WSTAWAJ, ALE TO JUŻ!
Tia uniosła powieki. Usiadła na łóżku i powoli się przeciągnęła, a potem potężnie ziewnęła. Przetarła oczy i ogarnęła pokój przelotnym spojrzeniem. Łóżko Yuki było puste, jednak starannie zaścielone. Pewnie dziewczyna zeszła już pod Akademię.
Po porannej toalecie Tia udała się do kuchni. Siedzieli tam D’Jok, Micro Ice i Ahito, przeżuwali powoli swoje muesli (jako sportowcy musieli przecież zachowywać jakąś dietę). Cała trójka wyglądała, jakby zaraz miała zasnąć nad jedzeniem.
- Cześć wam – mruknęła dziewczyna, nalewając sobie mleka do miski.
W odpowiedzi usłyszała zbiorowe ziewnięcie.

Jakiś czas później cała drużyna zebrała się pod Akademią. Idealnie nastawiony zegarek Thrana wskazywał, że jest piąta czterdzieści trzy rano, dlatego też większość, a właściwie wszyscy oprócz posiadacza Idealnie Nastawionego Zegarka najchętniej wróciliby do łóżek. Jednak musieli szukać Sinedda, więc najlepiej byłoby nie powiadamiać o tym Aarcha.
- Gdzie najpierw? – spytał Mark, gdy ruszyli.
- Do Sfery, to oczywiste.
- Thran, ja nie wiem, czy to najlepszy pomysł…
- Cicho siedź, kobieto!
Yuki zamilkła.
Wszyscy doskonale pamiętali, którędy wiedzie droga do Sfery: niejednokrotnie odwiedzali to miejsce w przeszłości, aby wyciągnąć Rocketa z nałogu, jakim był Netherball. Byli przyzwyczajeni do tego miejsca jako zatłoczonego i głośnego, toteż poczuli się nieswojo, kiedy zastali Sferę cichą i spokojną. Najwyraźniej mecze się już skończyły.
Micro Ice kopnął puszkę znajdującą się w pobliżu. Szeroki korytarz wypełnił odgłos odbijającego się echa metalu obijającego się o beton. Mark zazgrzytał zębami, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej bardziej zależało mu na zachowaniu ciszy niż na dogryzieniu Micro Ice’owi.
Ogromna kula wydała się jeszcze większa, kiedy ją ujrzeli. Swoją potęgą zdawała się wypełniać każdy kąt pomieszczenia, w której się znajdowała.
- Tu go nie ma, wracajmy – szepnęła Tia, która od początku wyglądała, jakby się bała, a tak naprawdę powróciły jej bolesne wspomnienia z Netherballem i Rocketem.
- Rozejrzeć się nie zaszkodzi – mruknął Thran. – Ty tam idź. – Popchnął D’Joka, a ten posłał mu mordercze spojrzenie.
- A dlaczego ja? – obruszył się.
- Bo ty jesteś najdzielniejszy i w ogóle. No, idź!
Rudowłosy chciał jeszcze coś dodać, ale cała drużyna zgodnie popchnęła go naprzód.
Chłopak ruszył w stronę kuli. Obszedł ją z jednej strony, ale dostrzegł tylko zaryglowane wejście do środka kuli, choć uważnie macał jej każdy kawałek. Ruszył w drugą stronę, ale i tym razem czekał go zawód. Już miał wracać, kiedy zauważył drzwi. Ich krawędzie były ledwo widoczne, ale jednak drzwi istniały. D’Jok lekko je popchnął, bo nie dostrzegł klamki.
A potem całą Sferę przeszył rozpaczliwy krzyk.

***

Oj, wiem, że krótki, bo niecała strona w Wordzie Georgią jedenastką ._. Następny będzie dłuższy, słowo harcerza (chociaż nim nie jestem ;p)!
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Czw 17:30, 17 Wrz 2009    Temat postu:
 
SZAŁ ODWŁOKÓW! ALEXIS POWRACA PO PONAD TRZYMIESIĘCZNEJ PRZERWIE!!!
Ale dostałam teraz Wena, i OBIECUJĘ!, że rozdziały będą pojawiać się częściej, a tym samym zapraszam do komentowania w odpowiednim temacie. (;

***
Rozdział dziesiąty: Sinedd

D’Jok dźwignął się na nogi i rozejrzał po pomieszczeniu, w którym się znajdował.
Nie było szczególnie duże, za to w kształcie kwadratu. Ściany wyłożone były jasną tapetą nieokreślonego bliżej koloru przez grzyby i zacieki, a na podłodze ułożone białe kafelki. W jednym rogu znajdowała się pokaźna biblioteczka, a tuż obok niej ogromny, puchaty fotel w kolorze wściekłego różu. W drugim kącie stał komputer nie pierwszej nowości. Z metr od niego znajdowało się spore łóżko, schludnie zaścielone zgniłozieloną pościelą. Jedna ze ścian była pusta, pokrywały ją tylko obrazy, jakieś wykresy i powiększone zdjęcia. Gdyby się dobrze przyjrzeć, można by dostrzec drzwi. Na środku pokoju znajdował się ogromny, włosisty dywan w kolorze bezchmurnego nieba. Słowem, nic do siebie nie pasowało.
A na dywanie stała postać.
- Sinedd! – wykrztusił D’Jok, łypiąc na chłopaka spode łba. – Szukaliśmy cię.
- Ojej, chyba się wzruszę – sarknął Sinedd. – Nie wiem, jak mnie znaleźliście, ofermy, ale mniejsza z tym. Śmiało, zawołaj swoich przyjaciół. – Ostatnie słowo wypowiedział z ironią.
Jednak nie było potrzeby, aby ich wołać; drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Micro Ice, za nim Ahito, a potem reszta drużyny. Wszyscy wyglądali na zaniepokojonych, ale i ciekawych.
- Proszę, proszę, co za spotkanie po latach! – Sinedd założył ręce na piersi. – Kopę lat! Co was do mnie sprowadza? Bo chyba nie wpadliście na herbatkę, co?
- Co wiesz o tym wszystkim, co się dzieje? – wyparował Thran.
- Co masz na myśli? – Czarnowłosy zmarszczył czoło.
- Wybuch statku Piratów, wojna mafijna, nasz mecz z Deaths… - wyliczyła Yuki.
Sinedd, zamiast odpowiadać, wybuchnął głośnym śmiechem.
- Naiwniacy! – wykrztusił. – Naprawdę wierzycie, że wam powiem?
Snow Kids spojrzeli szybko po sobie. No tak, mogli przypuścić, że Sinedd nie będzie skłonny do zwierzeń.
- Możemy ci zapłacić – mruknął Mark, a czarnowłosy parsknął śmiechem.
- Nie chcę jałmużny – oświadczył.
D’Jok nie wytrzymał – chwycił Sinedda za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Słuchaj, ty… - syknął.
- Puść mnie, wiewióro! – Sinedd odepchnął chłopaka. – Myślisz, że boję się twojego ojca?
Rudowłosy był w szoku.
- Skąd wiesz, że…? – wydukał.
- Ja wiem wszystko. A jeśli nie macie mi do powiedzenia nic więcej, to ŻEGNAM.
Micro Ice już zbierał do wyjścia, ale Tia chwyciła go za ramię.
- Chwileczkę – zwróciła się do Sinedda. – Czyli jednak coś wiesz?
Chłopak tylko zmrużył oczy.
- I tak ci nic nie powiem.
Tia też przymknęła powieki.
- Harris nie będzie zadowolony… - wysyczała przez zęby.
- A co ma do tego wszystkiego Harris? No co? Co? – Sinedd wyglądał, jakby dostał ataku paniki. Tia tylko uśmiechnęła się tryumfalnie, a potem wyszli z pomieszczenia.

- Poszło nam za łatwo – oznajmił Thran, kiedy byli już w Akademii. – Sinedd tak szybko odpuścił? Nie wygląda na osobę, która jest skłonna do paniki.
- Wiemy, że ma coś wspólnego z Harrisem. – Mark podparł podbródek na zaciśniętej pięści. – Może Sinedd jest jakoś naciskany?
- Dajmy sobie spokój – wtrącił się D’Jok siedzący w kącie. – Dopóki nam nic nie zagraża, lepiej tego nie zmieniamy. To są dorośli ludzie, niech załatwiają swoje sprawy pomiędzy sobą. A my tylko narobimy sobie kłopotów. Skupmy się lepiej na meczu z Deaths.
- Nasz głos rozsądku. – Micro Ice wyszczerzył się do przyjaciela, a ten go zmierzył zimnym spojrzeniem, w którym jednak był cień rozbawienia.
- A nie boisz się o tatę? – Tia zmarszczyła czoło.
- Pewnie, że tak. Ale wiem, że sobie poradzi. Jak już mówiłem, odwalmy się od innych, tylko zajmimy sobą. Grozi nam przecież rozpad drużyny.
- I głos optymizmu – dodał Micro Ice z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Jest siódma dwanaście rano – Thran zerknął na zegarek – a pobudkę powinniśmy mieć wpół do ósmej. Dobra, rozchodzimy się do pokojów, przecież Aarch nie może o niczym wiedzieć.
Świetlica nagle opustoszała.

Mark wyminął Sobesa i podał do Tii. Dziewczyna przewrotką oddała piłkę Micro Ice’owi, który po chwili ją stracił. Deaths ruszyli do przodu. Thran i Yuki przygotowali się do odbioru, a Ahito do obrony. Bramkarz ugiął nogi w kolanach i wystawił ręce przed siebie. Wzniecił wokół siebie błękitne płomienie. Clou i Temkir posuwali się do przodu, wymieniając pomiędzy sobą piłkę. Z łatwością wyminęli obronę Snow Kids, a potem ruszyli w stronę Ahito, który poprawił rękawice.
Ale tak właściwie… To po co mam bronić?
Taka właśnie myśli zakiełkowała w głowie bramkarza. Chłopak niepewnym wzrokiem wodził za piłką. Nie będę bronić. Wcale nie muszę. Mam już dość tego, że wszyscy mnie wykorzystują, ja jestem tylko bramkarzem, niech sami sobie radzą!
Clou kopnęła, a futbolówka z zawrotną prędkością kierowała się w stronę bramki. Ahito, wciąż otumaniony Wanixem, nawet nie drgnął, kiedy piłka ze świstem przeleciała obok niego.
– Hej, bracie, co jest? – Thran podbiegł do Ahito, który właśnie potrząsał głową i ze zdziwieniem rozglądał się wokół.
– Co… co się stało? – wyjąkał.
– Właśnie puściłeś gola, którego mógłbyś spokojnie obronić. – Yuki podeszła do nich. – Ahito, nie możesz dać się stłamsić – powiedziała nagle. – Żadne z nas nie może.
– A co to za pogawędki? – rozbrzmiał nad nimi głos Aarcha. – Do roboty, ale już!

Harris, z braku lepszego zajęcia, leżał właśnie rozpostarty na swoim fotelu. W lewej dłoni ściskał kieliszek z czerwonym winem, a w prawej pilota, którym właśnie przerzucał kanały w telewizji. Olśnienie, które podpowiedziałoby mu, co zrobić z tym pojemnikiem z Fluxem, które zostało po wysadzeniu statków Piratów, wciąż nie nadeszło, ale Harris nie był z tego powodu zasmucony, a wręcz przeciwnie, bo miał dziwne wrażenie, że w jego głowie rysuje się Plan. Tak, Plan przez duże P. A Plan ten dotyczył wojny mafijnej, która niebawem miała wybuchnąć. Harris, choć niewierzący, niejednokrotnie dziękował Bogu, że zesłał mu Aarona, bowiem człowiek ten okazał się prawdziwą kopalnią informacji o Piratach a zwłaszcza o ich przywódcy, na czym Harrisowi najbardziej zależało. Poza tym doskonale im się współpracowało – Harris miał maszyny, Aaron miał pomysły i ludzi. Jeżeli wszystko miało pójść dobrze, zanosiło się na to, że już nawet za tydzień będą mogli z powodzeniem zaatakować siedzibę Piratów na Cillo.
Jednakże obaj ci panowie mieli jedną wątpliwość – jak pozbyć się Sonny’ego Blackbonesa, bo przecież to na jego śmierci im najbardziej zależało. Padł pomysł, żeby jakoś wywabić przywódcę Piratów z siedziby, kiedy zaatakują. Wreszcie Harris wpadł na pomysł, żeby porwać jego syna i zażądać żywego okupu.
Reasumując, Harris w tej właśnie chwili był człowiekiem szczęśliwym. I zapewne byłby nim nadal, gdyby nie wysoki, czarnowłosy nastolatek, który właśnie wpadł do jego gabinetu bez pukania. Chłopak był zasapany, jego wzrok nie mógł skupić się na jednym przedmiocie. Harris spojrzał na niego, unosząc nonszalancko brwi.
– Sinedd? – spytał. – Co cię do mnie sprowadza?
– Złe… wieści – sapnął Sinedd. Wyglądał na bardzo zdenerowanego, ale Harris wiedział już co robić; wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął ją ku Sineddowi. Chłopak z lubością sięgnął po jedną z fajek i dopiero zaciągnąwszy się tytoniem, uspokoił się na tyle, by móc opowiadać dalej. – Dzisiaj rano w Sferze pojawili się Snow Kids, węszyli na prawo i lewo. Dostali się do mojego pokoju i chcieli wyciągnąć ode mnie informacje na nasz temat…
– Chyba im nie powiedziałeś? – zaniepokoił się Harris.
– Nie! – zaprzeczył Sinedd. – Ale oni chyba dowiedzieli się, że coś knujemy w związku z tą wojną…
– Trzeba wysłać tam kogoś, żeby to sprawdził. – Harris podrapał się po podbródku. – Tylko kogo?
– O wszystko się zatroszczyłem. – Sinedd ironicznym gestem wydmuchał z siebie dym papierosowy. – Kiedy Snow Kids wychodzili, założyłem Micro Ice’owi podsłuch. To taki frajer, że nawet tego nie zauważył! – Chłopak wydawał się być zadowolony ze swojego tryumfu.
Harris również. Obaj zaśmiali się, a ich rechot wypełnił gabinet.

***

Czemu odnoszę dziwne wrażenie, że to opowiadanie jest coraz bardziej pozbawione sensu? o.O


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Czw 17:31, 17 Wrz 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Nie 18:10, 20 Wrz 2009    Temat postu:
 
Rozdział nówka funkiel, nieśmigany. Krótki, bo krótki, niezbyt ważny, ale czasami taki "zapychacz" jest potrzebny, żeby akcja mogła ruszyć z kopyta...

***
Rozdział jedenasty: Męska rozmowa

Dochodziła północ. Nad Akillianem zapadła noc, ciepłą kołdrą otulacjąc całą planetę. Akademia Aarcha nie była wyjątkiem – wszyscy jej mieszkańcy mocno spali w swoich pokojach. Do czasu.
Micro Ice gwałtownie usiadł na łóżku. Właściwie nie wiedział dlaczego – nawet nie przyśniło mu się nic złego. Wychylił się za łóżko i zaczął macać podłogę pod nim, ponieważ wiedział, że tam znajduje się latarka, skrzętnie skrywana na wypadek, gdyby mógł uciec z Piratami.
Wreszcie ją znalazł. Włączył sprzęt i stwierdził, że wciąż działa. Poświecił na łóżko D’Joka – jego przyjaciel spał rozwalony na plecach i jak zwykle gadał przez sen. Micro westchnął, a potem zaczął skierował snop światła na oczy rudowłosego.
– Obudź się! – szepnął brunet. – Wstawaj, no!
D’Jok, nic sobie z tego nie robiąc, przewrócił się na prawy bok, przerywając swój monolog. Micro Ice, trochę już zezłoszczony, wygramolił się z łóżka, odszukał swoje wełniane skarpety zrobione przez mamę, włożył je na stopy, a potem, wciąż świecąc sobie latarką, zaczął dreptać przed siebie. W międzyczasie zerknął na Marka – chłopak spał mocno, zwinięty w kulkę.
Micro po chwili dotarł do swojego celu, czyli łóżka D’Joka, a potem bezpardonowo rzucił się na chłopaka, zrzucając go z łóżka. Ten zaczął wrzeszczeć.
– Ty… – zaczął, zapewne chcąc rzucić jakieś przekleństwo, ale Micro Ice zaraz mu przerwał, zakrywając usta rudowłosego dłonią. D’Jok spojrzał na bruneta pytająco, ale on z niepokojem patrzył w stronę Marka, jednak ten tylko uchylił sennie powieki, a potem przekręcił się na drugi bok, dalej śpiąc.
– Chodź – szepnął Micro Ice, wlokąc za sobą wciąż zdzumionego D’Joka. – Musimy pogadać, ale lepiej na osobności.
– Micro, czy ty się ze zdrowym na mózg zamieniłeś? – spytał D’Jok, kiedy szli korytarzem. – Wiem, że czasami chęć pogawędki jest silna, ale jeżeli nie zauważyłeś, to cię uświadomię. Właśnie. Jest. NOC!
– Nie wreszcz tak. – Micro Ice przyspieszył kroku, wciąż oglądając się na boki, czy aby nikt nie słyszy.
Skręcili w boczny korytarz, a potem weszli do świetlicy, oczywiście pustej. Micro pstryknął włącznikiem światła, a następnie usiadł na kanapie. Wyglądał przekomicznie w takiej scenerii w niebieskiej piżamie w misie i wełnianych skarpetach. D’Jok, który również nie wyglądał olśniewająco w powyciąganym dresie, stanął naprzeciw niego z rękami założonymi na piersi i wpatrywał się w przyjaciela przeszywającym wzrokiem.
– No i? – spytał po chwili. – Możesz mnie oświecić?
– Ja… Chciałem z tobą pogadać… – A kiedy D’Jok ani drgnął, dodał: – O Yuki.
– Znowu?! – Rudowłosy wywrócił oczami. – Myślałem, że już ze sobą chodzicie!
– No właśnie o to chodzi, że jeszcze nie! Jakoś… nie mam odwagi jej poprosić, żeby… no wiesz…
– Przecież ci się podoba, całowaliście się nawet, więc w czym problem?
Micro spuścił głowę i przygryzł wargę. Wyglądał tak żałośnie, że D’Jok pożałował swojej oschłości i klapnął obok niego.
– Micro, weź się w garść – powiedział. – Przecież Yuki cię nie wyśmieje. Lubi cię – dodał, uśmiechając się połową twarzy.
– Serio? – Brunet uniósł głowę.
– Jasne.
– W takim razie… powiem jej to. – Micro Ice podniósł się z kanapy i żwawo ruszył w stronę wyjścia, ale D’Jok go przytrzymał i z powrotem usadził na miejscu.
– Zrobisz to w dzień – powiedział rudowłosy stanowczo.
– A ty? – zapytał znienacka Micro.
– Co ja? – D’Jok uniósł brwi.
– No… też jesteś teoretycznie wolny, skoro Mei…
Jego przyjaciel skrzywił się na samą myśl o swojej byłej dziewczynie. Wzruszył ramionami.
– Na razie nie czuję potrzeby wiązania się z jakąś dziewczyną – odparł dyplomatycznie.
– Swoją drogą, ciekawe, jak im się powodzi, co?
– Mało mnie to interesuje. – D’Jok uciekł wzrokiem. – Okej, wracajmy do pokoju, zanim nas ktoś zauważy.
Szli korytarzem w milczeniu, każdy pochłonięty swoimi myślami. W ich pokoju wciąż było słychać tylko miarowy oddech Marka. Chłopcy wsunęli się pod swoje kołdry. D’Jok niemal natychmiast zasnął, ale Micro Ice przez dłuższy czas przekręcał się z boku na bok. Mimo że uzyskał zapewnienie swojego najlepszego przyjaciela, że ma duże szanse u Yuki, wciąż coś nie dawało mu spokoju. Micro nie był do końca pewnien, czy to ma coś wspólnego z dziewczyną. Przypomniała mu się wycieczka do Sfery, a co za tym idzie, Sinedd i jego paniczna reakcja na wzmiankę o Harrisie.
Ciekawe, co on kombinuje?, pomyślał Micro. Pewnie użyje tego urządzenia z Fluxem… Tylko w jakim celu? Ach, gdybym ja to wiedział…
Rozmyślanie sprawiało, że chłopak nie mógł zasnąć, więc wyłączył się całkowicie i tylko wsłuchiwał się w oddechy kolegów i trzeszczenie łóżek, kiedy któryś z nich przewracał się na drugi bok.
Wreszcie i Micro Ice’a porwał w swe objęcia Morfeusz.

***

I liczę na komentarze! A co! xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Pon 20:09, 21 Wrz 2009    Temat postu:
 
Tu du, tu du, cza cza, tu du, tu du, cza cza...
Obiecałam, że dzisiaj będzie rozdział, więc jest. Ostrzegam, jest trochę wątków miłosnych i pojawi się nowa para! Od siebie dodam, że chyba jestem pierwszą osobą, która wpadła na ten pairing, a kiedy on jest moim ulubionym! Już domyślacie się, kogo sparowałam? (;

***
Rozdział dwunasty: Wszystko się komplikuje

Yuki minęła Sobesa, a potem wysokim łukiem podała do Marka. Chłopak, wyzwoliwszy Oddech, wzbił się w powietrze i oddał strzał głową. Frinz pewnie złapał piłkę i rozpoczął od bramki. Piłkę właśnie miała przyjąć Tia, kiedy nagle futbolówka rozpadła się na kawałki.
– Co jest? – mruknęła dziewczyna, rozglądając się wokoło.
– Ahito – powiedział Micro Ice, przechodząc obok niej.
Tia powiodła wzrokiem w stronę bramki Snow Kids. Micro miał rację: Ahito leżał nieprzytomny obok lewego słupka. Przy nim klęczał Thran i otwartą dłonią klepał go po policzku. Tuż obok stała Yuki i z niepokojem patrzyła na kuzyna.
Tia ruszyła w stronę drużyny, która już zdążyła zebrać się przy bramce. Zanim jednak dotarła do swojego celu, boisko rozpadło się na kawałki i drużyna znów znajdowała się w sali treningowej. Dame Simbai wydała z siebie zduszony okrzyk, a potem wybiegła do swojego gabinetu. D’Jok i Mark dźwignęli nieprzytomnego bramkarza i bez słowa ruszyli za lekarką. Po chwili wrócili.
– Dobrze, póki nie ma Ahito, macie chwilę przerwy – zarządził Aarch, po czym wyszedł z sali. Clamp, po momencie niezręcznej ciszy, ruszył za trenerem.
– Myślicie, że to coś poważnego? – Tia usiadła pod ścianą. Wyglądała na przestraszoną.
– Mam tylko nadzieję, że to nie jest powrót tej choroby… – D’Jok z nietęgą miną klapnął obok dziewczyny.
– Wyglądało groźnie. – Micro Ice też usiadł pod ścianą.
Thran i Yuki milczeli; oboje utkwili nieprzytomny wzrok w jakimś miejscu. Oboje również wyglądali na przerażonych – byli bladzi i poważni. Mark chodził w tę i z powrotem po pomieszczeniu.
– Pójdę zobaczyć, co się dzieje – odezwał się Thran po jakichś pięciu minutach, po czym opuścił salę. Mark podążył za nim. Yuki odprowadziła ich wzrokiem, po czym usiadła obok Micro Ice’a i oparła głowę na jego ramieniu. Chłopak wyglądał na zaskoczonego, a kiedy napotkał wzrok D’Joka, wyraźnie mówiący „zrób to teraz”, lekko się zaczerwienił, ale odpowiedział tym samym spojrzeniem.
– Tia, może pójdziemy się przejść? – zaproponował D’Jok, wstając. Dziewczyna spojrzała na niego, zdziwiona.
– Przejść się? – powtórzyła.
– Tak. No chodź! – Pomógł jej wstać, a potem oboje wyszli z sali.
– O co ci chodzi? – spytała Tia, kiedy szli korytarzem.
– Micro Ice chce poprosić Yuki o chodzenie, więc pomyślałem, że po co się mamy narzucać…
Ku zdziwieniu D’Joka, Tia parsknęła śmiechem.
– Pasują do siebie, no nie? – spytała, zatrzymując się.
– Micro Ice zasługuje na fajną dziewczynę – odparł rudowłosy, opierając się o ścianę. Ukrył dłonie w kieszeniach. – A ty? Masz zamiar zawiesić na kimś oko?
Tia nagle posmutniała.
– Przepraszam, nie chciałem cię urazić… – powiedział szybko D’Jok. – Naprawdę sorry, nie pomyślałem, że wciąż tęsknisz za Rocketem…
– Właściwie… – Nagle dziewczyna przybrała buntowniczą pozę. – Wcale za nim nie tęsknię. Uświadomiłam sobie, że zbyt wiele dla niego się nacierpiałam i postanowiłam ułożyć swoje życie od nowa, ale tym razem nie będzie w nim miejsca dla Rocketa.
– Ambitnie – przyznał D’Jok, z uznaniem kiwając głową. – Może pójdę w twoje ślady?
Tia podeszła do niego. Była blisko. Stanowczo za blisko.
– A może razem to zrobimy? – szepnęła dziewczyna, a potem…
Potem ich usta połączyły się.

W tym samym czasie w sali treningowej Micro Ice patrzył w oczy Yuki i delikatnie ściskał jej dłoń. Właśnie miał wypowiedzieć te słowa, słowa, które tak długo nie chciały mu przejść przez gardło…
– Yuki… – zaczął. – Yuki, ja chciałem cię zapytać… czy ty… czybyśzetychodzićmnąchciała?
– C… co? – wyjąkała dziewczyna, zbita z tropu.
Micro Ice wziął głęboki wdech, a potem powiedział uroczystym tonem:
– Yuki, chcę cię zapytać, czy zechcesz być moją dziewczyną.
Rudowłosa zmierzyła go wzrokiem, i kiedy zorientowała się, że chłopak nie żartuje, uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową.
– T… to… to znaczy, że tak? – spytał Micro Ice, żeby się upewnić, że to nie sen.
– Właśnie to znaczy – odparła Yuki, a potem pocałowała chłopaka, JEJ chłopaka w usta.

Dame Simbai odgarnęła włosy ze spoconego czoła. Musiała przyznać to przed samą sobą – stan Ahito był poważny i lekarka była pewna na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent, że to nawrót choroby. Kobieta westchnęła, obmyła twarz wodą i wyszła na korytarz, gdzie na wiadomości czekała drużyna z Aarchem i Clampem.
– No i co?! – Thran rzucił się w stronę Simbai. – Co się z nim dzieje?!
– Przykro mi, ale jestem niemalże pewna, że to nawrót choroby – oznajmiła lekarka. – Niełatwo mi to mówić, ale obawiam się, że będziemy musieli znaleźć nowego bramkarza, dopóki Ahito nie wyzdrowieje. A teraz wybaczcie, muszę wracać do pracy. – Zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
– Niech to szlag! – zaklął Aarch. – Dlaczego? Dlaczego Ahito nie mógł zachorować po meczu z Deaths?
– Ja mogę wrócić na bramkę – zaoferowała się Yuki. – I tak czuję się tam pewniej niż w polu.
– Tak czy siak będziemy musieli znaleźć dodatkowego gracza – mruknął Mark, siedzący pod ścianą. – Gdyby udało się ściągnąć Mei…
Spojrzenia wszystkich natychmiast powędrowały do Marka. Chłopak wyraźnie się speszył, wybąkał jakieś „przepraszam”, a potem usunął się z widoku. W ślad za nim poszedł Thran, wzdychając ciężko, a po nim Yuki z Micro Ice’em. Aarch, bąkając coś o testach, udał się w stronę swojego gabinetu. Tia, rad nie rad, też skręciła w boczny korytarz. D’Jok chciał pójść w jej ślady, ale Clamp przytrzymał go za rękę.
– Co jest? – spytał chłopak, unosząc brwi.
– Muszę spotkać się z Sonnym – powiedział technik bez ogródek.
– Przecież utrzymujecie kontakt…
– Już nie. Sonny musi się jeszcze bardziej ukrywać, w końcu podejrzewają go o zniszczenie Genesis. Nie wiem, gdzie on się znajduje…
– Ja też – przyznał D’Jok.
– Naprawdę? – Oczy Clampa powiększyły się.
– Naprawdę. – Chłopak wyrwał rękę z uścisku technika. – Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc.
D’Jok oddalił się, a Clamp został sam na korytarzu. Niewiele myśląc, udał się do swojej pracowni. Odpalił wszystkie komputery i oddał się pracy. Zawzięcie klawiszował, stawiając sobie za cel odnalezienie Sonny’ego. Musiał go znaleźć, porozmawiać z nim, bo pogłoski o tej całej wojnie mafijnej były coraz bardziej niepokojące…
Dwie godziny później Clamp musiał przyznać, że przywódca Piratów doskonale się ukrył, bo technik nie odnalazł nawet najmniejszego sygnału. Pocieszył się myślą, że może Sonny sam do nich przyjdzie…

Clamp nie mylił się. Sonny Blackbones, z twarzą ukrytą pod kapturem, przemierzał ulice Akillianu razem z Corso. Na horyzoncie majaczyła sylwetka Akademii – właśnie tam przywódca Piratów i jego wierny towarzysz kierowali swe kroki.
Jak łatwo można się domyślić, drzwi Akademii były zamknięte na klucz, bowiem Aarch cenił sobie bezpieczeństwo. Sonny wydobył z kieszeniu przedmiot podobny do scyzoryka, a potem zaczął dłubć przy zamku. Chwilę później Akademia stanęła przed nimi otworem.
Sonny wślizgnął się do środka, tuż za nim Corso. Ruszyli głównym korytarzem.
– Clamp pewnie będzie w swoim gabinecie – mruknął Blackbones spod kaptura. Corso prawie niezauważalnie skinął głową i skręcił w prawo. Sonny ściągnął kaptur i wybrał lewy korytarz.
Wiedział, że Snow Kids właśnie skończyli trening, a Ahito znów jest chory. Nagle zza rogu usłyszał strzępy rozmów i tupot stóp. Sonny szybko schował się we wnęce ściennej. Obok niego przeszli Micro Ice i Mark; byli tak pogrążeni rozmową, że nawet go nie zauważyli. Przywódca Piratów uśmiechnął się sam do siebie – teraz miał ułatwione zadanie.
Dotarł do odpowiednich drzwi. Nie trudząc się pukaniem, po prostu wszedł do środka. Widok, który zastał, uszczęśliwił go, albowiem młody leżał wyciągnięty na łóżku ze słuchawkami w uszach i zamkniętymi oczyma. Sonny na wszelki wypadek nacisnął przycisk, który zablokował drzwi.
Podszedł do łóżka, a D’Jok wciąż go nie zauważył, pogrążony w świecie swoich myśli. Sonny uśmiechnął się perfidnie, a potem rzucił się na syna.
– Nie śpij, bo cię okradną! – wrzasnął, a młody krzyknął jeszcze głośniej i zleciał z łóżka.
– Człowieku, Chrystus cię opuścił? – burknął, gramoląc się z powrotem. Wyciągnął słuchawki z uszu i wyłączył odtwarzacz. – Chcesz, żebym zszedł na zawał?
– Co? – Sonny uniósł brwi.
– Kopytko.
– Jak ja ci zaraz dam kopytko, to ty zakrętu nie wyłapiesz…
– Ehe, już się boję… – Chłopak butnie założył ręce na piersi. – No dobra, co jest?
– Nie będę owijał w bawełnę. Słyszałeś o wojnie mafijnej?
D’Jok skinął głową.
– Potrzebujemy snajpera – oznajmił Sonny z powagą.
– No to go znajdźcie – zbagatelizował chłopak.
Przywódca Piratów nie odpowiedział, tylko świdrował wzrokiem syna. Ten szybko załapał.
– Że niby ja…? – wyjąkał, patrząc z niedowierzaniem na ojca. – Żartujesz?
– Nie. – Sonny spuścił głowę. – Sam jestem przeciwny temu pomysłowi, ale… nie mamy nikogo innego…
D’Jok spojrzał z ukosa na Sonny’ego i stwierdził, że ten mówi całkowicie poważnie. Chłopak westchnął rozdzierająco – miał do podjęcia nie lada decyzję. Pewnie nie zgodziłby się, jednak wiedział, że ojciec… że tata na niego liczy.
– Okej, zgadzam się – powiedział powoli.

Mark i Micro Ice siedzieli w świetlicy, oglądając wieczorne wydanie Wiadomości Arkadia. Niezawodni Callie Mistick i Nork Agnet na przemian podawali informacje o wydarzeniach minionego dnia.
Mark zerknął na Micro Ice’a. Przyjaciel leżał rozprostarty na kanapie. Nagle chłopak zauważył na ramieniu bruneta mały ciemny ślad.
– Hej, a co to? – Wskazał palcem na to coś.
– A, nic. – Micro machnął ręką. – Pieprzyk mi wyskoczył.
Mark przyjrzał się bliżej ramieniu kumpla.
– To nie jest pieprzyk, Micro Ice – powiedział z namaszczeniem – to pluskwa. Ktoś założył ci podsłuch!
– Mark, co ty gadasz? – Brunet spojrzał na swoje ramię, ale ciemnoskóry już wyciągnął rękę i szybkim szarpnięciem wyrwał pluskwę z ciała Micro Ice’a. – Auć! – syknął chłopak.
Mark rzucił podsłuch na podłogę, a potem zmiażdżył piętą. Następnie spojrzał z powagą na Micro Ice’a i spytał:
– Mój przyjacielu, nie uważasz, że wszystko się komplikuje?

***

Mam nadzieję, że się podoba. (:
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Wto 17:38, 22 Wrz 2009    Temat postu:
 
Ojoj, za bardzo was rozpieszczam. ;p
Pamięta ktoś jeszcze Schedę? Jeśli nie, to radzę sobie przypomnieć tę postać, bo od tego odcinka będzie jej duuużo więcej. (;

***
Rozdział trzynasty: Scheda w akcji

Akillian w godzinach popołudniowych tętnił życiem. Ludzie wracający z pracy, ludzie wracający ze szkoły, ludzie wybierający się na zakupy, ludzie spacerujący… Ludzie byli przyczyną i zarazem skutkiem tego całego zamieszania. Ludzie kochali, gdy na ulicy pojawiała się jakaś osobistość, na przykład wspaniali Snow Kids.
Micro Ice chwycił za rękę Yuki i uciekł z tłumu gapiów. D’Jok podążył ich śladem, ciągnąc za sobą Tię. Cała czwórka skręciła w boczną uliczkę, zupełnie pustą. Tia oparła się o chropowatą ścianę i złapała za serce. Ich sława zaczynała ją przytłaczać.
– Mówiłem, że ten pomysł z podwójną randką nie wypali! – wyrzucił D’Jok Micro Ice’owi, który zrobił obrażoną minę.
– Nie spodziewałem się, że tak szybko nas złapią – przyznał brunet.
– Ja bym bardziej martwiła się tym, jak się stąd wydostaniemy. – Yuki założyła dłonie na karku. – Jakieś pomysły?
– Moglibyśmy sobie darować ten wypad do knajpy, założyć kaptury na łby i pójść na spacer – odezwała się Tia.
Reszta zgodziłaa się z nią. Okrywszy się kapturami, wyszli z uliczki i skierowali swe kroki ku lasowi. Było to miejsce niezwykłe. O jego powstanu krążyło wiele legend. Mówiono, że w tym miejscu jest magia, ponieważ drzewa pomimo wiecznej zimy ciągle były zielone, a poza tym w lesie podobno żyłu magiczne stworzenia.
D’Jok prowadził, ponieważ był najwyższy z całej czwórki i dlatego torował drogę pozostałym przez śnieg. Zapanowała dziwna cisza. Nikt nie odczuwał potrzeby, żeby się odzywać, ponieważ wszyscy wsłuchiwali się w tak niezwykły dla siebie dźwięk – szum drzew.
– Tia, hej, Tia! Tia! TIA!
Cała czwórka odwróciła się jak na komendę. Ku nim biegła wysoka czarnowłosa dziewczyna z grzywką zabawnie spiętą do gór. Pędziła do nich chyba najszybciej, jak potrafiła, bo co chwilę się potykała.
– Co to za wariatka? – mruknął Micro Ice do D’Joka. Rudowłosy wzruszył ramionami, a w tym samym momencie dziewczyna była już przy nich.
– Cześć, Tia – zaczęła – pamiętasz mnie? Scheda jestem. – Wydawała się w ogóle nie zauważać pozostałej trójki.
– Tak, pamiętam cię – powiedziała Tia, siląc się na uprzejmość. Trudno zapomnieć taką wariatkę jak ty, dodała w myślach.
– Pamiętasz! – Scheda była w siódmym niebie. – Wiem, że Ahito znów jest chory i szukacie nowego zawodnika – oznajmiła z nieukrywaną dumą.
D’Jok i Micro Ice wymienili znaczące spojrzenia, a Yuki uciekła wzrokiem, próbując ukryć wredny uśmieszek.
– No tak, szukamy obrońcy – przyznała Tia.
– To super, bo ja jestem wolna! – Scheda rozłożyła ramiona, prezentując się w całej swojej okazałości.
– Umiesz grać? – zdumiała się Tia.
– No jasne! To co, idziemy do Akademii?

Clamp uderzał w klawisze jednego z komputerów, ale robił to bez przekonania. Ciągle w głowie tłukła mu się rozmowa z Sonnym.
– Więc… te plotki o wojnie mafijnej to prawda? – spytał Clamp.
Sonny stanął przy oknie i założył dłonie z tyłu.
– Tak, to prawda. Podejrzewamy, ża Aaron zawarł układ z Harrisem. Wypalili z grubej rury – zużycie urządzenia z Fluxem, żeby zniszczyć nasz statek…
– Będziecie walczyć?
– A mamy inne wyjście? Oczywiście, że będziemy. I tu ukryta jest moja prośba. Liczę na twoją pomoc, Clamp.
– Do rzeczy, Sonny.
– Ulepszenia broni to najważniejsze, czego od ciebie oczekujemy, i chyba jedyne. Resztę zostaw nam.
– To nie będzie łatwe… No i będzie kosztować.
Sonny gwałtownie się odwrócił od okna i przeszył Clampa spojrzeniem, którego ten się dosłownie przestraszył.
– Chcesz zapłaty? Od przyjaciela? – syknął Sonny, a dla Clampa było to jak ukąszenia węża.
– Nie, nie o to mi chodzi… – tłumaczył się technik. – Chodzi o to, że… Sonny, ja nie mam czasu! Pamiętaj, że pracuję dla Aarcha i muszę poświęcać czas na przygotowania do meczu z Deaths!
Sonny podszedł bliżej, tak, że obaj mężczyźni patrzyli sobie prosto w oczy.
– Dla mnie będziesz miał czas, Clamp – syknął Sonny i zanim technik zdążył choćby mrugnął, już go nie było.

Aarch badawczo przyglądał się dziewczynie, kóra przedstawiła się jako Scheda, i która chciała grać na obronie. Szczerze powiedziawszy, była całkiem niezła i Aarch był niemal pewien, że da sobie radę w drużynie.
Scheda wyszła z holotrenera i ściągnęła treningową bluzę. Otarła spocone czoło i zwróciła się do Aarcha:
– To co, który jest mój pokój?
– Jest… bardzo pewna siebie – wymamrotał zdumiony Thran do Marka.
– Aarch jest zdesperowany – wtrącił D’Jok. – Do naszego meczu został miesiąc, trener weźmie byle kogo, kiedy mamy lukę…
Sam Aarch natomiast drapał się po głowie z zakłopotaną miną. Następnie westchnął głęboko i rzekł:
– Dobrze, Schedo, witamy w Snow Kids!

***

Następny rozdział pojawi się w okolicach końca tygodnia, tak myślę. (;


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Wto 20:03, 22 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alexis
Dobry Piłkarz


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 594
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z końca świata
Płeć: Dziewczyna

PostWysłany: Czw 15:10, 01 Paź 2009    Temat postu:
 
Oto pojawiam się z nowym rozdziałem, tydzień później, niż planowałam, ale szczegół. ;p Na pocieszenie dodam, że to chyba najdłuższy rozdział w karierze tego opowiadania...
Zapraszam do lektury. (:

***
Rozdział czternasty: Znowu on

Ahito leżał w swoim łóżku i oglądał telewizję. Było mu błogo – wygoda, ciepło, a obok ogromna taca z owocami. Bramkarz sięgnął po kolejne jabłko i z rozkoszą się w nie wgryzł.
Ahito doskonale wiedział, że jego choroba powróciła, a Simbai kategorycznie oznajmiła, że nie wyraża zgody na jego występ w meczu z Deaths. Bramkarz wiedział również, że do drużyny została przyjęta nowa zawodniczka, i szczerze powiedziawszy, wydała mu się ona lekko… ześwirowana.
Było jednak coś, co Ahito niezwykle irytowało, a mianowice to użalanie się nad jego osobą. Wszyscy mu powtarzali, że ma wypoczywać, bo jest słaby. Sęk w tym, że on czuł się zupełnie normalnie, wolał jednak dla bezpieczeństwa nie sprzeciwiać się wyrokom Simbai.
Westchnął ciężko i skierował wzrok na ekran. Niezawodna Callie podawała bieżące informacje, jednak uwagę Ahito przykuła tylko jedna, mówiąca o nagrodzie dwudziestu milionów jednostek za schwytanie Sonny’ego Blackbonesa, podejrzewanego o zniszczenie stadionu Genesis. Ahito doskonale wiedział, że to nie przywódca Piratów jest odpowiedzialny za ten wypadek podczas finału, tylko ten cały Bleylock. Jednak jego nikt nie podejrzewał, a poza tym on i tak już nie żył, więc nie można mu było niczego udowodnić.
Ahito zerknął na zegarek. Dochodziła dziesiąta, co oznaczało, że do końca treningu, a jednocześnie przerwania jego samotności zostały trzy godziny plus pół godziny obiadu. Pomyślał, że dobrze byłoby się zdrzemnąć, toteż wyłączył telewizor, wygodnie się ułożył i niemal natychmiast zasnął.

Thran osunął się na kolana. Aarch męczył ich od siódmej rano, a dochodziła pierwsza. Już od dwóch godzin walczyli z Deaths, ale i tak przegrywali 1:7. Ta miażdżąca przewaga wynikała z tego, że Snow Kids wciąż było ciężko walczyć z Wanixem. Jedyną bramkę w pięknym stylu strzelił Micro Ice.
Zobaczył, jak obok niego przebiega Scheda. Thran musiał przyznać, że mimo iż poza boiskiem była nieźle sfiksowana, podczas gry radziła sobie bardzo przyzwoicie. Jedyny problem leżał w tym, że Scheda jeszcze nie wyzwoliła Oddechu, ale – jak zapewnił Aarch – i na nią przyjdzie pora.
Na drugim końcu boiska Micro Ice oddał strzał, trafił jednak w słupek. Osunął się na ziemię. D’Jok, po nieudanej dobitce, wyłożył się obok niego. Oboje dyszeli ciężko, a organizmy odmawiały posłuszeństwa.
Aarch, ujrzawszy ten widok, przerwał trening. Zresztą i tak miał zawodnikom coś ważnego do przekazania.
Drużyna dosłownie wyczołgała się z holotrenera. Każdy wyłożył się na zimnej posadzce, a Micro Ice wylał na siebie butelkę z wodą. Trochę rozlał też na D’Joka, ale ten nie miał siły, żeby jeszcze się z nim droczyć.
Aarch stanął przed nimi i założył dłonie z tyłu.
– Otrzymałem infromację od Rafaela, jak dobrze wiecie, jest on trenerem Deaths. Mówiłem wam, że mecz odbędzie się na akilliańskim stadionie, prawda?
Drużyna wydała z siebie niezindetyfikowany pomruk.
– Nastąpiła zmiana. Teraz mecz rozegra się na stadionie Genesis.
– To już go odbudowali? – Mark uniósł głowę.
Trener skinął głową.
– Do naszego meczu pozostał niecały miesiąc, więc musimy intensywnie trenować. Wiem, że jesteście zmęczeni zarówno fizycznie, jak i psychicznie, ale wierzcie mi, bardzo pragnę tej wygranej, rozumiecie? Wierzę, że jesteście w stanie pokonać Deaths. Jeśli chodzi o grę, jesteście na tym samym poziomie, problemem jest tylko Wanix, od którego działania nie potraficie się uwolnić. Ale nic to, dzisiejsze popołudnie i jutrzejszy dzień poświęcimy na waszą obronę psychiczną. Czy wszystko jasne, coś powtórzyć?
Drużyna znów wydała z siebie nieokreślony pomruk.
– Okej, a więc możecie iść na obiad!
Te słowa zadziałały na Snow Kids jak końska dawka dopalaczy. Wszyscy zerwali się na równe nogi i ostatkiem sił pobiegli do kuchni, bo wszystkim kiszki grały marsza.
W kuchni od razu zajęli swoje miejsca. Kucharka, miła starsza pani, poinformowała ich, że obiad będzie gotowy za kwadrans. Mark, nie mogąc wytrzymać, zaczął podjadać, nawet od Micro Ice’a otrzymał ksywkę Podjadający Kabanosa, na co wyraźnie się zdenerwował.
– Taki kozak jesteś? – spytał. – Założę się, że nie powiesz „stół z powyłamywanymi nogami”!
– Stół bez nóg – oznajmił Micro z cwanym uśmiechem.
– Cheatujesz – mruknął Mark. – A „ząb zupa zębowa, dąb zupa dębowa”?
– Ząb zupa zębowa, dąb dupa dębowa – wypalił napastnik, na co reszta ryknęła śmiechem.
– „Cesarz czesze cesarzową”? – nie ustępował Mark.
– Cesarz cesze ceszarzową. – Micro wyraźnie się zaplątał, co spowodowało kolejną salwę salwę śmiechu.
– „Król Karol kupił królowej Karolinie korale koloru koralowego”?
– D’Jok jest głupi – wyszczerzył się Micro.
– Taki jesteś mocny w uszach? – obruszył się zainteresowany, zdzielając Micro Ice’a po łbie. Ten zaraz mu oddał i po chwili oboje bili się w najlepsze. Reszta drużyny, przyzwyczajona do takich widoków, nawet nie zareagowała.
– Faceci… – westchnęła Scheda do Tii i Yuki. – Są jak dwa psy: najpierw się obwąchają, a potem albo się bawią, albo gryzą.
I Tia, i Yuki musiały przyznać, że Scheda wyjątkowo gadała do rzeczy. Blondynka westchnęła i zamieszała swoją szklanką z kompotem.
Wreszcie podano obiad. Chłopcy rzucili się na niego, jakby od tygodnia nie jedli, natomiast dziewczęta trzymające się na uboczu stołu delektowały się każdym kęsem.
Yuki ukradkiem zerknęła na Schedę. Jadła jak inni, ale na jej twarzy wyraźnie malowała się konsternacja. Rudowłosa dyskretnie kopnęła Tię w kostkę.
– Co? – spytała dziewczyna. Yuki opuścił głowę, ale wzrok wciąż kierowała ku Schedzie. Tia załapała, o co chodzi.
– Scheda, wszystko okej? – zapytała pomocniczka.
– Yhm – mruknęła dziewczyna. – Sorry, jakoś nie jestem głodna. – Wstała i odstawiła swój talerz, a następnie wyszła z kuchni. Thran odprowadził ją wzrokiem
– Czy to na pewno ta sama Scheda, która nas tak irytuje? – spytał retorycznie. – Nigdy nie widziałem, żeby była ponura…
– Może ma jakiś problem. – Micro wzruszył ramionami.
– Dajcie jej spokój – wtrąciła się Yuki. – Każdy może mieć gorszy dzień. Ja nawet polubiłam Schedę, choć fakt, czasem jest zbyt… – Najwyraźniej szukała odpowiedniego słowa.
– Szalona? – podpowiedział Mark.
– Miałam na myśli „ekscentryczna” – mruknęła dziewczyna. – Myślę jednak, że ona po prostu ma taką naturę, jest chodzącym optymizmem, i już. A ponieważ jest częścią drużyny, musimy ją zaakceptować taką, jaką jest. Na jej miejscu też bym była przybita z powodu tych szeptów za plecami i ukradkowych spojrzeń. Więc, jak już mówiłam, dajmy jej spokój.
Po tej przemowie chwyciła swój pusty talerz i odstawiła go do zlewu, a następnie opuściła pokój. Reszta drużyny powiodła za nią wzrokiem. Chłopcy tylko wzruszyli ramionami i dalej jedli w zastraszającym tempie, ale Tia poczuła, że Yuki będzie chciała pogadać ze Schedą i nie zamierzała opuścić takiej okazji. Ukradkiem zrzuciła dwa ziemniaki ze swojego talerza na ten Thrana, który był tak zaaferowany rozmową z Markiem o jakiejś maszynie, że nawet tego nie zauważył. Tia odstawiła talerz do zlewu i cicho wyszła z kuchni. Czuła na sobie czyjeś spojrzenie, ale wolała nie sprawdzać, kto wiódł za nią wzrokiem.

Kiedy Tia weszła do pokoju dziewcząt, Yuki właśnie pakowała swoją podręczną torbę. Wyglądało na to, że ma zamiar iść się przejść.
– Gdzie Scheda? – spytała bezgłośnie blondynka.
Bramkarka wskazała podbródkiem drzwi od łazienki. Z wnętrza dało się słyszeć stłumiony szloch. Tia ruszyła w tamtym kierunku, ale Yuki przytrzymała ją za ramię. Pokręciła głową.
– Idziesz na miasto? – spytała Tia głośno.
– Tak, chcę sobie kupić farbę do włosów, wiesz, wspominałam ci o tym, że chcę się przefarbować. Poza tym nie mam co czytać. Doradzisz mi?
– Jasne. Scheda, idziesz z nami? – powiedziała w stronę drzwi.
– N… nie – wyjąkała obrończyni, próbując zamaskować wilgotny głos. Po chwili wyszła z łazienki – prawie nie było widać, że płakała, jedynie jej oczy były lekko zaczerwienione. – Muszę trochę odsapnąć, pójdźcie beze mnie, okej? Jednakże chcę zobaczyć efekt twojej koloryzacji – zastrzegła, zwracając się do Yuki, a potem rzuciła na swoje łóżko. – Miłego wypadu.
Tia i Yuki wymieniły szybkie spojrzenia, a potem obie opuściły pokój. Równym krokiem ruszyły przez korytarz.
– Scheda dziwnie się zachowuje, nie sądzisz? – spytała rudowłosa, gdy przechodziły obok kuchni. Na ich nieszczęście natknęły się na wychodzących chłopców.
– Oczu nie macie? – warknęła Tia, powoli się podnosząc (pod wpływem zderzenia z Markiem upadła na ziemię).
– No właśnie, patrzcie, jak łazicie! – dodała Yuki, puściwszy się ściany, na którą wpadła.
– Sorki – mruknął Micro Ice. – Gdzie idziecie?
– Na miasto.
– Bez Schedy?
– Nie chciała iść z nami. – Tia wzruszyła ramionami.
– Dziwnie się zachowuje, nie? – D’Jok założył dłonie na karku. – Myślałem, że to wariatka, a tu takie zdziwko.
Yuki nagle doznała olśnienia.
– Wiecie, może to dlatego, że… oj, i tak nie zrozumiecie!
Chłopcy jak na komendę unieśli brwi do góry.
– Chodzi mi o kobiece sprawy. – Rudowłosa wyraźnie się zmieszała.
– Kobiece sprawy? – powtórzył D’Jok, jakby nie do końca zrozumiał (a warto przypomnieć, że wychowywała go kobieta).
Tia westchnęła, a potem podeszła do niego i szepnęła mu coś na ucho. Chłopak podrapał się po głowie i spytał:
– Ale okres czego?

Tia i Yuki, zdenerwowane infatylnym zachowaniem chłopaków, jak burza wyszły z Akademii. Nie odzywając się do siebie, ruszyły w stronę miasta.
– Wiesz co? – Tia nagle przystanęła. – Zamaskujmy się jakoś, nie mam nastroju dla fanów.
Yuki przytaknęła i wyjęła ze swojej torby dwie pary okularów przeciwsłonecznych, chustkę na głowę i kaszkiet. Podzieliły to między sobą, a potem, nierozpoznane, wkroczyły do miasta.
Za cel obrały sobie centrum handlowe „Lodowiec”. Był to jedyny taki ośrodek na planecie, więc nic dziwnego, że był oblężany, zwłaszcza w godzinach popołudniowych. Dziewcząt jednak to nie zmartwiło, wręcz przeciwnie: cieszyły się, że teraz jeszcze trudniej będzie je rozpoznać.
– Najpierw do kosmetycznego – zarządziła Yuki, kiedy jechały ruchomymi schodami na pierwsze piętro.
Sklep kosmetyczny o wdzięcznej nazwie Voyage należał do sieci najbardziej ekskluzywnych sklepów w galaktyce. Tia zmarszczyła zabawnie nos.
– Chcesz kupować zwykłą farbę w Voyage? Fortunę na to wydasz!
Yuki wywróciła oczami.
– Dobrze wiesz, że bardziej myślę o tobie.
Tia poczuła zażenowanie.
– O mnie…? – jęknęła. – Ale dlaczego…
Bramkarka z politowniem pokręciła głową.
– Miałam ci to powiedzieć, kiedy chodziłaś z Rocketem, ale jakoś nie mogłam się zdobyć. Teraz, gdy jesteś z D’Jokiem, mogę ci to śmiało powiedzieć: wyglądasz jak szara myszka. Nie daj się prosić, zrobię cię na bóstwo!
– Jakbym słyszała Mei… – Tia westchnęła. Chciała zaprotestować, ale Yuki pociągnęła ją za ramię i obie wpadły do Voyage. Ekspedientka, nienaturalnie opalona farbowana blondynka o ostrym makijażu, długich, różowych tipsach i równie różowym kostiumie, uśmiechnęła się do nich sztucznie.
– Ale lalunia… – syknęła Yuki, kiedy szły wzdłuż regału z farbami do włosów. Przystanęły. – No dobra, doradzaj: jaki kolor?
– Jesteś naturalną szatynką, tak? – zapytała Tia, a kiedy jej przyjaciółka skinęła głową, dodała: – Może wrócisz do tego koloru?
Yuki podrapała się po podbródku. Jej smukłe palce krążyły wokół farb.
– A może czerń? – zaproponowała.
– Nie potrafię wyobrazić sobie ciebie jako brunetki. – Tia założyła ramiona na piersi.
– Ja też. – Bramkarka sięgnęła po pudełko ze zdjęciem wdzięcznej blondynki. – A to?
– Taaak, blond już bardziej – skwapliwie przyznała jej towarzyszka. – Serio, w blond włosach może ci być nawet lepiej niż rudych!
– I to lubię. – Yuki z uśmiechem włożyła pudełko do koszyka. – Szybkie decyzje. Okej, Tia, teraz zabieramy się za ciebie. Kurczę, przydałaby się Mei, mój zmysł wizażystki jest raczej znikomy, ale co tam!, spróbujemy coś z tobą zrobić.
Tia z początku opierała się zakupom nowych kosmetyków, ale po czasie dała się wciągnąć w wir zakupów. Potem uderzyły w sklep odzieżowy, gdzie obie świetnie się bawiły, przymierzając różne ubrania. Następnie odwiedziły księgarnię; obie zakupiły sobie po grubej książce na nudne wieczory i trochę rzeczy z działu papierniczego. Wychodząc z księgarni postanowiły, że zrobią sobie chwilę przerwy i zjadły deser w lodziarni. Jednak ich odpoczynek nie trwał długo, albowiem po chwili buszowały w ekskluzywnym butiku (Tia prawie skręciła sobie kostkę, kiedy próbowała chodzić w szpilkach; nie przeszkodziło jej to jednak w zakupie ich), a moment później w sklepie z biżuterią, później w muzyczym…
– O Matko! – sapnęła Tia, kiedy obie, obładowane jak wielbłądy, opuszczały „Lodowiec”. Straciły dużo pieniędzy na zakupy, ale miały jeszcze spore oszczędności z pieniędzy za wygrany finał, więc mogły sobie pozwolić na małe szaleństwo. – Nie wiem, jak ty, ale ja bawiłam się wspaniale!
– A nie mówiłam? – odparła Yuki tryumfująco. – Wiedziałam, że dasz się wciągnąć!
Ruszyły w stronę Akademii. Dochodziła dziewiąta wieczorem, toteż obie szły szybko, bo wiedziały, że jeśli nie wrócą przed dziesiątą, Aarch da im ostrą reprymendę.
Kwadrans później Tia głośno zaśmiała się z dowcipu opowiedzianego przez Yuki. Nagle jej wzrok przykuła samotna postać, której pomocniczka nie potrafiła rozpoznać w mroku. Jednak wyraźnie odznaczały się charakterystyczne dredy i znajomy krok, na co Tia zareagowała zduszonym okrzykiem. Przystanęła, ruszając ustami jak rybka wyjęta z wody. Yuki, widząc jej dziwne zachowanie, podeszła do przyjaciółki.
– Co się stało? – szepnęła.
Ale Tia nie odpowiedziała, tylko wciąż wpatrywała się w sylwetkę, która teraz się zatrzymała i zmierzała ku nim. Yuki natychmiast skojarzyła, o co chodzi i przybrała wojowniczą pozę. Postać była już przy nich.
Rocket uważnie przyglądał się dziewczynom. Na widok buntowniczej miny Yuki poczuł niemiłe ukłucie, ale widok Tii zabolał go jeszcze bardziej. Jego była dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem, ale po chwili się opamiętała i pewnie stanęła na nogach. Hardo spojrzała mu prosto w oczy.
– Cześć, Rocket – powiedziała tak spokojnie, jak tylko potrafiła.
– Nie jesteś z Mei?! – wypaliła Yuki. – Tak ją kochałeś, że zrobiłeś jej dziecko, a teraz samotnie szwendasz się po Akillianie, zamiast przy niej być?! O ile dobrze wiem, wynieśliście się ne Genesis, więc co ty tutaj robisz?!
Rocket spuścił głowę. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewał się takiej reakcji. Liczył na to, że Tia na jego widok rozklei się i rzuci w jego objęcia, ale najwyraźniej się przeliczył. Nagle naszła go myśl, że może Tia już z kimś jest. Była to wizja tak straszna, że aż otworzył usta i bez ogródek spytał:
– Tia, jesteś z kimś?
Dziewczynę to pytanie najwyraźniej zbiło z tropu, ale nie dała tego po sobie poznać.
– Tak, jestem – powiedziała twardo. – Na dodatek z kimś, kogo bardzo dobrze znasz. Yuki, idziemy.
Ruszyła przed siebie, a Yuki rzuciła Rocketowi ostatnie nienawistne spojrzenie i poszła za przyjaciółką. Chłopak odprowadzał je wzrokiem, a w jego głowie obijały się słowa Tii: Tak, jestem. Na dodatek z kimś, kogo bardzo dobrze znasz… z kimś, kogo bardzo dobrze znasz… A więc kto to był? Jeśli znał tego kogoś bardzo dobrze, to musiał być to ktoś ze Snow Kids. Rocket zmarszczył czoło. Ahito? Nie, raczej nie… Thran? Na pewno nie. Micro Ice? Nie ma szans, on kocha się w Yuki… D’Jok? Tu można postawić znak zapytania… Mark? Czemu nie…
Były kapitan Snow Kids kopnął ze złością kamyk leżący obok, wbił dłonie w kieszenie i z westchnieniem oparł się o chropowatą ścianę.

Tia rzuciła się na łóżko i mocno przytuliła do poduszki. Z jej oczu rzewnie wypływały łzy, ale dziewczyna nie dbała o to, aby je pohamować. Ta cała sytuacja to zbyt wiele, jak na nią… Głupia była, myśląc, że rana po Rocketcie już się zagoiła. Tak wcale nie było, bo dlaczego po spotkaniu z nim leży tu teraz i płacze na całego?
– Jezus Maria, co się stało? – Scheda wytrzeszczyła oczy, widząc zapłakaną Tię.
– Widziałyśmy się z Rocketem – wytłumaczyła Yuki, siadając na łóżku Tii i kołysząc ją w ramionach.
– Ojej… – westchnęła Scheda i przysiadła obok dziewczyn. Nieśmiało położyła dłoń na ramieniu pomocniczki.
Trwały tak dłuższą chwilę, kiedy do pokoju wpadli Thran, Mark i Ahito w szlafroku.
– Słuchajcie, chcieliśmy pożyczyć… – zaczął Thran, ale zamilkł, kiedy zobaczył tę scenerię. – Co się stało?
– Spotkałyśmy Rocketa – powtórzyła Yuki.
– O rany… – Ahito wypuścił ze świstem powietrze. Cała trójka usiadła wokół łóżka Tii, bo na samym posłaniu nie było już miejsca.
Siedzieli tak w kompletnej ciszy, przerywanej tylko szlochem Tii i uspokajającym mamrotaniu Yuki. Wtem drzwi się otworzyły i do pokoju wpadli, jak pewnie łatwo się domyślić, D’Jok i Micro Ice.
– Co wy, na Genesis polecieliście po ten… o w nogę węża, co się stało?
Micro Ice usiadł obok Yuki, a D’Jok wciąż stał w miejscu.
– Co się… – zaczął, ale przerwała mu Scheda:
– Tia i Yuki spotkały Rocketa – wyjaśniła.
– Gdzie? – zapytał natychmiast rudowłosy.
– Koło baru „Pycha” – wyjaśniła Yuki – ale co to ma do rzeczy? Hej, D’Jok, zacze…!
Ale nie dokończyła, bo chłopak już wybiegł z pokoju.
– O Boże! – Tia przełknęła łzy. – On mu coś zrobi!
– Nic się nie martw… – mruknęła Yuki, ale niezbyt przekonująco. – Chłopaki, wynocha, co? – zwróciła się w stronę męskiej części drużyny. – Musimy z Tią pogadać, i nie życzymy sobie waszej obecności.
Mark, Thran, Ahito i Micro Ice wyszli z pokoju dziewcząt, głośno zrzędząc. Cała czwórka skierowała się w stronę świetlicy, żeby obejrzeć wieczore wydanie Wiadomości Arkadia, a kiedy na ekranie pojawiła się twarz niezawodnej Callie, ich ponure myśli uleciały w nicość.

***

Na koniec powiem, że jestem zadowolona z tego rozdziału, a na momencie z okresem sama się z tego śmiałam. ;p


Ostatnio zmieniony przez Alexis dnia Czw 15:13, 01 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Najlepsze forum o Galactik Football Strona Główna -> Wasza twórczość / Opowiadania / III Seria GF - Wasze Opowiadania
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

Wyświetl posty z ostatnich:   
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Skin Created by: Sigma12
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin